Drzwi do komnaty gwałtowanie się otworzyły i wbiegł do niej Kain. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na jego twarzy pojawił się wyraz zdumienia.
- Co tu się stało? - spytał zszokowany.
- Wiele rzeczy - odparł Sarafański wojownik.
Kain podszedł do ciała wampira.
- Raziel... jakim cudem on zginął? Czyżbyś ty, człowieku okazał się tak potężny by pokonać go pomimo Soul Reavera?
- Nie zginąłem, Kainie.
Wampir szerzej otworzył powieki.
- Co!? O czym ty mówisz?!
- To ja jestem Razielem, o którego ci chodzi. W zupełnie nieoczekiwany sposób ja i moja przeszła forma zamieniliśmy się ciałami. Chwilę potem wbiegł Moebius. To on zabił go... myśląc, że to ja.
- Jak to możliwe!
- Nie wiem.
Kain podszedł do ciała Moebiusa.
- Nawet on nie żyje. Musisz mi opowiedzieć, co tu zaszło.
Raziel streścił mniej więcej rozmowę ze swoim ludzkim wcieleniem, moment przebicia ich przez Soul Reavera i atak Moebiusa.
- Ciągle tylko nie rozumiem, dlaczego Soul Reaver sam z siebie zrobił to wszystko? - zakończył Raziel.
- Wygląda to tak, jakby wiedział co ma się stać, że Moebius zaatakuje najpierw ciebie.
- Ale przecież w tamtym wcieleniu byłem nieśmiertelny! Moebius powinien o tym wiedzieć!
- Może chciał cię tylko osłabić?
- Może. Ale skoro moja poprzednia postać była nieśmiertelna, to czemu...
- To twoja dusza jest nieśmiertelna, Razielu.
- Ale on i ja mamy tą samą duszę!
- Jednak jego nie była odpowiednio wykształcona! Twoja żyła dwa tysiące lat dłużej.
- Faktycznie. A może Soul Reaver zamienił nasze ciała, ponieważ to ludzkie jest lepsze. Teraz mogę od nowa budować moją siłę. Kainie! Musisz uczynić mnie ponownie wampirem.
- Naprawdę? Chcesz tego?
- Tak. Jako człowiek nie mam tak wielu możliwości. Wreszcie uwolniłem się od tej strasznej postaci jaką zawdzięczam tobie poprzez wrzucenie mnie do Jeziora Zmarłych.
- A co ze zdolnościami, jakich się nauczyłeś podczas tamtej egzystencji?
Raziel uśmiechnął się.
- Pamiętam wszystkie moce glifów, które odkryłem podczas poszukiwania ciebie, jednak by ich używać muszę być wampirem. Wiem również, jak przeprowadzić mutacje, by woda nie była moim przekleństwem, bym mógł za pomocą daru Dumaha przesuwać ciężkie rzeczy i by wspinać się po ścianach pokrytych pajęczyną. Jednocześnie wcale nie zmienię wyglądu, jak moi bracia. Zdolność Melchiaha nie będzie mi potrzebna. Nie będę już więcej mógł przenosić się między światem żywych i umarłych. Jest to strata, z którą muszę się pogodzić. Jednak... - wyciągnął rękę i po chwili wysunął się z niej widmowy miecz promieniujący niebiesko. - ... to nigdy się nie zmieni. Ta widmowa broń stała się częścią mojej duszy.
- Soul Reaver... to nieprawdopodobne - szepnął Kain.
- Musisz mi jeszcze wyjaśnić Kainie, co z pomocą jakiej miałeś mi ewentualnie użyczyć. Jakim cudem Moebius zdołał odebrać ci swoją laskę?
- Zaatakował mnie od tyłu. Rzucił jakiś czar odurzający. Pamiętam jak zamroczony osunąłem się na posadzkę i zapadłem w stan podobny do snu. Kiedy go zabiłeś czar widocznie minął, bo ocknąłem się zupełnie niespodziewanie jakby nic się nie wydarzyło.
Raziel podszedł do swojego byłego ciała.
