Raziel wchodzi do komnaty Chronoplastu i podziwia jej warstwową budowę, kondygnacje, krużganki i tajemnicze mechanizmy przypominające wielkie zegary oraz jeden wielki mechanizm zawieszony na samej górze komnaty, pod kopułą, na której widnieje ogromna mapa nieba. Po drugiej stronie znajduje się portal, przypominający falującą mgłę. Jednak Raziela tak naprawdę nie interesuje nic z tych rzeczy. Szuka Kaina. Najpierw słyszy głos, a dopiero potem zauważa wampira, który wyszedł z cienia, na górnym poziomie komnaty.
Kain: Nareszcie. Muszę powiedzieć, że jestem zawiedziony twoimi postępami. Myślałem, że będziesz tu wcześniej. Powiedz - zmartwiło cię zamordowanie twych braci?
Raziel powoli schodzi po schodach, na sam dół komnaty, nie zdejmując z Kaina oczu.
Raziel: Zmartwiło cię skazanie mnie na otchłań?
Jedyną odpowiedzią Kaina jest ironiczny śmiech. Potem wampir cofa się do jednego z tajemniczych zegarów i przekręca go.
Kain: Wieczność jest nieskończona, Razielu. Gdy po raz pierwszy wkroczyłem do tej komnaty, wieki temu, nie pojmowałem prawdziwej mocy płynącej z wiedzy.
Kain kończy ustawiać zegar i Chronoplast budzi się do życia.
Kain: Poznać przyszłość, Razielu... widzieć jej ścieżki i strumienie rozchodzące się w nieskończoność... Jako człowiek nigdy nie mógłbym poznać tych zakazanych prawd... Jednakże każdy z nas jest teraz czymś więcej aniżeli był kiedyś... Czy nie czujesz całą swą duszą, jak bardzo staliśmy się bogami? I jako tacy, czy nie staliśmy się niepodzielni? Tak długo jak choćby jeden z nas istnieje, jesteśmy całą armią.
Kain schodzi po schodach i zmierza w kierunku drugiego zegara.
Kain: Nasze przyszłości zostały przewidziane - Moebius przewidział moją eony temu. Każdy z nas odgrywa rolę, którą powierzył mu los. Wolna wola to złudzenie.
Kain przekręca kolejną wskazówkę na zegarze. Raziel spogląda na niego z samego dołu komnaty.
Raziel: Odnalazłem Grobowiec Sarafan, Kainie. Jak mogłeś zmienić kapłana Sarafan w wampira?!
Rozwścieczony, Raziel rzuca się na Kaina... który z łatwością powstrzymuje Raziela łapiąc go pazurami za szyję, zanim ten jeszcze zdążył do niego dolecieć i trzymając w powietrzu.
Kain: Dlaczegóż by nie? Trzeba trzymać przyjaciół blisko siebie, Razielu (przysuwa twarz Raziela do swojej), a wrogów jeszcze bliżej.
Kain bez wysiłku rzuca Razielem przez całą komnatę, aż ten ląduje na samym jej dole, a sam zeskakuje z wyższego poziomu i zaczyna powoli podchodzić do Raziela.
Kain: Któż mógłby służyć mi lepiej niż ci, których namiętność i pasja, w tym co robią, wykraczają poza pojęcia dobra i zła?
Raziel powoli podnosi się, rozwścieczony i poniżony, i szybko odwraca się do Kaina.
Raziel: Sarafanie byli zbawcami, broniącymi Nosgoth przed zniewoleniem, które my reprezentujemy. Moje oczy zostały otwarte, Kainie - nie znajduję szlachetności w tym nieżyciu, które narzuciłeś na moje zwłoki bez mojej zgody.
Raziel ponownie rzuca się na Kaina, ale temu ponownie udaje się uniknąć ciosu. Raziel jednak nie daje za wygraną i uderza ponownie i tym razem udaje mu się przygwoździć Kaina do ściany i przydusić ramieniem. Kain w ogóle nie przejął się atakiem Raziela, wciąż jest opanowany, spokojny i lekko rozbawiony. Wydaje się nie zwracać uwagi na ramię Raziela na swym gardle.
Kain: Być może odkryłeś swoją przeszłość, ale tak naprawdę nic o niej nie wiesz! Myślisz, że Sarafanie byli szlachetni? Altruistyczni?
W tym momencie Kain odpycha od siebie Raziela swoją energią telekinetyczną i ten znów przelatuje przez komnatę i ląduje na przeciwległej ścianie, demolując ją. Kain śmieje się i podchodzi do trzeciego, ostatniego już zegara.
Kain: Nie bądź śmieszny. Ich plany i zamiary były takie same jak nasze.
Kain przekręca ostatnią wskazówkę. Ramiona Chronoplastu unoszą się do góry i portal na najwyższym piętrze komnaty budzi się do życia.
Kain: (drwiąco) Prawie mnie miałeś, Razielu...
Kain znika w kuli światła i ponownie pojawia się przy portalu.
Kain: Ale to nie tutaj - lub tak - się kończy. Przeznaczenie gotuje nam więcej zwrotów, nim ten dramat całkowicie się rozwinie...
Kain odwraca się i powoli wchodzi w portal. Raziel szybko się podnosi i biegiem rzuca się na górę. Zatrzymuje się przed samym portalem, przez chwilę spogląda na niego i przywołuje upiorne ostrze, a potem szybko wskakuje w portal.
Raziel, zawieszony w pustce i ciemności, słyszy nieznany mu głos, wołający do niego przez fale eteru. Potem powoli opada na ziemię i wtedy ciemność się rozjaśnia ukazując komnatę, a z mgły wyłania się Moebius, Rzeźbiarz Czasu, i wita go.
Moebius: Raziel... Zbawiciel i niszczyciel... Pionek i mesjasz... Witaj, wieczna duszo... Witaj... u progu swego przeznaczenia...
Kontynuując swoją przemowę, Moebius mówi dalej, ale już bez takiego patosu.
Moebius: "Gdzie jestem?" to zwykle padające pytanie. W twoim przypadku "kiedy?" byłoby bardziej właściwe.
Raziel od razu rozpoznał Moebiusa i przypomniał sobie jak niebezpieczny on jest. Podnosi Reavera w obronie, ale wtedy kula na kosturze Moebiusa rozjarza się jaskrawym światłem i upiorne ostrze znika. Zaalarmowany tym i jeszcze bardziej przez to podejrzliwy, Raziel idzie w kierunku Moebiusa.
Raziel: Dobrze więc, stary padalcu - jeśli wolisz, bym użył gołych rąk...
Raziel łapie starca za kark i przygważdża do ściany. Moebius przez moment jest zdziwiony i wystraszony.
Moebius: To całkowicie niespodziewane! Ta kula unieszkodliwia naszych wampirzych wrogów, czyniąc ich bezbronnymi i ubezwłasnowolnionymi. Dziwnym zbiegiem wydaje się wywoływać taki sam efekt na twej osobliwej broni. Lecz musisz mi uwierzyć - nie chcę twej krzywdy.
Raziel: Możesz zrzucić tę dobrotliwą fasadę, Moebiusie. Wiem kim - i czym - jesteś. Powinienem się zabić na miejscu...
Podczas przemowy Raziela zachowanie Moebiusa zmienia się całkowicie. Już nie jest starym magikiem; ten Moebius jest opanowany, pewny siebie i ma pełną kontrolę nad sytuacją.
Moebius: (śmiejąc się) Być może powinieneś, mój chłopcze. Ale nie zrobisz tego.
Raziel zaciska pazury na gardle Moebiusa.
Raziel: Jesteś tego pewien, Moebiusie?
Wydaje się, że Moebius w ogóle nie jest poruszony groźbami Raziela.
Moebius: Moja rola jako Strażnika Czasu, daje mi pewien rodzaj wszechwiedzy, Razielu. Nie, nie zabijesz mnie. Ten zaszczyt należy do twego stwórcy, Kaina, jakieś trzydzieści lat od teraz.
Raziel puszcza go gwałtownie, z obrzydzeniem.
Raziel: Hmpf... Dobraliście się - jesteś tak samo fatalistyczny jak i on.
Moebius: (śmiejąc się łagodnie) Śmierć przychodzi do każdego z nas, Razielu. To tylko kwestia czasu.
Całkowicie opanowany, Moebius odwraca się do Raziela plecami i wychodzi z komnaty.
Raziel: Jak to możliwe, że znasz moje imię? Nigdy się nie spotkaliśmy.
Moebius: Wręcz przeciwnie, Razielu - znam cię bardzo dobrze... I bardzo zasmuca mnie to, jak Kain cię wykorzystał. Znałem cię, gdy byłeś w bractwie Sarafan, Razielu. Byliśmy sobie nawet bliscy.
Raziel: (ze wstrętem) Och, proszę...
Moebius: Na szczęście nie musisz mnie kochać, by być moim sprzymierzeńcem...
Raziel idzie za Moebiusem do przyległej komnaty, zbudowanej na kształt oktagonu. Ściany jej pokryte są malowidłami przedstawiającymi zamordowanie sześciu Strażników Kręgu przez wampira Voradora wiele wieków temu. Obrazy jednak są dziwnie jednostronne. Strażnicy są przedstawienie jako męczennicy, a Vorador jako krwiożercze monstrum. Na środku komnaty stoi dziwna 'chrzcielnica' pięknie zdobiona tajemniczymi symbolami.
Raziel: Jesteśmy w Fortecy zakonu Sarafan?
Moebius: Tak, lecz obawiam się, że dni chwały Sarafan dawno już przeminęły. To bardziej... cyniczny i barbarzyński wiek. Moja najemna armia zamieszkuje fortecę - staramy się oddać cześć pamięci Sarafan naszą skromną krucjatą.
Raziel, zaintrygowany, ogląda malowidła w komnacie.
Raziel: Czy to wampir Vorador?
Moebius: Tak, pogromca Kręgu. Najbardziej zdeprawowany i dekadencki przykład całej tej zdegenerowanej rasy. Zarżnął sześciu moich towarzyszy, Strażników, gdy bezbronni, ukrywali się w tej komnacie.
Raziel: (niedowierzając) A ty w jakiś sposób przeżyłeś tę masakrę?
Moebius: Ja i dwóch innych, Krąg został spustoszony; ocalała jedynie nasza trójka.
Raziel: (pogardliwie) Dogodnie... Wybaczysz, że naiwnie nie uwierzę we wszystkie ochłapy informacji, które mi podrzucasz. Masz reputację oszusta.
Moebius: A kto tak brutalnie mnie pomówił? Twój złoczyńca, Kain. Ten, który cię zdradził i zniszczył. Nasz wspólny wróg. Weź pod uwagę źródło, nim mnie ocenisz nazbyt surowo. Zapomnijmy więc o odnawianiu naszej dawnej znajomości. Rozważ jednak sojusz oparty na wspólnych podwalinach - obaj chcemy Kaina martwego. Mogę pomóc ci tego dokonać.
Raziel: Nie chcesz się w to mieszać, starcze. Wiem wszystko o twoich parszywych, małych knowaniach, lecz tu brakuje ci po prostu gruntu pod nogami.
Moebius: Nie doceniasz mnie, Razielu. Pozwól, że ci pokażę...
Moebius czarami rozpala cztery świece stojące na brzegu 'chrzcielnicy', a w będącej wewnątrz wodzie zaczyna pojawiać się obraz. Najpierw jest niewyraźny, ale potem ukazuje Kaina. Raziel, jak zahipnotyzowany, zagląda do 'chrzcielnicy'.
Moebius: Nawet teraz Kain czeka na ciebie, nieświadom, że wyłowiłem cię ze strumienia czasu i przywiodłem tu do siebie.
Obraz w wodzie lekko się zniekształca i pokazuje teraz Kaina stojącego na polanie, u podstawy Filarów, najwyraźniej czekającego...
Moebius: Spójrz jak ciągnie go do tych samych Filarów, które przeznaczone mu jest zniszczyć, pochopnie myśląc, że ci umknął.
Raziel: (zafascynowany) Filary wciąż stoją w tym czasie?
Moebius: Tak, Razielu - są odzwierciedleniem boskich mocy, chroniących życie na tym świecie. My, którzy służymy Filarom, podtrzymujemy tę delikatną równowagę - a przeznaczeniem Kaina jest bycie apogeum, w którym ta równowaga zostanie zachwiana. Przypuszczam, że poznałeś już pustkowie poczynione przez jego straszliwą, samolubną decyzję. Sama egzystencja Kaina jest rakiem tego świata. Tak długo, jak on żyje, całe Nosgoth jest w niebezpieczeństwie.