- Dobrze, że zmienił się przed śmiercią. Cieszę się, że pogodziłem się z samym sobą. Nie wiem, jak żylibyśmy razem w jednym świecie. Może i lepiej, że stało się tak, jak się stało. Może to najlepsze rozwiązanie. - Spuścił głowę. Na parę minut zapadła cisza. - Co teraz zamierzasz zrobić?
- Te czasy... nie mam wcale ochoty przenosić się jeszcze raz w czasie i burzyć jego równowagę. Wystarczająco namieszaliśmy w tym. Trzeba więc zacząć myśleć nad nową przyszłością.
- Masz coś konkretnego na myśli?
- Przede wszystkim, nie zważając na moją przeszłość, należy oddać serce Janosowi. Wiem, co zrobić, by przywrócić go do życia. Trzeba również zjednać sobie członków Kręgu Dziewięciu. Moebius zginął, pozostała więc tylko Ariel i Mortanius, oraz Malek, który jak wiadomo stanie się Strażnikiem Kolumny Konfliktu. Niedługo przybędą nowi strażnicy na miejsce zabitych. Do tego czasu wszystko już powinno się ułożyć. Nie wiem tylko, co zrobić z Voradorem... Najlepiej, by stanął po naszej stronie. Nie chcę mieć tak potężnego wroga...
- Rozumiem to, co w tej chwili powiedziałeś. Jednak nie znajduję w tym sedna. Do czego to ma doprowadzić?
- To, co powiem Razielu, może cię zdziwić, i to nawet bardzo. Moim celem mianowicie jest to, by w Nosgoth zapanował spokój. By wampiry i ludzie mogli żyć w zgodzie. By w Nosgoth zapanowała równowaga, której od wieków tu brakuje, pomimo Ariel. Chcę rozpocząć Nową Erę dla tego świata. A my, najpotężniejsze wampiry oraz członkowie Kręgu będziemy tymi, co do niej doprowadzą.
Raziel ze zdumieniem pokręcił głową.
- Masz rację. Jestem zdziwiony. I to jak! Jeżeli jest to twój prawdziwy cel, to ci pomogę.
Kain uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że będziesz ze mną. Teraz musimy znaleźć Ariel.
- Tak.
Wyszli z komnaty.
- Gdzie powinniśmy się udać? - spytał Kain. - Ty lepiej znasz twierdzę ode mnie odkąd odzyskałeś pamięć.
- Sądzę, że najpierw powinniśmy udać się do miejsca, gdzie zostali zamordowani członkowie Kręgu.
- Prowadź więc.
Kiedy zaczęli zbliżać się do celu do ich uszu doszedł płacz. Otworzyli wrota do sali. Na jej środku siedziała młoda jasnowłosa kobieta. To ona płakała. Na kolanach trzymała głowę mężczyzny. Jego ciało było pokryte licznymi szarpanymi ranami. Wokół leżało jeszcze sześć równie zmasakrowanym ciał. Jedno z nich należało do Maleka.
- Zabił wszystkich... wszystkich... zabił ich - mówiła przez łzy. Usłyszawszy zamykane drzwi podniosła głowę. Jej oczy rozszerzyły się. - Raziel! To ty żyjesz! Ale co robi ten wampir obok ciebie!
- To prawda, że nazywam się Raziel, ale nie jestem tym, o którego ci chodzi.
- Co? - jej oczy pełne łez rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Czy słyszałaś może o 'niebieskim demonie', który był przy Janosie Audronie przed jego śmiercią i przybył do twierdzy po jego serce?
- Tak. Zamordował on wszystkich twoich braci... - z oczu polała się nowa fala łez.
- Zgadza się. Ten niebieski demon, to ja.
- Nieee...
- Tak. Ja i Sarafański wojownik Raziel byliśmy ta samą osobą, tyle że ja pochodzę z przyszłości odległej o dwa tysiące lat. Poprzez Soul Reavera w niewytłumaczalny sposób zamieniliśmy się ciałami. Chwilę potem Moebius zabił 'niebieskiego demona', w którego ciele znajdowała się dusza tamtego Raziela. Następnie zaatakował mnie, co skończyło się dla niego śmiercią. - Uniósł miecz, który trzymał w prawej dłoni. - Soul Reaver z przyjemnością wchłonął jego krew.
- Jakim cudem... jakim cudem... czemu to ja musiałam przeżyć!
- Ponieważ równowagę trudno przywrócić! W związku z tym, że żyjesz czas może spokojnie lecieć dalej - powiedział Kain.
- A ty kim jesteś wampirze! I jakim prawem mówisz o równowadze!
- Ja również przybyłem z przyszłości. Wiem, jak ma wyglądać ona dla Nosgoth i zrobię wszystko, by ją zmienić. Moebius nie żyje, nie będzie ustawiał wszystkiego wedle swojego życzenia.
- Co-o... ty chcesz zrobić?
- Chcę Ariel, abyś stanęła po naszej stronie. Ty, oraz wszyscy nowi Strażnicy. Pragnę, by w Nosgoth wampiry i ludzie mogli żyć ze sobą w zgodzie.
- Sądzisz, że to możliwe?
- Trzeba próbować, Ariel. Jeśli nie chcesz by ponownie zginął ktoś ci bliski - powiedział Raziel.
- Tak. - Spuściła głowę i spojrzała z czułością na mężczyznę, którego tuliła.
- Jak to... ? - spytał zdziwiony Kain.
- To jej młodszy brat Tobin - wyjaśnił Raziel. - Był Strażnikiem Umysłu.
- To tak jak...
- Zgadza się. Ale to przyszłość. No bo pewnie na miejsce zabitych przyjdą ci, którzy mieli przyjść.
- Ale nowy Strażnik Czasu... to pozostaje na razie zagadką.
- Tak. Za parenaście lat poznamy wszystkich.
Nagle z zachodniego rogu komnaty zaczęło promieniować czerwono-czarne światło. Odwrócili się w jego stronę. Po chwili wyszedł z niego Mortanius. Na widok Raziela i Kaina jedynie przemknął przez jego twarz ledwie zauważalny grymas zdziwienia. Ariel wstała, położywszy wcześniej delikatnie głowę brata na podłodze, wygładziła sukienkę i rzekła.
- Mortanius... cały i zdrowy oczywiście. Gdy jesteś potrzebny to ciebie nie ma, tak jak Moebiusa.
- Ha! Tyle, że ten głupi starzec jednak dał się zabić.
- Mów więc, w jakim celu przybyłeś.
Mortanius przeszedł w przeciwległą część pomieszczenia i stanął nad ciałem w zbroi.
- Malek... on też był głupcem, takim jak jego pan Moebius. - Spojrzał na zakrwawioną twarz wojownika. Jego oczy były szeroko otwarte, co mogło świadczyć o tym, że został zaatakowany znienacka. - Zawiódł wtedy, gdy był najbardziej potrzebny... co przypłacił życiem. Ale to zbyt mała kara.
Uniósł ręce. Zaczęły z nich wypływać fale granatowego światła i wchodziły w Maleka. Po chwili ciało wojownika zniknęło. Pusta zbroja uniosła się, dołączył do niej hełm leżący kawałek dalej. Na chwilę wydobyło się z niej światło, które oślepiło wszystkich prócz Mortaniusa. Gdy otworzyło oczy zobaczyli, że zbroja stoi tak, jakby w środku znajdował się człowiek, jednak otwory w hełmie były złowieszczo ciemne.
- Teraz stał się on nowym Strażnikiem Kolumny Konfliktu. Jego dusza została uwięziona w tej zbroi. Jest nieśmiertelny oraz zyskał ogromną siłę. Będzie musiał nadal bronić pozostałych członków Kręgu do swojej śmierci, co w jego sytuacji będzie dość trudne do zrobienia. - Zakończył uśmiechając się złowieszczo.
Niespodziewanie Kain wyrwał Razielowi Soul Reavera. Błyskawicznie zrobił kilka kroków w stronę Mortaniusa i będąc niedaleko rzucił się na niego i krzyknął:
- Na to właśnie czekałem!
Strażnik Śmierci nie miał najmniejszych szans. Nie zdążył nawet krzyknąć. Miecz przeciął go na dwie części. Na podłogę polała się nienaturalnie ciemna krew.