Obraz w wodzie całkowicie znika.
Moebius: Być może nigdy już nie będziesz człowiekiem, Razielu... lecz możesz z powrotem posiąść istotę człowieczeństwa i szlachetność twego Sarafańskiego dziedzictwa. Idź do niego, Razielu, i zakończ to. Wpierw jednak będziesz musiał odnaleźć wyjście z Fortecy, ale obawiam się, że w tym nie mogę ci pomóc. Moi żołnierze nie zrozumieją twej obecności tutaj - będą próbowali cię zabić. Nie musisz się ich jednak obawiać - nie stanowią dla ciebie żadnego wyzwania. Staraj się jednak zminimalizować ofiary, lecz zrób, co będziesz musiał. (złowieszczo) Wszystkie wielkie posunięcia wymagają kilku męczenników...
Gdy Moebius zniknął, Raziel w końcu miał czas na samotne przyjrzenie się komnacie.
Raziel V.O.: W końcu sam, obejrzałem me otoczenie i odkryłem drugą Komnatę Czasu, z takim samym wejściem, poza jedną różnicą. Ten kryształ miał jakieś znaczenie, ale jakie? Tego jeszcze nie odkryłem.
Wychodząc na korytarz Raziel przygląda się reszcie wystroju Twierdzy.
Raziel V.O.: W całej Twierdzy odkrywałem dowody mej dawnej szlachetności i życia jako kapłana Sarafan. To było dziedzictwo tak brutalnie wyrwane mi w momencie, gdy Kain najechał mą świętą kryptę i mnie zbezcześcił.
Raziel wchodzi do głównego hallu.
Raziel V.O.: Poza zasięgiem przeklętej laski Moebiusa, mogłem poczuć powoli powracającą moc Reavera. Jeśli ta kula osłabiała wampiry, tak jak to zrobiła z Reaverem, to dawała ona Moebiusowi ogromną przewagę nad wrogami. W końcu zrozumiałem, jak krucjata Moebiusa była w stanie tak skutecznie zdziesiątkować wampiry. Jeśli mógł unieruchamiać swych wrogów, byli oni wtedy na jego łasce. Zastanawiałem się jednak, dlaczego laska miała jakikolwiek wpływ na Reavera?
Raziel po raz pierwszy wchodzi do głównej sali Twierdzy i odczuwa niewytłumaczalne zniekształcenie, które nasila się gdy podchodzi do głównej kaplicy.
Raziel V.O.: Gdy zbliżyłem się do wewnętrznego sanktuarium Fortecy, opanowało mnie dziwne, nie dające się opisać uczucie przemieszczenia, zawrotu, gdy sama rzeczywistość zdawała się przemieniać i zaginać wokół mnie. Wydawało się, że zakłócenie to emanowało z ołtarza na końcu kaplicy. Gdy ostrożnie podchodziłem, uczucie przemieszczenia nasilało się z każdym krokiem.
Gdy Raziel wchodzi do kaplicy widzi witraż upamiętniający zamordowanie Williama przed Kaina. Na końcu kaplicy stoi kamienny sarkofag męczeńskiego królewicza.
Raziel V.O.: A więc to był grobowiec ukochanego króla Williama Sprawiedliwego, przedstawionego tu jako męczennika i powód krucjaty Moebiusa. Przypomniałem sobie o podróży Kaina jako młodego wampira, jak Moebius zmusił go do podróży w głąb historii i zabójstwa Williama i tym samym rozniecenia wśród mieszkańców Nosgoth wyniszczającej nienawiści do wampirów.
Raziel wchodzi dalej do kaplicy, staje przy sarkofagu i w końcu dociera do niego, że służy ona także jako ołtarz, ponieważ wyryta na płycie sarkofagu podobizna królewicza trzyma Soul Reavera złamanego na dwoje.
Raziel V.O.: Tu odkryłem źródło przemieszczenia - samego Soul Reavera, leżącego tu niczym jakiś święty relikt... I najwyraźniej złamanego w bitwie pomiędzy Williamem, a Kainem. Nie przypuszczałem, by taka rzecz była możliwa... Oczywiście do czasu, aż Kain roztrzaskał ostrze o mnie, gdy próbował mnie zgładzić.
Raziel, w zadumie, spogląda na swą prawą rękę.
Raziel V.O.: I tak duch zamieszkujący Reavera został uwolniony i przywiązał się do mnie, stając się mą symbiotyczną bronią.
Zahipnotyzowany obecnością Reavera, Raziel niepewnie po niego sięga. Jakby w sympatii, upiorne ostrze budzi się do życia.
Raziel V.O.: Tak oto Reaver spotkał swoje poprzednie ja, wciąż uwięzione w swej materialnej powłoce... Patrzyłem, zahipnotyzowany, jak upiorne ostrze pojawiło się i owinęło wokół fizycznego ostrza...
Raziel delikatnie wodzi ręką po ostrzu, a gdy dochodzi do rękojeści, jego ręka sama za nią chwyta. Reaver przejął kontrolę.
Raziel V.O.: Obejmując swego bliźniaka, swe lustrzane odbicie, długo uśpiony duch Reavera teraz zupełnie się przebudził. I po raz pierwszy poczułem prawdziwą obecność tej drugiej istoty - myślącej, wygłodniałej i obłąkanej z powodu tysiącleci zamknięcia... Teraz Reaver miał całkowitą kontrolę - a ja, w tej chwili jego bezradny nosiciel, poczułem jak ma dusza zostaje wysysana, by odnowić ostrze.
Raziel, bezradny, patrzy z trwogą jak Reaver wysysa jego duchową energię przez jego rękę do złamanego miecza. W końcu dwie połowy scalają się i miecz ponownie jest cały. Reaver uwalnia Raziela, z którego wyssał prawie całą energię, w ostatniej chwili.
Raziel V.O.: Reaver wiedział jednak, że nie może zniszczyć swego nosiciela i gdy zbliżyłem się do granicy zapomnienia, ostrze zwolniło na mnie swój uścisk. Gdy dochodziłem do siebie zrozumiałem, że byliśmy teraz ze sobą związani kruchym przymierzem - Reaver nie był już tylko mą symbiotyczną bronią, lecz rozumnym, rywalizującym o władzę pasożytem.
Gdy odzyskał siły, Raziel zauważył, że za nim stoi Moebius, przyglądający mu się z głęboką fascynacją. Rozwścieczony, Raziel odwraca się do Moebiusa i zaczyna grozić starcowi połączonymi teraz ostrzami.
Raziel: Co mi zrobiłeś, Moebiusie?! To twoja pułapka?!
Moebius: (z obawą) Jakże moja?! Nie zapominaj, że to Kain cię tu sprowadził, nie ja! Podczas gdy mnie przeklinasz, jedyną duszę w Nosgoth zdolną cię poprowadzić i dopomóc, Kain śmieje się z naszej nieporadności i rozkoszuje się twym strachem.
Raziel, złowieszczo, podnosi na starca oba ostrza.
Raziel: Te ostrza, związane teraz w złowrogiej parze, siały terror w sercach istot potężniejszych od ciebie, starcze. Mogę jedynie wyobrażać sobie, co mogą uczynić twej kruchej duszy, związane ze sobą w ten sposób.
Moebius: Razielu, błagam cię, byś poniechał. To nie moja wina. Chciałem ci jedynie pomóc w twej prawej misji.
Raziel: (kpiąco) Cóż to, drżysz, Moebiusie? Opuściła cię twa pewność siebie? Wygląda, że popełniłeś fatalny błąd nie zabierając ze sobą swej cudownej laski. Czy to z niej bierze się cała twa odwaga?
Moebius: (zdesperowany) Posłuchaj mnie, Razielu - nie wiesz co robisz. Poniosłem ogromne ryzyko, pojawiając się tutaj przed tobą tak bezbronny, lecz chętny udowodnienia mych dobrych intencji. Jeśli pozostała w tobie choć odrobina z Sarafana - nie zrobisz tego. Podczas gdy mi grozisz, twój prawdziwy wróg ci umyka!
Raziel: Nie martw się Kainem, starcze. Już wkrótce dołączy do ciebie w piekle. Tak jak powiedziałeś - śmierć przychodzi do każdego z nas...
Raziel ponownie podnosi ostrza, gotowy ściąć Moebiusa.
Moebius: Tak... Koło Przeznaczenia tego wymaga.
Słowa Moebiusa powstrzymały rękę Raziela.
Raziel: Co powiedziałeś?
Moebius: Koło Przeznaczenia - nieuchronny cykl śmierci i narodzin, do którego przywiązani są wszyscy ludzie. Służymy temu samemu bogu, Razielu.
Moebius odzyskał nieco pewności siebie, gdy zobaczył, że jego słowa mają jakiś efekt.
Moebius: Unicestwić mnie byłoby tym samym, czym zamach na samego pomocnika Boga, a wątpię, byś nawet ty chciał podjąć to ryzyko.
Raziel odrzuca Soul Reavera z obrzydzeniem. Widmowe ostrze oddziela się od fizycznego ostrza i znika.
Raziel: Jestem zmęczony twoimi gierkami, Moebiusie. Teraz, gdy wiem, że się mnie lękasz, nie muszę się dłużej tobą niepokoić.
Moebius: Idź więc, Razielu. Odszukaj Kaina i zniszcz go, w imieniu Jedynego Boga, któremu obaj służymy. Ty, który byłeś niegdyś kapłanem Sarafan - zamordowanym, sprofanowanym, zniszczonym i odrodzonym dzięki Jego łasce - jesteś teraz potężnie uzbrojony, by być Jego agentem, Jego instrumentem restauracji i kary.
Raziel: Ma zemsta jest wystarczającym powodem.
Raziel odwraca się od Moebiusa i wychodzi z kaplicy. Starzec zamyka za nim furtę, tak by się bezpiecznie od niego odgrodzić. Wzdycha a ulgą, potem odwraca się i mówi do siebie na głos:
Moebius: Na mą duszę, prawie mnie miałeś, mój mały, niebieski zabójco. Ale była to jedyna szansa, jaką dostałeś, zapewniam cię.
Moebius znika. W końcu sam, Raziel zatrzymuje się, by przyjrzeć się bliżej swej, teraz ulepszonej, symbiotycznej broni.
Raziel V.O.: Mogłem teraz przyzwać ostrze podle mej woli, niezależnie od mej siły. Lecz raz przyzwany, wygłodniały apetyt miecza nie mógł zostać zaspokojony. Pochłaniał dusze swych ofiar... i jeśli dopuściłbym do jego pełnego rozbudzenia, Reaver obróciłby swój głód przeciw mnie.
Raziel odkrywa w Twierdzy witraż przedstawiający zamordowanie Janosa Audrona przez Sarafan.
Raziel V.O.: A więc to był legendarny Janos Audron - cieszący się sławą najstarszego i najbardziej diabolicznego wampira, jaki kiedykolwiek istniał. Zgodnie z ludowymi przypowieściami, mieszkał na klifach w północnych górach Nosgoth i bezlitośnie żerował na bezbronnych wieśniakach na dole. Jego rządy terroru zakończyły się, gdy Sarafanie w końcu wytropili go i wyrwali jego bijące serce z wciąż żywego ciała. Relikt ten stał się znany jako 'Serce Ciemności' i był podobno obdarzony mocą przywracania wampirzego nieżycia. Dlatego też Sarafanie bardzo go strzegli, by nie wpadł w ręce ich wrogów. Zastanawiałem się jednak, czy Janos Audron rzeczywiście był takim potworem, jakim go tu przedstawiono? Czy była to tylko wyobraźnia artystyczna Sarafan, którzy demonizując swego najmroczniejszego wroga, chcieli dodać sobie renomy?
Raziel dociera w końcu do okrągłej, wysoko sklepionej komnaty, mającej być miejscem pamięci wyniesionych Sarafan.
Raziel V.O.: Dziwne jak ma historia zatoczyła pełen krąg. Odkryłem, że kaplica ta była miejscem pamięci mych dawnych Sarafańskich braci i mnie samego - wszystkich nas tutaj przedstawiono jako męczenników, a potem wszyscy zostaliśmy tak okrutnie wykorzystani przez Kaina, gdy narzucił naszym szlachetnym ciałom swój dar. Po raz pierwszy zobaczyłem wizerunek mego Sarafańskiego ja, upamiętnionego tu pośród mych poległych kamratów. Torturował mnie widok tego, jaki szlachetny i czysty byłem, a jakim nikczemnym demonem stałem się później. I naszło mnie głębokie uczucie zranienia, straty, a uczucie zdrady, które we mnie wezbrało, było tak obezwładniające, że ledwo mogłem je w sobie zdusić. Wszystko, czego pragnąłem w tej chwili, to znaleźć Kaina i go zniszczyć.