- Panie Mortaniusie! - krzyknął Malek i rzucił się w stronę Kaina. Ten wystawił ostrze w jego stronę.
- Nie waż się - rzekł. - Jeżeli chcesz nadal bronić tych, co zostali i tych co będą.
Malek momentalnie stanął.
- Czemu to zrobiłeś? - spytał Raziel.
- Ponieważ wykonał już swoje zadanie. Stworzył nowego Strażnika Konfliktu. A przecież znasz moją historię i wiesz, że to on sprowadził Hash'ak'gika, który zabił Ariel; oraz doprowadził do stworzenia mnie.
- Faktycznie. To było dobre posunięcie, by do tej równowagi, o której mówiłeś, doprowadzić.
- Ile śmierci... ile śmierci - Ariel znów osunęła się na kolana i ukryła twarz w dłoniach.
Kain podszedł do niej i położył dłoń na jej plecach.
- Ale to już koniec, Ariel. Powiedz, czy teraz będziesz z nami współpracować?
- Zostaw mnie potworze. - Gwałtownie się podniosła, wytarła nowe łzy i dumnie uniosła głowę. - Dobrze, na razie zaufam ci. Jeśli jednak zaczniesz coś kombinować, to wtedy Malek nie powstrzyma się przed zabiciem cię.
- Dobrze. Wiedz jednak, że naprawdę dążę do tego, o czym mówiłem. Oczywiście Malek również jest po naszej stronie?
- Skoro pani Ariel zaufała ci, to ja nie mam wyjścia i również to robię, wampirze. Pamiętaj jednak, że będę czuwać!
Kain jedynie lekko się uśmiechnął. Spojrzał na Soul Reavera, który upajał się krwią ostatniej ofiary.
Nagle bez woli Raziela z jego prawej dłoni wysunął się widmowy Soul Reaver. Z ciała Mortaniusa uniosła się jego dusza i miecz błyskawicznie ją wchłonął. Zrobił to z taką siłą, że Raziel zatoczył się do tyłu i upadł na kolana. Przytrzymał się na rękach by nie upaść całkowicie. Przez chwilę ledwo mógł złapać oddech.
- Co się stało? - spytała Ariel. - Co to za dziwna rzecz wyłoniła się z jego ręki?
- To widmowa wersja Soul Reavera, którego trzymam dłoni. On i Raziel mają ta samą duszę. Nie pytaj dlaczego.
- Chyba przestanę się dziwić pewnym rzeczom. A to, co przed chwilą widziałam? On tak po prostu wchłonął duszę Mortaniusa?
- Tak. Czy nic ci nie jest, Razielu?
Raziel wstał i schował Soul Reavera.
- Nie. Już wszystko w porządku. Nie wiem, dlaczego Soul Reaver to zrobił.
- Jeżeli wszystko dobrze, to zostawmy to na razie.
- Dobrze... dobrze... wchłonął duszę. - Ariel wstała i uśmiechnęła się. - Chyba nie będę się przy was nudzić.
Uśmiechnęli się również. Raziel wiedział, że Ariel była naprawdę bardzo wesołą i pełną życia kobietą.
- Trzeba chyba najpierw pochować zmarłych - stwierdził Raziel.
- Tak. I to jak najszybciej - poparła Ariel. - Ale najpierw przenieśmy je do kaplicy. Dzisiaj jest już zbyt późno na pogrzeby. Jutro się tym zajmiemy. Trzeba będzie wszystkim oznajmić, co się stało.
Malek wezwał kilku ludzi, którzy z początku byli zszokowani tym, że ich szef nie ma ciała, jednak on zbył ich jakimś tymczasowym wytłumaczeniem. Kiedy zobaczyli Kaina oraz Raziela, który wcale nie był tym, którego znali przestali się wszystkiego dziwić. Razem przenieśli ciała do kaplicy. Ariel była zszokowana patrząc na ciało 'niebieskiego demona'. Nie sądziła, że ciało ludzkie mogłoby kiedyś tak wyglądać. Najgorzej było z przepołowionym ciałem Mortaniusa. Owinęli je szmatami, by krew nie zalała posadzek. Kiedy wnieśli ostatnie ciało Ariel z Malekiem odmówili nad nimi krótką modlitwę.