Raziel dociera w końcu na taras Twierdzy, z którego może ją opuścić, a który, w tym momencie, dale mu doskonały widok na Nosgoth.
Raziel V.O.: Wyszedłem i po raz pierwszy ujrzałem Nosgoth w jej dawnej wspaniałości. Krainę mlekiem i miodem płynącą i byłem przekonany, że świat, który opuściłem, był niczym innym jak trupem, łuską bez życia wykrwawioną do sucha przez pasożytnicze imperium Kaina. Tu był ten kruchy świat, który Kain poświęcił dla zachowania swego nieistotnego życia i ambicji, nie zważając na wysoką cenę. Widok ten jedynie pogłębił me zdecydowanie. Wyczuwałem, że Filary leżą na północny-zachód stąd i jeśli Kain rzeczywiście czeka na mnie, by się ze mną zmierzyć, to go nie zawiodę.
Na brzegu jeziora, koło Twierdzy, Raziel odkrywa zapieczętowane, kamienne drzwi prowadzące do Kuźni Światła.
Raziel V.O.: Nie posiadałem jeszcze środków na przejście tej bariery, lecz ten tajemniczy symbol wyraźnie był kluczem.
Raziel znajduje pierwszy 'checkpoint'.
Raziel V.O.: Gdy przeszedłem obok tego starożytnego punktu orientacyjnego, wiązka energii Reavera została przyciągnięta do kręgu, rozświetlając go. W Świecie Duchów wytworzyło to coś w rodzaju wabika. Jeśli kiedykolwiek zostałbym zgładzony w świecie spektralnym, a ma dusza rzucona w eteryczne wiatry, wabiki te przyciągną mnie z powrotem w bezpieczne miejsce i odnowią.
Raziel dociera do pierwszego 'save pointu'.
Raziel V.O.: Te starożytne obeliski zostały w jakiś tajemniczy sposób dostrojone do mej duchowej esencji. Dotykając ich mogłem stworzyć odcisk mej duszy, a tym samym kamień milowy, do którego mogę powrócić, gdy będę zmęczony, i od którego na nowo mogę podjąć podróż.
Raziel po raz ostatni spogląda na fortecę Sarafan, przed wyruszeniem w dalszą podróż.
Raziel V.O.: Jak tylko wydostałem się z fortecy, od razu wyczułem, że w swoim czasie ma podróż zatoczy pełen krąg z powrotem do tego miejsca. Zinfiltrowanie jej to jednak niemały wyczyn, a taras, który umożliwił mi ucieczkę, był teraz poza moim zasięgiem, pozostawiając te potężne wrota jedynym dostępnym wejściem. Były one zamknięte, lecz podobnie do widzianej przeze mnie wcześniej Komnaty Czasu Moebiusa, ich działanie niechybnie miało związek z wprawionym nad nimi, dziwnym kryształem.
Za jeziorem Raziel natknął się na pola bitewne łowców wampirów Moebiusa.
Raziel V.O.: Te wampiry nie miały nic wspólnego z obłąkanymi szakalami, które pozostawiłem w opustoszałym imperium Kaina. Wydawały się zachowywać wiele ze swych dawnych ludzkich cech. W tej erze wampiry wyraźnie nie były niekwestionowanymi drapieżnikami, którymi byliśmy my. Te istoty były bezlitośnie ścigane i gnębione i pomimo iż wciąż wierzyłem, że wampiryzm był plagą, która musi zostać zmieciona z powierzchni ziemi, to w tej krucjacie nie było nic szlachetnego i prawego. Było to po prostu bezwzględne prześladowanie.
Raziel dociera do polany Filarów, gdzie - jak powiedział mu Moebius - będzie czekał Kain. Raziel zatrzymał się na chwilę, uderzony pięknem Filarów. W tej erze, Filary stoją prosto i nieskończenie wznoszą się do nieba, ich białe marmurowe kolumny świecą się w słońcu.
Raziel: Filary Nosgoth... nieskazitelne, całe i nieskażone. Jeszcze nigdy nie widziałem ich nie zbezczeszczonych - a jednak coś głębokiego i niezatartego zadrgało we mnie na ten widok. (widząc Kaina) I tam, czekający w samym ich sercu był rak, którego przeznaczeniem było je zniszczyć.
Kain stoi na środku platformy Filarów, plecami do wejścia na polanę. Wygląda jakby spokojnie patrzył i oceniał Filary, czekając na coś. Raziel podkrada się za Kaina, przygotowując upiorne ostrze. Całkowicie świadomy tego i opanowany, Kain mówi do Raziela nie odwracając się.
Kain: Wiem, że tam jesteś, Razielu.
Raziel: Moebius naprowadził mnie na ciebie, Kainie, jednak mogłem się domyśleć, że i tak się tu spotkamy.
Kain dalej mówi, odwrócony plecami do Raziela, odwracając jedynie troszkę głowę.
Kain: A jeśli Moebius powiedziałby ci, że ukrywam się na samym dnie piekieł - rzuciłbyś się w otchłań w pogoni za mną? Moebius poszukuje nieświadomych i nieuważnych, wyciągając swe zdezorientowane ofiary ze strumieni ich przeznaczeń. Trzymaj się z dala od jego sieci, Razielu—
Raziel przerywa, zniecierpliwiony i zmęczony tym długim pościgiem.
Raziel: Oszczędź mi swych zawiłych metafor, Kainie. Goniłem za tobą aż do tego miejsca w jednym celu - zapłacisz za swą zdradę i Równowaga w Nosgoth zostanie przywrócona.
Kain: I czyja wola będzie wtedy wypełniona? Raziela, czy Moebiusa?
Raziel: Nie stać cię na lepszą manipulację moją osobą, Kainie? Teraz odwróć się i staw mi czoła - pościg skończony.
Kain nie odwraca się i podczas, gdy mówi, idzie powoli do przodu i podchodzi do centralnego Filaru Równowagi.
Kain: To nie jest pościg, Razielu. Jesteśmy jedynie pasażerami w Kole Przeznaczenia, zakreślającymi pełne koło aż do tego miejsca. Zostaliśmy tu przywiedzeni z pewnego powodu. Widziałem jednak początek i zakończenie naszej historii i jest ona okrutna i odrażająco pomyślana. Musimy na nowo napisać jej zakończenie, ty i ja.
Raziel: (sfrustrowany) Odwróć się do mnie, Kainie. Nawet ty nie powinieneś ginąć śmiercią tchórza.
Kain w końcu odwraca się w odpowiedzi, zatrzymując Raziela tak długo jak potrzebował.
Kain: Czyż nie jest tradycją spełnienie ostatniego życzenia skazańca?
Raziel: Nie przypominam sobie podobnej uprzejmości z twojej strony.
Kain: Spełnij mą prośbę, Razielu. Wszystko, o co proszę, to byś słuchał.
W tym momencie, nieziemskie, bezcielesne zawodzenie zaczyna być słyszalne, przybierając na sile, gdy zaczyna wypełniać polanę.
Kain: To wzniosły moment naszej klęski, Razielu, apogeum, w którym tor zmienia cała nasza historia. To tutaj zdradzone zostaje całe Nosgoth. W tej chwili Ariel, Strażniczka Równowagi, zostaje zamordowana przez mroczne siły chcące obalić Filary. W tym momencie jej duch wyrywa się na wolność i zagubiony w eterze, próbuje odnaleźć tu drogę. Już widziałeś jak nawiedza te Filary—
Raziel: Przykuta do tego miejsca przez twoją odmowę śmierci. Jesteś powodem choroby tej krainy, tak długo, jak pozostajesz przy życiu, skazujesz Nosgoth na wieczny rozkład.
Kain łagodnie unosi rękę, by uciszyć Raziela i ostrożnie nakazuje mu—
Kain: Uspokój się, Razielu. Patrz na to.
Niebo ciemnieje, zaczyna dąć wiatr, ptaki rozlatują się z polany w popłochu. Narasta niskie, prawie poddźwiękowe dudnienie, jakby zbierała się wielka nawałnica. Kain kontynuuje z niejakim pośpiechem—
Kain: Gdy Ariel ginie, ja rodzę się, by zająć jej miejsce jako Strażnik Równowagi. Takie jest moje przeznaczenie.
Nagle przez polanę przelatuje zniekształcająca wszystko fala energii — telepatyczne uderzenie wypala krajobraz z dźwiękami uderzających piorunów w tle. Kain opiera się o Filar i łapie się za głowę, gdy uderza go ten telepatyczny atak. W tym czasie Filary, białe i nieskazitelne, zaczynają pokrywać się siecią malutkich pęknięć i najpierw stają się czarne, a potem zupełnie czarne, gdy dosięga je zepsucie.
Raziel: ... mój boże...
Gdy telepatyczny atak mija Kain znów zaczyna mówić.
Kain: W momencie mego pierwszego krzyku, ukochany Ariel - strażnik Nupraptor - znajduje jej ciało. Niszczony przez żal i udręczony podejrzeniami zdrady, popada w obłęd, który przelewa się i infekuje wszystkich innych Strażników, którzy są symbiotycznie powiązani - włączając mnie. Reperkusje zabójstwa Ariel zostały dokładnie wykalkulowane... Cały Krąg popada w obłęd, a ja zostaję skażony od momentu mych narodzin, od samego początku niezdolny do wypełnienia roli, jaką zgotowało mi przeznaczenie.
Raziel: Powinienem ci więc okazać taką samą łaskę, jaką ty okazałeś reszcie Kręgu? Beztrosko ich zamordowałeś, by odrodzić ich Filary, jednak twa ręka zawahała się, gdy przyszło ci złożyć ostatnią ofiarę. Co czyni cię wyjątkiem, Kainie? Dlaczego zostaję skazany na zrobienie czegoś, czego ty sam nie miałeś odwagi uczynić?
Kain: Zrzućmy maski moralności, dobrze?! Obydwaj doskonale wiemy, że w tym pościgu nie ma altruizmu. Przywiodło cię tu twe lekkomyślne oburzenie, na które liczyłem!
Kain zobaczył, że Raziel wzdrygnął się na tę obelgę.
Kain: Nie ma się czego wstydzić, Razielu - zemsta jest wystarczającym powodem. Przynajmniej jest szczera. Nienawidź mnie, ale rób to szczerze... Trzydzieści lat od teraz zostałem postawiony przed dylematem - nazwijmy go dwustronną monetą. Jeśli upadnie na jednej stronie, poświęcę się i odrodzę Filary. Lecz będąc ostatnim żyjącym w Nosgoth wampirem, oznaczałoby to zagładę naszego gatunku - Moebius tego dopilnował. Jednak jeśli moneta upadnie na drugiej stronie, odrzucę ofiarę i skażę Filary na wieczny rozpad. Tak czy inaczej, gra jest ustawiona.
Raziel: Więc obaj zgadzamy się co do tego, że Filary są kluczowe i muszą zostać odrodzone.
Kain: Tak, Razielu, właśnie dlatego zakreśliliśmy pełne koło aż do tego miejsca.
Raziel: Więc po tym wszystkim popierasz moje argumenty. By zakończyć tego pata, musisz zginąć, by narodzić się mogli nowi Strażnicy.
Kain: Filary nie należą do nich, Razielu...
Kain rozpościera ręce, mając na celu pokazanie, że mówi o całej ludzkości.
Kain: ... tylko do nas.
Raziel: (zniesmaczony) Twa arogancja nie zna granic, Kainie.
Kain: (śmiejąc się łagodnie) Jest jeszcze trzecia możliwość - wielki sekret ukryty w twojej tu obecności. Lecz jest to sekret, który musisz odkryć sam. Wydobądź na światło swe przeznaczenie, Razielu. Wszystko zostało tu dla ciebie wyłożone.
Raziel: Sam powiedziałeś, Kainie, że twoja moneta na tylko dwie strony.
Kain: Tak mogłoby się wydawać. Lecz przypuśćmy, że rzucisz monetą wystarczająco wiele razy... przypuśćmy, że pewnego dnia... upadnie ona na krawędź...
Kain znika, zostawiając Raziela samotnie stojącego na polanie.
Raziel dalej rozważa słowa Kaina.
Raziel V.O.: Nie wiem co wstrzymało mą rękę - dlaczego tak chętnie pozwoliłem Kainowi uciec po moim długim pościgu za nim. Nie miałem najmniejszego powodu mu ufać, gdy ocenił mnie tak nisko, a jednak jego słowa mnie zaintrygowały. Zbyt okrutnie mnie wykorzystano, by naiwnie być jego pionkiem, lecz jeśli świat ten rzeczywiście skrywał sekrety, byłem zdecydowany je ujawnić.
Raziel podąża dalej. Nieco dalej, idąc ścieżką, przygląda się niebieskim, sępopodobnym ptakom, które spotykał odkąd wynurzył się z jeziora przy twierdzy.
Raziel V.O.: Od momentu mego przybycia miałem ciągłe i namacalne uczucie bycia obserwowanym. Wyglądało, że ktoś był żywo zainteresowany moją tu obecnością.
Raziel ogląda kamienne drzwi, noszące dziwny acz znajomy obraz antycznego wampira.
Raziel V.O.: Wyglądało na to, że drzwi te były zamknięte od wieków. Zacząłem pojmować, że nie jest przypadkiem, że stoję tu, pod tą skrzydlatą postacią z niebieską skórą i pazurzastymi rękoma niczym moje własne, dzierżącymi ten jedyny w swym rodzaju klucz.
Używając Soul Reavera, Raziel ostrożnie otwiera drzwi.
Raziel V.O.: I tak, z uczuciem powagi i trwogi, otworzyłem antyczne drzwi i przekroczyłem próg.
Raziel z ciekawością wchodzi w starożytne, podziemne korytarze i w końcu staje na progu majestatycznej groty. Pośrodku widnieją Filary, sięgające aż tutaj znad powierzchni ziemi, objęte platformą, którą zdobią antyczne symbole, a która otoczona jest wodą i odbija światło ścian. Raziel wchodzi na platformę i ogląda malowidła na ścianach okrągłej komnaty. W postaciach na nich rozpoznaje siebie, jako niebieską, uskrzydloną istotę, ale to wszystkie podobieństwa. W myślach próbuje poskładać wiadomość przedstawioną na malowidłach.
Raziel V.O.: Gdy wszedłem do komnaty poczułem, że była zamknięta od setek, może nawet tysięcy lat. I mimo iż komnata z pewnością została zbudowana, gdy wzniesione zostały Filary, wiedziałem, że żadna ludzka ręka nie mogła stworzyć tego miejsca i pewnie ludzkie oczy nigdy go też nie oglądały... Otaczające ją ścienne malowidła przedstawiały uskrzydloną rasę, której rysy były tak podobne do moich, lecz piękne, gdy moje były groteskowe... i anielskie, gdy me były demoniczne. Próbowałem rozszyfrować te obrazy... wielka wojna, lecz z wojami, jakich nigdy dotąd nie widziałem... Filary wzniesione przez skrzydlatą rasę, która dzięki nim pokonała swych wrogów... Znów skrzydlate istoty, wijące się w agonii, najwyraźniej opanowane przez ten sam głód krwi, który i mnie niedawno jeszcze doskwierał... A w całej komnacie - przedstawione wszędzie - obrazy samego Reavera. Czy Kain chciał, bym właśnie to odkrył? Zastanawiałem się...
W tym momencie Raziel słyszy głos Eldera, jakby ten odpowiadał na nigdy niezadane na głos pytania.
Elder God: Kłamstwa, Razielu.
Raziel od razu rozpoznał głos Eldera i od razu też odkrywa, że ten dobiega spod platformy. Gdy staje na jej krawędzi widzi wyraźnie, że Filary sięgają jeszcze głębiej, w mroczne odmęty tego niby-jeziorka, a wokół nich owinięte, wiją się macki Eldera.
Elder God: Nie daj się zwieść.
Raziel: Ach, mój antyczny 'dobroczyńca'... A już zaczęła kiełkować we mnie nadzieja, że rozstaliśmy się na dobre. Twe milczenie było odświeżające, dopóki trwało. Bez wątpienia masz też wygodnie nie dający się opisać słowami powód na przebywanie tutaj?
Elder God: Nie bądź bezczelny, Razielu. Jestem wiecznie obecny - tutaj i wszędzie, teraz i zawsze. Jestem nieruchomym środkiem obracającego się koła, piastą przeznaczenia świata.
Raziel: Być może jednak nie aż tak ważną, jak chciałeś, bym myślał. Twój wpływ na mnie wydaje się nieco słaby. Wydaje się, że już dłużej cię nie potrzebuję, lecz zgaduję, że ty wciąż potrzebujesz mnie.
Elder God: Ta zuchwałość jest poniżej ciebie, Razielu. Nie zapominaj, że masz tu do wykonania zadanie. Masz wobec mnie zobowiązania.
Raziel: Zobowiązania? Chcesz, bym okazał wdzięczność za "dar", którego nawet nie chciałem? Zapomniałeś już, że to ty zmusiłeś mnie do zamieszkiwania tego ohydnego zewłoka—
Elder God: Przywróciłem ci twą właściwą formę, Razielu. To Kain cię zniszczył. Ten sam wróg, któremu pozwoliłeś wymknąć się z rąk. (złowieszczo) Nie zawiedź mnie, mój sługo...
Raziel: Nikomu nie służę - ani tobie, ani Kainowi... ani twojemu służalczemu Moebiusowi.
Elder God: (złowieszczo) Moebius jest mym dobrym sługą. Mam ich wielu.
Raziel: A jeśli powiedziałbym mu, że czci gigantyczną kałamarnicę, sądzisz, że jego wiara by osłabła?
Elder God: Stałeś się uparty, Razielu. Zważ jednak na to, że obejmując węża, zapraszasz truciznę do swego serca. Kain to zwodnicza bestia - zwiedzie cię i oszuka. Szczycisz się swą wolną wolą, lecz pozwalasz temu degeneratowi kierować swym postępowaniem.
Raziel: Nie mam złudzeń co do praworządności jego i wszystkich innych. Po prawdzie, jestem wystawiony na manipulacje ze wszystkich stron. A poszukuję jedynie prawdy.
Elder God: To są niezaprzeczalne prawdy, Razielu - ból narodzin, śmierci i odrodzenia - to jest Koło Przeznaczenia, oczyszczający cykl podtrzymujący życie. Wampiry są bluźnierstwem, plagą, która wysysa duchową energię z tej krainy. Tamują cykl życia i śmierci - ich dusze pozostają w ich nędznych zewłokach. Jednak Koło musi się obracać, śmierć jest nieuchronna i nie można się jej wyprzeć. Nie uciekniesz przed swym przeznaczeniem, Razielu. Jesteś mym pożeraczem dusz, pogromcą wampirów, żniwiarzem ich niewiernych dusz. Bądź niezachwiany. Zakończ tą pasożytniczą plagę wampirów i odnów Nosgoth. Krew Kaina winna być na twych rękach.
Raziel: Kain w istocie zasługuje na śmierć za skazanie mnie na tę odrażającą formę. Lecz czy i kiedy go zabiję, zadecyduję tylko i wyłącznie ja sam.
Elder God: Kain zniszczył cię bez cienia wyrzutów sumienia. Wydarł duszę z twego szlachetnego ciała, a po tym, jak służyłeś mu wiernie przez tysiąc lat, pozbył się ciebie w Otchłani z powodu zachcianki powodowanej zazdrością. Przypomnij sobie swój gniew, Razielu, niech prowadzi on twą rękę.
Raziel przepływa obok Eldera i wtedy słyszy:
Elder God: Nie zawiedź mnie.
oraz Twe przeznaczenie wzywa.
oraz Zniszcz Kaina.
oraz Mądrze zrobisz słuchając mnie, Razielu.
oraz Postępuj ostrożnie, Razielu.
Raziel przepływa przez zalane korytarze pod Filarami i w końcu wyłania się daleko od nich, na bagnach.
Raziel V.O.: Wypłynąłem w zupełnie innym otoczeniu. Światło dnia ledwie przesączało się przez zwarte korony leśnych drzew. Odkryłem tu również starożytne ruiny - niezaprzeczalnie jedną z Komnat Czasu Moebiusa, od dawna jednak zapieczętowaną i pozostawioną na pastwę bagien. Obecnie nie posiadałem środków, by złamać pieczęć, ale pomyślałem, że w swoim czasie mógłbym je zdobyć.
Dalej na bagnach Raziel natyka się na starą furtkę, którą wykopuje. Wtedy słyszy skrzeczenie spłoszonych ptaków, szybko odwraca się w kierunku źródła dźwięku i odkrywa, że był obserwowany. Na tarasie, wysoko nad nim, stał wampir Vorador, który zaraz zniknął, jak tylko odkrył, że Raziel go zobaczył.
Raziel V.O.: Tak więc mój czający się obserwator został odkryty. Stwór zniknął, gdy zrozumiał, że został zauważony, lecz widziałem go przez moment, a jego rysy aż nadto go wyróżniały. Był to wampir Vorador, monstrualny zabójca namalowany w Twierdzy. Dziwnym było, że istota na tyle bezczelna, by w pojedynkę zaatakować Krąg, unikała konfrontacji ze mną. Dobrze więc, jeśli Vorador nie chce przyjść do mnie, ja przyjdę do niego. Lecz wpierw muszę znaleźć sposób na dotarcie do tamtego tarasu.
Podczas poszukiwań drogi na taras Raziel zauważa też niedostępne dla niego przejście, wysoko na skałach.
Raziel V.O.: Wyglądało, że kiedyś było tu przejście wiodące na północ, w góry. Było jednakże zawalone i znajdowało się dla mnie zbyt wysoko, bym mógł się do niego dostać. Być może później znajdę sposób, by pokonać te przeszkody.
Raziel w końcu dociera na taras.
Raziel V.O.: Mojego czającego się przyjaciela nigdzie nie było widać, lecz teraz riuny te jeszcze bardziej mnie zaintrygowały. Poznałem, że te starożytne symbole znajdowały się również w komnacie pod Filarami i zrozumiałem, że to miejsce kultu było zamknięte dla wszystkich, prócz posiadacza Reavera.
W Mrocznej Kuźni Raziel odkrywa malowidła przedstawiające uskrzydloną rasę, podobne do tych z komnaty pod Filarami.
Raziel V.O.: W całym tym miejscu kultu malowidła przedstawiały uskrzydloną rasę, apokaliptyczną wojnę z ich równie nieludzkimi przeciwnikami. Wyglądało, że skrzydlate stworzenia były nie tylko budowniczymi Filarów, lecz również tego enigmatycznego miejsca i tak samo jak komnata Filarów, tak i to miejsce było przyozdobione symbolami Reavera, przedstawionego z czcią oddawaną świętej ikonie.
Gdy Kuźnia Mroku zbudziła się do życia, Raziel podszedł do głównego jej źródełka.
Raziel V.O.: Gdy zbliżyłem się do ołtarza, poczułem nagle jak Reaver przyspieszył z własnej woli, zupełnie jak w kaplicy Williama. Równowaga mocy namacalnie się zachwiała. Żarłoczny i posiadający własną wolę, Soul Reaver miał teraz kontrolę, a ja byłem ledwie jego bezradną marionetką. Reaver zatopił się w tajemniczym ołtarzu, wchłaniając energię, która z niego biła i osuszył całe miejsce z jego mocy. Zaspokojony, Reaver uwolnił mnie i gdy odzyskałem kontrolę, zrozumiałem, że te starożytne ołtarze były kuźniami zbudowanymi, by dodać Reaverowi mocy konkretnego żywiołu.
Po wyjściu z głównej komnaty Kuźni Raziel zauważa fontannę żywioły, która teraz się aktywowała.
Raziel V.O.: Teraz rozumiałem przeznaczenie tajemniczych źródełek, które widziałem podczas mej podróży tutaj. Były to fontanny żywiołów, każda z nich dostrojona do odpowiedniej esencji. Gdy przekułem ostrze, każda fontanna w Nosgoth dostrojona do tego żywiołu, samoistnie się aktywowała. Nowe moce Reavera nigdy nie były permanentne, lecz fontanny pozwalały mi na ponowne napełnienie go energią poprzez skąpanie go w bijącej z nich, elementarnej energii.
Raziel w końcu podchodzi do kamiennych drzwi, którymi wcześniej tu wszedł, a które teraz są zamknięte.