- Kainie, a może zrobiłbyś z nich wampirów? - spytał Raziel.
- Nie! Nie pozwalam! - sprzeciwiła się Ariel. - Nie chcę, by mój brat stał się wampirem!
- Chodziło mi tylko o sarafańskich wojowników - wyjaśnił.
- Masz rację, Razielu. Są zbyt silni, by nie wykorzystać ich jako sprzymierzeńców - potwierdził Kain.
- Ale... czy nie jest to... nieodpowiednie? - Ariel nie dawał za wygraną.
- Ariel! Mówiłaś, że będziesz mi ufać. Martwi nam się nie przydadzą, a nie ma innego sposobu, by wrócili do życia. Bo chyba nie chcesz by stali się bezmózgimi zombie!
- No nie...
- Ale zostawmy to do jutra. Ty Razielu chcesz dzisiaj się przemienić czy jutro?
- Co!? Nie mów, że on też...
- Ja już byłem wampirem i wiem, że w tej formie jestem o wiele potężniejszy. I też poczekam do jutra.
- Dobrze. Nie będę się sprzeciwiać - rzekła Ariel. - Czy może macie jakieś życzenia?
- Ja prosiłbym o jakiś pokój i papier oraz coś do pisania.
- Oczywiście, Kainie. Maleku, zaprowadź go do wolnej komnaty i daj to, o co prosił. A ty Razielu?
- Ja... ja wiem, która komnata należy do mnie.
- A nie chcesz niczego więcej?
- No... może coś do jedzenia. Nie jadłem od dwóch tysięcy lat i już zapomniałem, jakie to uczucie.
Ariel uśmiechnęła się.
- Oczywiście. Tylko to?
- I... czy mógłbym prosić o gorącą kąpiel? Czuję, że naprawdę tego również potrzebuję.
Kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Malek, załatwisz również to, bo ja czuję się taka zmęczona. Po dzisiejszym dniu nie mam już na nic siły.
- Oczywiście.
Malek jakby zupełnie nie dziwił się temu, kim jest teraz. Jakby razem z przemianą Mortanius dał mu o tym wiedzę. A pozostali starali się nie zwracać na to uwagi.
- No więc dobranoc, do zobaczenia rano - rzekła Ariel i udała się w stronę drzwi.
Kłęby pary unosiły się prawie pod sufit. Część zdążyła już ochłodzić się i opaść w postaci maleńkich kropelek na jego ciemnych rzęsach i zaróżowionych policzkach. Odetchnął głęboko, a następnie wciągnął w nozdrza zapach mydła rozchodzący się po pokoju. Już dawno nie czuł się tak cudownie. Wreszcie miał ciało! I to takie stuprocentowe! Chociaż od jutra postanowił zacząć wprowadzać w nie zmiany. Jednak powinien po nich poczuć się przecież lepiej.
Ciągle czuł w ustach smak kolacji. Już dawno zapomniał, jak smakuje pieczeń. I niedługo pewnie znów to się stanie. Nie mógł jednak zostać w tej postaci. Wiedział, że gdyby dłużej był człowiekiem, to nie zdecydowałby się na przemianę w wampira. Życie człowieka, choć krótkie, odznaczało się wieloma przyjemnościami, chociażby takimi jak gorący posiłek czy kąpiel. Jako wampir interesować się będzie przede wszystkim rozwijaniem swojej siły...
Otworzył oczy i spojrzał na swoją dłoń.
Dłoń...
To takie dziwne uczucie mieć znów pięć palców. Pazury są dobre do walki, mocne i bez delikatnej cienkiej skóry. Jednak nie możesz nimi podnieść chociażby widelca. Z drugiej strony to po co wampirowi podnosić widelec?
Powoli układał sobie w głowie wszystkie nowe wspomnienia. Napawał się tym. Bo w rzeczy samej, było to cudowne uczucie. Odzyskać coś, o czym się nawet nie marzyło.
Myślał, jakie to wszystko ironiczne. Już drugi raz stanie się wampirem. Tym razem chyba bezpowrotnie. Koniec z podróżami w czasie.