Raziel V.O.: Koncentryczne koła, jedno opisane w drugim. Znałem ten symbol z wrót zamykających inne miejsce kultu, które widziałem obok Twierdzy Sarafan. Być może teraz, uzbrojony w elementarną moc mroku, mógłbym tam wrócić i wejść.
Gdy Raziel wyszedł z Kuźni Mroku, natknął się na Voradora — zastał go, jak stary wampir opiera się o kolumnę u wejścia, twarzą do bramy i najwyraźniej czeka na Raziela.
Vorador: Marny i obdarty z ciebie zadatek na zbawcę...
Raziel: Vorador.
Vorador: Widzę, że moja reputacja mnie wyprzedza...
Raziel: Istotnie.
Vorador: (z ironią) Mam nadzieję, że dobra.
Vorador obchodzi Raziela dokoła, podczas gdy mówi. Ogląda jego pazurzaste dłonie, podobne do swoich, strzępy skrzydeł, niebieską skórę, a Raziel na to wszystko pozwala.
Vorador: Obserwowałem cię odkąd wyłoniłeś się z tamtej śmierdzącej fortecy. Dziwne, że twe przybycie zbiega się z zepsuciem Filarów. Zastanawiam się jednak, czy jesteś katalizatorem tych wydarzeń, czy na nie odpowiedzią?
Raziel: (zimno) Nie wiem, o czym mówisz.
Vorador: Powiem więc wprost: poddaję w wątpliwość twe pochodzenie, przybyszu. Twój widok, wypełzającego ze zgniłych czeluści fortecy Moebiusa, zmusza mnie do zastanowienia się nad twym celem tutaj. A co powinienem sądzić o twym wyglądzie? Wyraźnie nie ludzki i bardziej demoniczny niźli wampirzy. I Filary - to nie przypadek, że twe przybycie na tamtą polanę było zwiastunem zniszczenia Filarów. Więc pytam cię wprost: jesteś narzędziem zniszczenia Filarów, czy ich zbawienia?
Raziel: Żadnym z nich.
Vorador: (lekko poirytowany) Dobrze więc, spójrzmy na drugą stronę monety. Śledziłem twą podróż i obserwowałem, jak z łatwością odkrywałeś sekrety zamknięte i zakazane od tysięcy lat. Droga, którą podążałeś jest otwarta dla tylko jednej istoty...
Vorador przerywa, gdy odkrywa prawdę.
Vorador: Ty nie wiesz, czym jesteś, czyż nie?
Raziel: Byłem wieloma rzeczami... Jeśli uważasz mnie za nieświadomego, oświeć mnie.
Vorador po prostu się śmieje i odwraca z odrazą.
Vorador: Do czego zmierzam... ten świat jest stracony - niech weźmie go sobie ludzkie bydło.
Raziel: Oczekiwałem po tobie czegoś więcej aniżeli potulnej kapitulacji.
Vorador: Wieki prześladowań dały mi lekcję. Pięćset lat temu nasza rasa została niemal wytępiona przez fanatyczną krucjatę Sarafan. I teraz ten sam, chory dramat znów się rozgrywa. W ledwie dekadę wiejskie opryszki Moebiusa prawie dokonały tego, czego nie zdołali Sarafanie. (teraz do siebie) Wampiry mieszające się w sprawy ludzi... spójrz, do czego nas to doprowadziło...
Raziel rozważa to przez moment, a potem pyta:
Raziel: Co mam więc sądzić o sekretach, które odkryłem? Malowidłach uskrzydlonej rasy, Filarów i Reavera?
Vorador: Bajki, chłopcze. Złudzenia antycznej kultury, kurczowo trzymającej się nadziei na długo po tym, jak świat ich odrzucił. Ich linia wyginęła, aż pozostał tylko jeden ze Starożytnych - podtrzymywany jedynie przez obowiązek i niezachwianą wiarę w stare przepowiednie...
Vorador podchodzi bliżej do Raziela, podczas gdy mówi, aż prawie stykają się ‘nosami’.
Vorador: Lecz widzisz... nawet jeśli jesteś tym, kim wydajesz się być, to nie ma to już znaczenia... Po prostu przybyłeś za późno. Janos Audron - Strażnik Reavera, ostatni ze Starożytnych i mój stwórca - został zamordowany przez Sarafan prawie pięć wieków temu. Tylko on miałby odpowiedzi, których szukasz, lecz jego tajemnice umarły wraz z nim. Nie wiem, jak udało ci się zajść aż tak daleko bez jego pomocy - albo bez Reavera, skradzionego pięćset lat temu przez Sarafan. Obawiam się, mój przyjacielu, że ty - i my wszyscy - nie mamy szczęścia.
Vorador znika, a Raziel w końcu pozostaje sam na tarasie.
Po zniknięciu Voradora, Raziel próbuje poskładać informacje, jakie do tej pory udało mu się zebrać.
Raziel V.O.: Nie miałem najmniejszych powodów, by ufać Voradorowi, ani komukolwiek innemu, kogo spotkałem. Lecz jak dotąd, antyczny wampir był najbardziej otwartą ze wszystkich napotkanych przeze mnie istot. Jeśli Janos Audron był kluczem do tego wszystkiego, to znajdę go, a Komnata Czasu Moebiusa zapewni mi przejście. Wpierw jednak muszę znaleźć drogę wejścia z powrotem do Twierdzy, a przypuszczam, że odnajdę ją w miejscu kultu przy jeziorze.
Po spotkaniu z Voradorem i odkryciu sekretów Kuźni Mroku i kilku faktów o tajemniczych budowniczych Filarów, Raziel powraca nad jezioro koło Twierdzy, ale przedtem ponownie przechodzi przez podziemną Komnatę Filarów, w której zagnieździł się Elder.
Elder God: Ach, me krnąbrne dziecko powraca...
Raziel: Przypuszczam, że odkrywszy więcej, niż byś chciał. Cóż nam sądzić o rozsypanych po całej krainie ruinach i obrazach, tu, w tej komnacie?
Elder God: Ledwie kłamstwa upadłej cywilizacji. Jesteś wprowadzany w błąd, Razielu. Tymi nabazgranymi oszustwami, ta starożytna rasa chciała manipulować przyszłością. Musisz być bardzo ostrożny. Działają w tym świecie mroczne siły, chcące przeinaczyć twe prawdziwe przeznaczenie.
Raziel: Nie mam co do tego wątpliwości. Pytanie jednak brzmi: czy jestem pod ich wpływem właśnie teraz?
Elder God: Twa arogancja będzie powodem twej zguby, Razielu. Przeciwstaw się mej woli, a twe przeznaczenie gwałtownie dobiegnie końca.
Raziel: Twe groźby mnie nie poruszają. Nawet teraz jestem poza twym zasięgiem.
Elder God: (złowieszczo) Mój zasięg jest dużo większy niż ci się wydaje. Grasz w bardzo niebezpieczną grę, Razielu.
Raziel przepływa obok Eldera i wtedy słyszy:
Elder God: Nie zawiedź mnie.
oraz Twe przeznaczenie wzywa.
oraz Zniszcz Kaina.
oraz Mądrze zrobisz słuchając mnie, Razielu.
oraz Postępuj ostrożnie, Razielu.
W Kuźni Światła Raziel znajduje więcej malowideł uskrzydlonej rasy.
Raziel V.O.: Malowidła nie pozostawiały miejsca na wątpliwości. Te istoty rzeczywiście były budowniczymi Filarów i pomimo iż obrazy trudne było rozszyfrować, wydawało się, że Filary w jakiś sposób wygnały lub pomniejszały wpływy ich wrogów.
Gdy Kuźnia Światła zbudziła się do życia, Raziel przekuł Reavera.
Raziel V.O.: Włożyłem Reavera do tygla i przekułem ostrze elementarną mocą światła. Tak uzbrojony, miałem teraz środek do ponownego wejścia do Twierdzy i użycia w końcu Komnaty Czasu Moebiusa do osiągnięcia mych własnych celów.
Raziel natyka się na trójkę najemników, mężczyznę i dwie kobiety, blokujących mu drogę do głównej sali Twierdzy.
Najemnik: Do broni!
Raziel ponownie wchodzi do przedsionka kaplicy Williama i od razu zauważa zwłoki jednego z Łowców Wampirów. Klęka przed ‘siedzącym’ pod ścianą trupem i ogląda go. Najemnik ma złamany kark, rozcięte gardło, a jego nieludzka bladość wskazuje, że wyssano z niego krew. Raziel od razu skierował podejrzenia na jedyną istotę, o której wiedział, że byłaby zdolna zrobić coś takiego. Podniósł się i powiedział głośno:
Raziel: Pokaż się, Kainie.
Odpowiedź dobiegła go z kaplicy Williama.
Kain: Tutaj, Razielu.
Raziel przekroczył próg kaplicy i, tak jak poprzednio, od razu poczuł zniekształcenie wytworzone bliskością Reavera. Kain stał i czekał na niego przy sarkofagu królewicza.
Kain: Wszystko decyduje się tutaj... Nie możesz wyobrazić sobie wagi - podniosłości i tragedii - tej chwili... A jednak musisz, jeśli Nosgoth ma się dźwignąć z czeluści swego potępienia.
Razielowi jest wszystko jedno w jaką grę Kain gra. Jest już nią zmęczony i odpowiada z irytacją:
Raziel: Rozumiem tylko jedno, Kainie - zmuszenie mnie przez ciebie i Moebiusa do brnięcia aż do tego momentu oznacza, że nie mogę ufać żadnemu z was. Nie wiem, kto pociąga za sznurki, ale to już nie ma znaczenia, ponieważ przecinam je. Od tej chwili podążam swoją własną ścieżką.
Raziel odwraca się by odejść. Kain przez chwilę stoi w milczeniu i patrzy na to, a potem odpowiada.
Kain: Gdyby to tylko było tak proste.
Raziel zatrzymuje się i z rozpaczą odpowiada.
Raziel: Twój fatalizm jest męczący, Kainie.
Kain: ... i głęboko zakorzeniony, Razielu. Musisz zrozumieć, że nasza obecność tutaj nie zmienia historii. Ty i ja spotykamy się tutaj, ponieważ zostaliśmy do tego zmuszeni - zawsze się tu spotykamy. Wrzuć kamień do rzeki, a jej prąd zwyczajnie opłynie go, tak jakby nigdy nie było tam żadnej przeszkody. Ty i ja jesteśmy takimi właśnie kamykami, Razielu, i mamy jeszcze mniejsze szanse na zakłócenie strumienia czasu. Kontinuum jest po prostu za silne, za elastyczne. Poza... jak więc wytłumaczyć tu Williama?
Kain wskazuje na sarkofag Williama, a potem odwraca się do niego.
Kain: Umiłowany chłopiec-król, który stał się tyranem.
Podnosi z płyty sarkofagu Soul Reavera i odwraca się do Raziela, tnąc jednocześnie ostrzem powietrze.
Kain: Za młodu byłem świadkiem dojścia Williama do władzy i jego przemiany w siejącego w Nosgoth spustoszenie Nemesisa.
Raziel: Nie zbliżaj się, Kainie.
Kain, podczas gdy mówi, powoli idzie w stronę Raziela, z Reaverem w ręce.
Kain: Lata później natknąłem się na okazję, by cofnąć się w czasie, nieświadom, że cała sprawa została zaaranżowana przez Moebiusa. W mej mądrości chwyciłem się tej szansy i zamordowałem młodego króla, nim ten zdążł spustoszyć Nosgoth... dając przez to potrzebny Moebiusowi katalizator do wzniecenia wyniszczającej naszą rasę wojny.
Raziel, w miarę jak Kain podchodzi coraz bliżej, staje się coraz bardziej czujny.
Raziel: Ostrzegam - ani kroku dalej!
Kain nie zważa na słowa Raziela i idzie dalej, mówiąc coraz szybciej.
Kain: Ten jeden, lekkomyślny akt rozbija cały porządek historii. Nemesis nigdy nie zostaje Nemesisem, William umiera jako święty męczennik. Ja, wampirzy zabójca, zostaję autorem zagłady mego własnego gatunku. A Moebius korzysta na tym wszystkim. Zniszczyłem tyrana, by stworzyć drugiego, dużo gorszego.
Kain wskazuje witraż przedstawiający wyniesionego Williama i demonicznego Kaina w walce na Soul Reavery.
Kain: Ale jak to się mogło stać? Jak, skoro historia jest niezmienna?
Kain powoli idzie w stronę Raziela z Reaverem w ręku. Gdy podchodzi, zniekształcenie nasila się.