Zastanawiał się również nad tym, czy to, o czym mówi Kain jest jego prawdziwym celem. Coś mu się w tym wszystkim wydawało dziwnego, ale postanowił się tym nie przejmować. Nie dzisiaj. Jeszcze przez te kilka godzin bycia człowiekiem będzie myślał jedynie o rzeczach przyjemnych.
Przypomniał sobie swoich rodziców. Co by powiedzieli wiedząc, jaki los czeka ich jedynego syna? Byli oni cudownymi ludźmi. W domu panowała zawsze atmosfera szczęścia. Pomimo przejściowych kłopotów starali się żyć dalej. Ojciec czasami przechodził trudne chwile. Nie zawsze jest przecież zapotrzebowanie na broń. Matka potrafiła wyrabiać świece i mydło. Jej wyroby były bardzo popularne. Ozdabiała również część broni wyrabianą przez ojca. Byli zdolnymi ludźmi. Ona spokojna i zrównoważona, on czasami porywczy, ale pasowali do siebie.
I kochali go...
Raziel poczuł jak po jego policzku spływa ogromna gorąca łza.
Płacz... zapomniany przez wieki tak samo jak tęsknota, którą ze sobą niósł.
Pamiętał jak matka, kiedy dowiedziała się o śmierci ojca, popadła w nieznaną chorobę. Zaczęła się zbyt szybko starzeć. Nic praktycznie jej nie cieszyło. Żyła tylko dla niego. Jednak nadszedł czas, prawie dwa lata później, kiedy organizm nie wytrzymał ciągłej udręki. Zmarła w nocy zostawiając syna samego. Wtedy on postanowił to, o czym myślał już od dawna. Wyruszył do Zakonu Sarafan.
Raziel uświadomił sobie, jak bardzo chciałby się spotkać z rodzicami. Czyżby nadal potrafił kochać? Zamknął oczy i pozwolił otoczyć się napływającymi wspomnieniami i uczuciami.
Zanurzył się po czubek głowy w ciągle ciepłej wodzie. Potrząsnął energicznie głową by opłukać z włosów resztki mydła. Po chwili znów powrócił na powierzchnię. Siedział w bali dopóki woda nie zaczęła robić się już powoli zimna. Wyszedł i wytarł się zostawionym przez Maleka ręcznikiem, a następnie ubrał się w płócienną koszulę i spodnie. Chociaż mieszkał w tym pokoju tak dawno, dokładnie pamiętał, gdzie się wszystko znajduje.
Wytarł jeszcze dokładniej włosy i rzucił się na łóżko. Poczuł, jak ciążą mu powieki.
Sen... o nim również zapomniał. Prawie, bo teraz spadł na niego zupełnie niespodziewanie. Nie chciał spać! Przecież miał porobić jeszcze tyle rzeczy jako człowiek...
Szybko wszedł pod kołdrę. Ledwie przyłożył głowę do poduszki, a już objęły go cudowne skrzydła snu.
Obudziło go natarczywe pukanie do drzwi.
- Raziel! Raziel, wstawaj! Co ty tam robisz?
Kain...
Powoli otworzył oczy i przeciągnął się. Usiadł na łóżku. Zauważył na stoliku wypaloną świecę. Widocznie zapomniał jej zgasić przed zaśnięciem. Odciągnął kołdrę i opuścił stopy na podłogę. Cofnął je. Posadzka była strasznie zimna. Kolejne zapomniane odczucie. Stóp również nie miałem od dawna, pomyślał i uśmiechnął się. No i dolnej szczęki. Ale jej akurat nie zamierzam ponownie stracić.
Zrobił szybki krok i stanął na dywanie, którym spokojnie doszedł do drzwi. Ledwo je otworzył i do środka wpadł Kain.
- No! Co tak długo! - powiedział i zmierzył Raziela wzrokiem od stóp do głowy. Szczególnie dziwnie patrzył na lekko podkrążone oczy i potargane włosy. - Spałeś?
Mina Raziela starczyła za odpowiedź.
- Zapomniałem, że nadal jesteś człowiekiem. Ale już zaraz to zmienimy.
Przez twarz Raziela przemknął lekki grymas. Odwrócił głowę i spojrzał za okno na wirujące płatki śniegu.