Kain: Odpowiedź jest tutaj, w tej komnacie, Razielu. Moebius nakierował Williama i mnie na siebie nawzajem, lecz wpierw upewnił się, że obaj będziemy dzierżyć Soul Reavera. Reaver jest kluczem. Dwie inkarnacje miecza spotykają się w czasie i przestrzeni... tworzy się paradoks, chwilowe zakłócenie dostatecznie potężne, by sprowadzić historię z jej toru.
Kain po raz ostatni daje krok w kierunku Raziela, a otaczające ich zniekształcenie osiąga apogeum. Widmowe ostrze pojawia się samo, z własnej woli. Raziel zostaje zaalarmowany.
Raziel: To twoje czarnoksięstwo?
Kain: Nie moje, Razielu - twoje. Nie masz czego się obawiać z mojej strony, Razielu. To ty trzymasz wszystkie karty.
Kain wyciąga miecz w kierunku Raziela, ale rękojeścią. Raziel ostrożnie wyciąga rękę, przeczuwając podstęp, Kain uśmiecha się nieznacznie. Raziel szybko chwyta miecz, a Kain zabiera ręce i rozkłada je, by pokazać, że nie ma złych zamiarów. Zniekształcenie przestrzeni skupia się wokół nich. Reaver po raz drugi owija się wokół swego materialnego bliźniaka.
Raziel: Może więc powinienem przetestować twą szczerość?
W mgnieniu oka, Raziel przykłada Kainowi czubek miecza do gardła. Kain cofa się o krok, ale Raziel postępuje o krok do przodu. W końcu Kain zaczyna się cofać, aż zmuszony jest się zatrzymać na sarkofagu Williama, ale Raziel cały czas podąża za nim, wciąż trzymając mu miecz na gardle.
Raziel: Jeśli to, co mówisz jest prawdą, powinieneś być przerażony. Mógłbym zabić cię tu i teraz.
Kain odpowiada, z widoczną obawą, ale także jakoś dziwnie zrezygnowany.
Kain: I tak właśnie czynisz, Razielu—
Miecz zaczyna lekko drgać, jakby z własnej woli. Raziel jest zmieszany i zaalarmowany.
Raziel: Co się dzieje?
Drgania nasilają się w miarę jak Raziel stara się przeciwstawić przyciąganiu Reavera.
Kain: Pędzimy na spotkanie naszych przeznaczeń, Razielu. To, co czujesz, to przyciąganie historii, która pędzi nam na spotkanie. To właśnie tu zderzają się ze sobą historia i przeznaczenie.
Reaver wystrzeliwuje w kierunku Kaina. Ten się wychyla do tyłu, ale pośliznął się i wylądował na ziemi, opierając się o sarkofag Williama. Podczas gdy Raziel walczy z mieczem, by ten nie zranił Kaina, wampir mówi do niego szybko.
Kain: Jeśli naprawdę wierzysz w wolną wolę, Razielu, teraz nadszedł czas, by to udowodnić. Zabij mnie, a obaj staniemy się pionkami historii, prowadzonymi drogami sztucznych przeznaczeń. Miałem przeznaczone zostać Strażnikiem Równowagi w Nosgoth, podczas gdy ty miałeś zostać jej zbawcą. Lecz mapa mego przeznaczenia została przerysowana przez Moebiusa, a więc w efekcie i twoja...
Raziel stara się zachować kontrolę.
Raziel: To obłęd!
Kain: Walcz z tym, Razielu... ta chwila nie musi być końcem - może być początkiem.
Przyciąganie Reavera jest zbyt silne, Raziel traci siły.
Raziel: Nie mogę...
Kain: Możesz, Razielu - spójrz w głąb siebie i zobacz, że tak właśnie jest. Masz moc zmiany naszych nieuniknionych przyszłości.
Raziel unosi Soul Reavera, a potem opuszcza go gwałtownie. Kain odwraca wzrok i zbiera się w sobie na najgorsze. Gdy ostrze sięga celu, rozjarza się oślepiającym światłem. Raziel cofa się, w końcu uwolniony od miecza... wbitego w sarkofag. Ostrze ominęło Kaina ledwie o cale. Wampir staje chwiejnie, podpierając się o strzaskany sarkofag i przelotnie go ogląda.
Kain: Biedny William.
Momentalnie w całej komnacie następuje wielkie poruszenie, całe otoczenie zagina się i zamazuje, a powietrze wypełnia nieludzki jęk, gdy historia próbuje dostosować się do czynu Raziela. Ten spogląda wokoło, zmieszany i zaalarmowany.
Raziel: Co to jest?
Kain: Historia nienawidzi paradoksów, Razielu. Nawet teraz strumień czasu próbuje wrócić na swój dawny kurs, zablokowany przez twoją odmowę zniszczenia mnie. Przyszłość przetasowuje się, próbując dostosować się do twej monumentalnej decyzji.
Podczas gdy Kain mówi dalej zniekształcenie powoli zamiera.
Kain: W tym właśnie momencie odradzamy się, Razielu, i odzyskujemy nasze prawdziwe przeznaczenia. Być może możliwym jeszcze jest zajęcie przeze mnie mej roli jako Strażnika Równowagi i zwrócenie Filarów ich prawowitym dziedzicom-
Raziel przerywa z pogardą.
Raziel: - wampirom. I to ma być przeznaczenie, do którego odkrycia tak mnie popędzałeś? Nie wiem w jaką grę ty i Moebius gracie, Kainie, ale odmawiam bycia waszym pionkiem. W odróżnieniu od ciebie, ja wciąż pielęgnuję tę resztkę człowieczeństwa, jaką udało mi się zachować. Nie posłużysz się mną niczym instrumentem twych mesjanistycznych złudzeń.
Raziel odwraca się do Kaina plecami i zaczyna iść w stronę wyjścia.
Kain: Bardzo dobrze, Razielu. Nie proszę, byś mi zaufał - sam musisz odkryć własne prawdy.
Raziel zatrzymuje się na chwilę i odpowiada, nie odwracając się.
Raziel: Marne słowa jak na kogoś, kto ma nadzieję za każdym razem dawać mi lekcję.
Kain: Kontynuuj więc swą podróż i sam naucz się swych lekcji, Razielu. Pamiętaj - Moebius pokierował cię tutaj, lecz odchodzisz stąd samodzielnie. Mistrz wolnej woli i zdobywca fałszywych historii.
Raziel wychodzi nie oglądając się za siebie.
Kain: Możesz odkryć znacznie więcej, jeśli masz serce skore do prawdy i wolę, by ją ujrzeć...
Kain znika. W kaplicy nie pozostał nikt.
Po odejściu z kaplicy Raziel kontynuuje swą wędrówkę po Twierdzy i natyka się na dwójkę najemniczek i psa obronnego.
Najemniczka: Brać go!
Raziel powraca w końcu do komnaty, w której po raz pierwszy spotkał się z Moebiusem. Uzbrojony w Reavera Światła miał teraz możliwość otwarcia drugiej Komnaty Czasu.
W komnacie jest też wystraszony Moebius, którego Raziel wita z zadowoleniem, zdając sobie sprawę, że teraz to on ma przewagę, ponieważ wie, że nie zabił Kaina, tak jak chciał stary Strażnik i Elder.
Raziel: Ach, tak - lubię, gdy masz taki wyraz twarzy, Moebiusie. Naprawdę nie wiesz, co teraz zrobić, czyż nie, starcze? Zostałeś przyparty tu do muru bez swojej przeklętej laski i przypuszczam, że wypadki nie toczą się po twojej myśli. Nie jesteś przyzwyczajony do muchy stawiającej ci opór w twej własnej sieci, prawda?
Szczerze zaszokowany i zrozpaczony, Moebius usilnie stara się odzyskać kontrolę nad całą sytuacją. Upomina Raziela.
Moebius: Przebiegły wpływ Kaina skaził twój umysł, Razielu. Teraz wszędzie dostrzegasz zdradę, nawet w twych najbliższych sprzymierzeńcach.
Raziel: Nigdy nie byliśmy sprzymierzeńcami, Moebiusie. Spiskowcami - być może. Krótko.
Moebius: Dlaczego nie zabiłeś Kaina, gdy miałeś okazję? Był na twej łasce!
Raziel: No właśnie. Miałem wybór i wybrałem łaskę. A teraz znam już twój paskudny, mały sekret - znaczenie przemieszczenia, które poczułem, gdy połączyły się dwa Reavery. Dziwne jednak, że zostałem oświecony przez 'przebiegłego' Kaina, a nie ciebie. W istocie dowiedziałem się więcej, niż liczyłeś, że się dowiem - rozumiem już, jak próbowałeś manipulować całą historią dla osobistej korzyści. Lecz teraz wszystkie twoje, małe knowania walą się w gruzy wokół ciebie, czyż nie? A wszystko dlatego, ponieważ postanowiłem choć raz narzucić mą wolę, zamiast wysłuchiwać żądań magów, duchów i demonów, wszystkich wyśpiewujących ten sam, męczący refren: 'zabij Kaina!' Od tej chwili podążam własną ścieżką, Moebiusie. Zamierzam odkryć stojącą za tym wszystkim prawdę.
Moebius: Przez ten porywczy czyn, zgubisz nas wszystkich!
Raziel: Mało porywczy - wymagał całej mej woli. Czy ma odmowa zabicia Kaina zburzyła twój starannie ułożony domek z kart?
Moebius: (gniewnie) Czy naprawdę myślisz, że wykonujesz tu swą wolną wolę, Razielu? Jesteś po prostu sługą Kaina—
Raziel: (zimno) —nie służę Kainowi. Ledwie go nie zabiłem.
Zdesperowany, Moebius zaczyna błagać.
Moebius: Razielu, nie zapominaj o swym celu tutaj - twym przeznaczeniem jest być zbawicielem Nosgoth!
Raziel: (z pogardą) Och, niedobrze mi się robi od słuchania tej frazy. Jeśli idzie o ratowanie Nosgoth, to na razie nie widzę specjalnie wielkiego powodu, by zawracać sobie tym głowę. I od tej chwili obieram własny 'cel', Rzeźbiarzu Czasu. W tej chwili, dla odmiany, ja pomanipuluję tobą. Idź - tam.
Raziel przyzywa upiorne ostrze i grozi nim Moebiusowi. Mieczem wskazuje starcowi Komnatę Czasu, ale ten wcale nie ma zamiaru nigdzie iść.
Moebius: Co robisz?!
Raziel: Ależ Moebiusie - jesteś przecież przebiegłym padalcem... wydaje mi się, że to ogarniesz.
Raziel łapie Moebiusa za kark i prawie wrzuca go do komnaty.
Raziel: Ta era nie jest mi już do niczego potrzebna. Nastawisz to urządzenie, by zrobić mi przejście. Chce zobaczyć świat w prostszych czasach - nim Sarafanie rozpoczęli swą krucjatę.
Moebius posłusznie nastawia mechanizmy, ale w międzyczasie wciąż próbuje nakłonić Raziela do pozostania.
Moebius: A co z Kainem? Zostawiasz swą zwierzynę!
Raziel: Sam go zabij, jeśli to tak cholernie ważne.
Moebius: Musisz jedynie dotknąć dwóch uchwytów przełącznika, a urządzenie cię przeniesie. Namawiam cię jednak do ponownego rozważenia—
Raziel kładzie dłonie na uchwytach.
Raziel: Straciłeś swą moc przekonywania, starcze. Zgnij tu i zapomnij o mnie.
Moebius odwraca się zrezygnowany, ale gdy tylko jego twarz przestała być widoczna dla Raziela, od razu wykwitł na niej przebiegły uśmiech. Raziel przekręca cały mechanizm, komnata wypełnia się rdzawą mgłą, która go ogarnia i w końcu przenosi w czasie.
Raziel opuszcza Komnatę Czasu.
Raziel V.O.: Ledwie przekraczając próg wewnętrznej Komnaty Czasu, podejrzewałem zdradę. Twierdza była pusta, zrujnowana i porzucona...
Pojawiają się dwa zielone demony i tworzą barierę, która zmusza Raziela do walki.
Acid Demon: (warcząc) Raziel...
Raziel dociera w końcu do przedsionka kaplicy Williama i widzi posąg Strażnika Czasu, Moebiusa. Na podstawie posągu wykuty jest napis 'REQUESCANT IN PEACE', po łacinie 'SPOCZYWAJ W POKOJU'.