- Nie mów mi, że zrezygnowałeś?
Raziel przymknął oczy na dłuższą chwilę.
- Nie, nie zrezygnowałem.
- To dobrze. A teraz ubieraj się szybko i przyjdź do Kaplicy. Ariel i Malek już tam są. Kończymy przygotowywanie ciał.
Raziel zamknął za Kainem drzwi i oparł się o nie. Opuścił powieki. Już za parę minut wszystko będzie inne. Znowu...
Założył sarafańską zbroję. Sądził, że będzie najbardziej odpowiednia. Pomyślał, że będzie musiał poprosić Melchiaha, by ją przerobił. Ta była za ciężka i zbyt zabudowana. Jako wampir nie będzie potrzebował takiej ochrony.
Jako wampir. Przecież Melchiah też nim się stanie, tylko w inny sposób niż on. Będzie musiał zapytać Kaina, czy mógłby zachować pamięć... im wszystkim. Wtedy będą mogli znowu stanowić drużynę! Jeżeli mu przebaczą... przecież to on ich zabił! Ehhh... o tym pomyśli się potem.
Kiedy dotarł do kaplicy wszystkie ciała leżały odpowiednio przygotowane. Ariel, w czarnej długiej sukni, siedziała przy ciele brata, które tak, jak pozostałych Strażników, spoczywało w trumnie. Obok niej stał Malek. Jego ramię przepasane było czarną chustą. Pozostali wojownicy nosili takie same.
Pod przeciwległą ścianą ułożone były zwłoki Sarafan. Każde miały na wysokości serca ranę przechodzącą przez ciało na wylot. Kain stał obok i czekał. Raziel podszedł do niego.
- Czy mógłbyś zrobić to tak, by pamiętali swoje wcześniejsze życie? - zapytał od razu o to, co było dla niego najważniejsze. - Bo ja oczywiście zachowam moje wspomnienia?
- Tak. Ponieważ ciebie stworzę w inny sposób. A co do nich to mówię jedynie, że postaram się.
- No cóż. Dobre i to.
- Więc jak? Zaczynamy? Ty musisz być pierwszy, żeby potem ewentualnie mi pomagać.
- Tak. Co mam robić?
- Zdejmij lewą rękawicę.
- Już. Co teraz?
- Ja zrobię resztę.
Kain uniósł swoje dłonie i szponami u prawej przeciął swój lewy nadgarstek. Szybko chwycił odsłoniętą rękę Raziela i zrobił to samo. Mężczyzna syknął z bólu. Kain momentalnie złączył ich krwawiące ręce i mocno ścisnął. Raziel poczuł jak coś dziwnego dzieje się z jego ciałem. Chciał krzyczeć, ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Upadłby, ale usłyszał głos Kaina, który krzyknął do Maleka by go podtrzymał. Po chwili opierał się już na jego zbroi. Z każdą sekundą do krańców ciała dochodził palący ból. Falami zalewał jego wnętrze. Zaczynało brakować mu powietrza. Kiedy myślał, że już dłużej nie wytrzyma wszystko momentalnie ustało. W tym momencie stracił władzę nad swoim ciałem i upadł na posadzkę.
Przez pierwsze minuty nie czuł zupełnie nic. Po jakimś czasie zaczęło do niego dochodzić słabiutkie pukanie. To serce powoli zaczynało znów bić. Przez lekko uchylone powieki zobaczył, że Kain podstawił mu pod usta swoją naciętą dłoń. Jego odmienione ciało zareagowało instynktownie. Przyłożył wargi, lekko wbił przed chwilą wydłużone zęby i zaczął pić. Krew cudownie na niego działała. Poczuł jak odzyskuje władzę w członkach. Kain w odpowiedniej chwili zabrał rękę. Raziel opuścił powieki. Kiedy poczuł się na siłach podniósł się. Otworzył oczy i zamrugał. Czuł się dziwnie. Trochę inaczej niż jak był generałem Kaina. Obejrzał się na pozostałych. Ich twarze przybrały dziwny wyraz. A szczególnie Ariel. Wyrażały coś, co najbliżej mogło przypominać przerażenie.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