Raziel V.O.: Jeśli miałem jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do ery, w której teraz przebywałem, to ten groteskowy widok całkowicie je rozwiał. Stał tu dawno zamordowany przez Kaina Moebius, wyniesiony i czczony jako umęczony przywódca swej krwawej krucjaty. I jeśli potrzebowałem dodatkowych dowodów wystarczyło, że spojrzałem na trzymane przez niego, makabryczne trofeum - odciętą głowę Voradora. Ostatnią, triumfalną ofiarę morderczego motłochu Moebiusa. Jego egzekucja znamionowała totalną zagładę wampirów. Moebius nie daleki był od wysłania mnie w przeszłość Nosgoth, a zamiast tego przeniósł mnie o ponad stulecie w jej koszmarną przyszłość. Cel stojący za tym małym zboczeniem z trasy, był oczywisty - nie mogąc uczynić ze mnie swego posłusznego zabójcy, Moebius nie chciał, bym dowiedział się o mym przeznaczeniu, które ewidentnie leżało w przeszłości Nosgoth. I choć jego podstęp jedynie umocnił me poczucie celu, to jednak skutecznie mnie tu uwięził. Nie pozostawiło mi to innego wyboru, jak zbadać erę, w której się teraz znajdowałem i zobaczyć, jakie zmiany zaszły przez stulecie, które nastąpiło po fatalnej decyzji Kaina. Być może czas przetarł mi szlak w góry, gdzie mógłbym odkryć więcej wskazówek co do tajemnicy Janosa Audrona.
Pojawiają się kolejne dwa demony, tym razem szare i ciskające błyskawice.
Lightning Demon: (warcząc) Raziel...
Od razu gdy Raziel wyszedł z Komnaty Czasu, zorientował się, że Moebius go oszukał. Zamiast w przeszłość, wysłał go w mroczną przyszłość Nosgoth. Twierdza jest opuszczona, porzucona i panoszą się w niej demony. Gdy już ma zamiar wychodzić natyka się na ducha Moebiusa, nieżyjącego już od stu lat, zamordowanego przez Kaina. Strażnik Czasu wita go zmęczonym i pełnym cierpienia głosem.
Moebius: Raziel...
Raziel: Cóż to znowu za żałosna szarada, Moebiusie?
Moebius: Żadna szarada, Razielu. Jedynie błagania umęczonego ducha.
Raziel: Po wszystkich twych oszustwach, twe błagania nic dla mnie nie znaczą,. Przeniosłeś mnie w przyszłość Nosgoth, Moebiusie - i pozostawiłeś tu uwięzionego.
Moebius: Naprawdę mi przykro, Razielu, lecz było to konieczne. Uważaj to za ostatni, mężny uczynek zgubionego człowieka. Oddaliłeś się od swego celu i spójrz teraz na rezultat, spójrz na pustkowie, które wspólnie z Kainem stworzyłeś!
Raziel: Nie dostrzegam w tym mojej odpowiedzialności—
Moebius: Oszczędziłeś Kaina! A czyniąc to, uwolniłeś na ten świat rzesze horrorów. Mogę zaakceptować fakt, że Kain mnie zamordował, Razielu. Jako Strażnik Czasu przewidziałem to na długo, nim się to wydarzyło. I otuchy dodaje mi fakt, że Kain pozostaje ostatnim ze swej obrzydliwej rasy. Lecz to ty, własnoręcznie uczyniłeś mą ofiarę daremną.
Raziel: Twój argument nie jest szczery, Rzeźbiarzu Czasu. Nie dostrzegam, jak zabicie, czy oszczędzenie przyszłego wcielenia Kaina, mogłoby zmienić te wydarzenia. To pustkowie zostało stworzone przez odmowę Kaina przy Filarach i pośród tych wszystkich zwrotów i zawirowań, to wydarzenie nigdy się nie zmieniło. Jesteś przebiegły, Moebiusie, lecz myślę, że zaplątałeś się w swą własną sieć.
Moebius: Podczas gdy Kain kurczowo trzyma się swej władzy, Filary pogrążają się w bagnie rozkładu, pociągając za sobą całe Nosgoth!
Raziel: Sądzę, że nie ma to żadnego związku z Filarami, ani odmową poświęcenia się Kaina. Myślę, że po prostu się boisz, ponieważ nie wiesz, co on zamierza. Jest dziką kartą, nieprawdaż, a ty nie chcesz, by mieszał się w twoją grę. I właśnie dlatego chciałeś, bym go wyeliminował. A teraz, gdy przeżył, nie masz pojęcia, co się stanie, prawda? Być może po raz pierwszy w całym twym życiu. Przeraża cię, że on rzeczywiście mógł znaleźć trzecie wyjście z dylematu, który mu zgotowałeś.
Moebius: Kłamstwa Kaina zepsuły twój umysł. Opuść to miejsce i nie niepokój więcej mego ducha!
Pełen niedowierzania, Raziel dalej szydzi z Moebiusa.
Raziel: Jeśli takowym jesteś. Zapomniałeś, że mam sposób, by to sprawdzić...
Raziel odchyla rąbek swego szala, jakby chciał wchłonąć Moebiusa.
Raziel: ... jeśli jesteś gotów zaryzykować.
Moebius wydaje przeciągły jęk i znika, przestraszony.
Raziel: Tak też myślałem. Tak czy inaczej - przegrywasz.
Raziel dociera w końcu na polankę Filarów i w końcu widzi jak wielkie zniszczenia wyrządził Kain swą decyzją sto lat temu. Na ziemi leżą połamane części Filarów, a ta resztka, która jeszcze stoi teraz powykrzywiała się, niczym nierówno wbite paliki płotu. Raziel stoi w ponurej ciszy przez moment i patrzy na ten apokaliptyczny obraz.
Raziel V.O.: To były Filary tak znajome mym umęczonym oczom. Lecz teraz, gdy zacząłem poznawać ich prawdziwe znaczenie, patrzyłem na ich zniszczenie z nowym, oświecającym uczuciem trwogi. Zaczynałem też wątpić, czy ta prosta odmowa Kaina - ledwie jego ambicja - rzeczywiście mogły poczynić takie spustoszenie. Przeczuwałem tu działanie mroczniejszych sił.
W bladym świetle Raziel dostrzega duch Ariel unoszący się pośród połamanych Filarów.
Raziel V.O.: Gdy podszedłem, dostrzegłem ducha Ariel, uwiązanego tu już od ponad wieku.
Raziel podchodzi i wtedy do jego uszu dociera lament Ariel, która jeszcze go nie zauważyła.
Ariel: Na zawsze zostałam przywiązana, bez nadziei, mój duch uwiązany do tego miejsca... Co zniszczyło Krąg, mnie dosięgnąć nie mogło. Ponieważ ledwie zginęłam i byłam poza zasięgiem krzywdy. Mnie jednej oszczędzono szaleństwa, a Kainowi bólu śmierci. Gdy trucizna Nupraptora opanowała Kaina, nawet w bezpiecznym łonie matki, coś więcej przepadło aniżeli jego przeznaczenie. Całe Nosgoth utraciło Równowagę. Spójrz na nas teraz... oboje jesteśmy czymś mniej niźli byliśmy niegdyś. Ja czysta, lecz bezcielesna oraz Kain, przeraźliwie prawdziwy, lecz zepsuty.
Raziel przerywa monolog Ariel, a ta, do tej pory nieświadoma jego obecności, teraz odwraca się przestraszona.
Raziel: Uwięzienie doprowadziło cię do obłędu, duchu. Skupiasz się na Kainie, ponieważ wierzysz, że to on cię tu zatrzymuje. Oboje jednak wiemy, że to nie on jest sprawcą twej udręki. Filary zostały skażone przez mroczne siły, które zaprosili sami Strażnicy. Im więcej dowiaduję się o waszym Kręgu, tym bardziej dostrzegam gąszcz manipulacji.
Ariel: (gniewnie) To Kain oddał im zwycięstwo. Chcieli obalić Filary, a on ochoczo został ich narzędziem.
Raziel odpowiada, a w jego głosie słychać wyzwanie.
Raziel: A może niechętnym pionkiem? Czy twój gniew stępi wiedza o tym, że dylemat Kaina został wykalkulowany, by obalić Filary, niezależnie od podjętej przez niego decyzji? A zniszczenia mogłyby być jeszcze większe, jeśli podążyłby ścieżką, którą mu pokazałaś?
Ariel: Jesteś subtelnym, kłamliwym stworem. Lecz twe przebiegłe argumenty nie odpuszczają win Kaina. Musi zginąć, by Filary mogły się odrodzić - nie ma innej drogi.
Raziel: Rozważ więc tę bardziej złowieszczą możliwość – co, gdyby śmierć Kaina nie odrodziła Filarów? Rozważ, że może być po prostu za późno. Że tego świata nie można zbawić. I że zostałaś tu być może przywiązana na wieczność.
Przerażona, Ariel ucieka do wymiaru spektralnego, nieświadoma że Raziel może za nią podążyć. A ten szybko idzie za nią przeraża ją jeszcze bardziej, gdy ukazuje jej się, gdy ta chowa się za Filarem Równowagi. Zapędzona w kozi róg i przerażona, Ariel błaga Raziela.
Ariel: Dlaczego mnie prześladujesz, demonie? Widzisz przecież, że jestem tu więźniem. Okaż mi choć odrobinę litości.
Raziel: Takiej, jaką ty okazałaś swoim towarzyszom, Strażnikom, gdy napuściłaś na nich Kaina? Lub jaką okazałaś Kainowi nie mówiąc mu o jego przeznaczeniu, podczas gdy wykorzystałaś go jako pogromcę Kręgu? A może jak tę, którą okazałaś swemu ukochanemu Nupraptorowi, gdy uczyniłaś z niego pierwszą ofiarę Kaina?
Ariel: Jesteś okrutny. Czemuż mnie prześladujesz?
Zmęczony, Raziel w końcu ustępuje.
Raziel: Szukam jedynie odpowiedzi, Ariel. Dobrze więc - zostawię cię w spokoju. Wiedz jednak, że co do ciebie i czystki, od której chcesz uciec... stoisz dopiero u jej progu.
W swej podróży na północ Raziel ponownie przechodzi przez podziemną Komnatę Filarów i jest zszokowany odkryciem o ile większy Elder jest w tym czasie. W czasach Łowców Wampirów był jedynie małym zalążkiem na dnie jamy wypełnionej wodą, a teraz jego potężne i grube macki oplątują Filary i wspinają się po nich aż ponad powierzchnię wody. I to właśnie dzięki nim malowidła w komnacie zostały prawie całkowicie zniszczone, starte ze ścian.
Elder God: (z pogardą) Raziel, niedoszły zabójca. Kaina był na twej łasce, lecz zabrakło ci odwagi, by dokonać powinności. A teraz oglądasz pustkowie poczynione ręką tyrana. Dzięki samolubnej decyzji zachowania własnego życia, nawet jeśli oznaczała ona poświęcenie całego świata. To będzie losem Nosgoth tak długo, jak długo Kain pozostaje przy życiu.
Raziel: Ironiczne potępienie, biorąc pod uwagę tę pełną winy scenę. Ktoś gotów pomyśleć, że to ty sam zniszczyłeś Filary. Co próbujesz ukryć, rozwlekając swe ohydne cielsko na całą komnatę? I dlaczego podczas gdy Nosgoth coraz bardziej popada w obłęd, ty wydajesz się rozwijać? Jak się dowiaduję, rzeczy na tym świecie rzadko są takie, jakimi się wydają. Ty, najwyraźniej, nie jesteś żadnym wyjątkiem.
Elder God: (gniewnie) Jestem Napędem Życia, źródłem istnienia samego Nosgoth. Jestem piastą Koła, zalążkiem wszelkiego Życia, pożeraczem Śmierci.
Raziel: ... a może jesteś po prostu głodny - czy może to być aż tak proste? Czyż nie byłaby to poetyczna ironia? Wielki przeciwnik wampirów okazuje się być największym pasożytem z nich wszystkich.
Elder God: Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę, Razielu. Stworzyłem cię i zniszczę, jeśli zostanę do tego zmuszony.
Raziel: (kpiąco) Jako twój wysłannik, jestem poza śmiercią.
Elder God: Są rzeczy gorsze od śmierci, Razielu.
Raziel: (z odrazą) Och, teraz widzę jaki jesteś naprawdę. Rak, wijący się pasożyt, zagrzebany w samym sercu tego świata.
Elder God: (złowrogo) Idź już. Odegraj swą żałosną rebelię i zajmij miejsce pośród zniszczonych, wykorzystanych i potępionych. Wiedz jednak, że jesteś mój na wieki. Zawsze byłeś i zawsze będziesz moim pożeraczem dusz...
Raziel przepływa obok Eldera.
Elder God: Jesteś mizerną kreaturą, kruchszą niż myślisz.
oraz Twe przeznaczenie wzywa.
oraz Porzuć tą zdradziecką ścieżkę, Razielu.
oraz Mądrze zrobisz słuchając mnie, Razielu.
oraz Postępuj ostrożnie, Razielu.
Raziel w końcu przechodzi przez jaskinie pod Filarami i wychodzi na bagnach. Przygląda się zapieczętowanej tam Komnacie Czasu.
Raziel V.O.: Za tymi drzwiami była ma jedyna nadzieja na ucieczkę z tego zaatakowanego przez demony pustkowia. Zamknięta tam Komnata Czasu dawała mi jedyną perspektywę na podróż w przeszłość, we wczesną historię Nosgoth. A jeśli nie znajdę sposobu na złamanie pieczęci, zostanę skazany na bycie uwięzionym tu na wieczność.
Raziel ponownie dociera do przejścia wiodącego na północ Nosgoth.
Raziel V.O.: Czas w istocie oczyścił mi drogę, pozwalając na zbadanie północnych gór Nosgoth. Byłem ciekaw odkrycia, czy wciąż istnieją jakieś dowody egzystencji Janosa Audrona.
Raziel dociera w końcu do ludzkiego miasta, najprawdopodobniej tego samego, które widział przedstawione na witraży w Twierdzy.
Raziel V.O.: Odkryłem tu staromodną wioskę Uschtenheim, od dawna opuszczoną i popadającą w ruinę. Legenda powiada, że Janos Audron terroryzował jej mieszkańców dopóki Sarafańscy łowcy go nie wytropili i zniszczyli. Jeśli w starych opowieściach było choć ziarno prawdy, to leże niesławnego wampira nie powinno być daleko.
Oglądając zrujnowany krajobraz Nosgoth, Raziel odkrywa ruiny antycznej cywilizacji mieszkającej na klifach. Majestatyczne fasady są zapadnięte i poprzewracane, tak jakby wiele wieków temu miało tu miejsce jakieś wielkie trzęsienie ziemi. Raziel stoi na tarasie pod klifami, oceniając zdewastowaną architekturę.
Raziel V.O.: Ta budowla z pewnością nie została wykonana przez ludzkich budowniczych. Postać pod balkonem cicho potwierdzała, że były to budowle skrzydlatych istot. Bez wątpienia stałem teraz przed górskim schronieniem legendarnego Janosa Audrona - lecz cały azyl był teraz w ruinie, zawalony przez jakiś antyczny kataklizm. Tak jak przypuszczałem, podstęp Rzeźbiarza Czasu zapewnił, że byłem o całe wieki za późno, by odkryć tu cokolwiek pożytecznego.
Raziel rozgląda się po zrujnowanym kanionie i dostrzega wąskie przejście prowadząca na zachód.
Raziel V.O.: Zdecydowałem się iść dalej i zbadać, co leży w tych kanionach, jako że za mną nie było nic prócz przebytego przeze mnie pustkowia.
Słysząc za sobą kroki, Raziel szybko się odwraca i widzi Kaina. Odzywa się drwiąco:
Raziel: Tylko nie to. Za każdym razem, gdy cię pokazujesz, staje cię coś wielkiego i strasznego. Nie wiem czy mam na to wystarczająco dużo nerwów.
Kain: (śmieje się łagodnie) Tym razem nie będzie dramatu, Razielu.
Raziel: Wytrwały jesteś podróżując tak za mną w czasie. Wciąż czekasz aż twoja moneta wyląduje na krawędzi?
Kain staje na tarasie wyglądającym na kanion, obok Raziela...
Kain: Gram na czas.
I spogląda na zawalony balkon na górze.
Kain: Widzę, że Moebius zrobił ci mały dowcip.
Raziel: Tak - wyraźnie widać, że nie chce, bym spotkał się z tym całym 'Janosem Audronem'.
Kain, w zamyśleniu, ucieka wzrokiem w bok.
Kain: Być może... (potem, z sarkazmem) Albo miał cichą nadzieję, że to zahartuje twoje serce przeciw mnie, gdy zobaczysz pustkowie, które sam stworzyłem.
Raziel: Moje serce nie potrzebuje hartowania, Kainie. Jeśli choćbym przypuszczał, że zniszczenie cię będzie miało jakiekolwiek znaczenie, natychmiast bym cię unicestwił.
Kain: (śmieje się z aprobatą) Wiedziałem, że ich przejrzysz, Razielu. Janos w istocie jest kluczem do twego przeznaczenia, lecz drogę w przeszłość Nosgoth będziesz musiał odnaleźć sam. Nie popełnij jednak błędu Razielu - ty i ja jesteśmy teraz w wielkim niebezpieczeństwie. Nie jesteśmy tu mile widziani - złowrogie siły zbierają się, by nas zniszczyć.
Raziel: Mówisz tak, jakbyśmy byli sprzymierzeńcami.
Kain: Pomijając twe zapatrywania, Razielu, w ich oczach jesteśmy nimi.
Raziel: Cóż, z pewnością chcą wyeliminować ciebie, Kainie, nie ma co do tego wątpliwości. Bezustannie jestem nękany żądaniami twej śmierci. Co do mnie, przypuszczam, że popełnili fatalny błąd, gdy zezwolili na me wyjątkowe zmartwychwstanie. Myślę, że nie wiedzą jak mnie zniszczyć.
Kain: Nie wolno ci ich nie doceniać, Razielu.
Raziel: A kim właściwie są ci diaboliczni 'oni', o których wciąż mówimy? Jeśli mamy tu do czynienia z jakimś wielkim spiskiem, to wygląda na to, że prawa ręka nie wie co robi lewa. Nawet Moebius wydaje się być rolowany za każdym razem.
Kain: Moebius jest ich zabawką, Razielu - jeszcze tego nie zauważyłeś? I to jest najsłodsza ironia ze wszystkich - wielki manipulator Nosgoth jest ich kukiełką. Lecz pociągający za sznurki nie ujawnili jeszcze swych twarzy.
Raziel: Nie lubią, gdy na nowo zapisujemy dokładnie zaplanowaną przez nich historię, nieprawdaż?
Kain poprawia Raziela.
Kain: Musisz zrozumieć, Razielu - my nie przepisaliśmy historii, ledwie ją nadpisaliśmy. Przyszłość opływa nasze małe czyny, znajdując najmniejszą linię oporu, dopuszczając jedynie najmniejsze zmiany. To jest właśnie przetasowanie, które poczułeś, gdy odmówiłeś zabicia mnie. I pamiętaj, Razielu, że pod tym względem jesteśmy tu intruzami - historia nie dopuści do powstania paradoksu.
Raziel: A jeśli wydarzenia nie będą się mogły przetasować, by zaadoptować zmianę?
Kain: Wtedy intruz zostanie usunięty. Uświadom sobie, że to może być dokładnie taki wynik, jaki starają się sprowokować nasi wrogowie. Musimy postępować bardzo ostrożnie.
Z tą ostatnią przestrogą Kain znika.
W Kuźni Wiatru Raziel odkrywa więcej malowideł przedstawiających skrzydlatą rasę.
Raziel V.O.: Sceny, które tu odkryłem, nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Rasa skrzydlatych istot, budowniczowie Filarów i twórcy Reavera, byli pierwszymi wampirami Nosgoth. Ich głód krwi wydawał się czymś w rodzaju klątwy, rzuconej na nich przez pokonanych przez nich przeciwników. Te obrazy były potwierdzeniem wyjawionych mi przez Kaina prawd, lecz byłem zbyt nieufny, by uwierzyć. Bezskutecznie próbowałem poskładać wszystkie kawałki układanki, w jaki sposób Kain chciał uciec od dylematu swego przeznaczenia, jaką rolę przewidział dla mnie i dlaczego Moebius oraz mroczne siły, z którymi wydawał się być w sojuszu, tak desperacko chcieli ujrzeć Kaina martwego i tak starali się, bym był instrumentem jego zagłady.
Gdy Kuźnia Wiatru zbudziła się do życia, Raziel ponownie przekuwa Reavera.
Raziel V.O.: Burza ucichła, gdy Reaver osuszył kuźnie z jej energii. Zebrałem się w sobie i przystanąłem na moment, by popodziwiać mą nowo wykutą broń, obdarzoną teraz elementarną mocą powietrza. Tak uzbrojony, miałem nadzieję, że będę mógł uciec z tej straconej krainy.
Z pomocą Reavera Powietrza, Raziel łamie pieczęć na drzwiach kuźni.
Raziel V.O.: Odkryłem, że Reaver ten miał moc niszczenia popękanych lub niejednolitych przeszkód. W końcu miałem środek do otwarcia zrujnowanej Komnaty Czasu, którą tak dawno temu odkryłem na bagnach. Być może teraz będę mógł opuścić to pustkowie i powrócić do ery, w której Janos Audron wciąż żył.
Raziel powraca na bagna i za pomocą Reavera Wiatru łamie pieczęć do Komnaty Czasu. Schodzi pod ziemię do głównej komnaty i przygotowuje się do jej użycia.
Raziel V.O.: Nie miałem innego wyjścia jak zawierzyć ślepemu losowi. Nie można było stwierdzić na jaką erę nastawione było urządzenie, a ja nie miałem ni wiedzy, ni umiejętności, by nastawić je samodzielnie. Wahałem się jedynie przez moment, a potem przekręciłem przełącznik, rzuciłem się w otchłań i zdałem na los.
Raziel wychodzi z powrotem na bagna i, ku jego radości, jego oczom ukazuje się widok podobny temu jaki miał okazję oglądać w czasie prześladowania wampirów przez Moebiusa i jego Łowców Wampirów.
Raziel V.O.: Na przekór nadziei i wszelkiemu prawdopodobieństwu, wyglądało na to, że komnata bezbłędnie przeniosła mnie w pożądaną przeze mnie erę. Ponieważ były to sztandary Sarafan, a te wampiry najwyraźniej były ofiarami ich krucjaty. Ten zbieg okoliczności był zbyt dogodny, by naiwnie przypisać go losowi, lecz czy me dogodne przybycie tutaj zostało zaaranżowane przez Moebiusa, czy inne wpływy - tego nie wiedziałem. Jeśli Janos Audron wciąż żył, to odnajdę go. Spodziewałem się kolejnego podstępu i zdecydowałem się postępować ostrożnie.
Jeśli Raziel zdecyduje się iść w stronę Twierdzy, to przy Filarach natknie się na pierwsze ofiary Sarafan.
Raziel V.O.: Pomimo całego okrucieństwa krucjaty Moebiusa, ta masakra przyprawiała o jeszcze większe dreszcze. Miejsca mordów Sarafan zdradzały jakiś rodzaj zorganizowanej bezwzględności, zimnokrwistą prawość prawdziwych wyznawców.
Raziel wychodzi z polany przez wielkie wrota prowadzące dalej na południe, do Twierdzy, i tutaj po raz pierwszy natyka się na Sarafan.
Kapłan Sarafan: Tam jest jeszcze jeden!
Raziel V.O.: I tu wreszcie, we własnych osobach, ujrzałem mych byłych towarzyszów broni, wojowniczych kapłanów Porządku Sarafan, których życia były całkowicie poświęcone tępieniu wampirzej plagi. I choć musiałem przyznać, że poczułem ukłucie tęsknoty i żalu co do - wierzyłem - mej utraconej moralności, to teraz postrzegałem ich już bez czci, którą ich poprzednio darzyłem. Ponieważ zobaczyłem ludzkie twarze wampirów i teraz uderzyła mnie potworność tych ludzi.
Raziel dociera w końcu do jeziora koło Twierdzy, które teraz jest całkowicie skute lodem.
Raziel V.O.: Zamarznięte jezioro na głucho zamknęło wrota do Twierdzy. Sarafanie z pewnością mieli inne wejście, lecz to było jedynym jakie ja znałem. By zinfiltrować fortecę, będę musiał znaleźć sposób na uwolnienie wrót z lodu.
Jeśli Raziel zdecyduje się nie wracać drogą do Filarów i Twierdzy, na bagnach znajdzie podobne miejsce masakry.
Raziel V.O.: Pomimo całego okrucieństwa krucjaty Moebiusa, ta masakra przyprawiała o jeszcze większe dreszcze. Miejsca mordów Sarafan zdradzały jakiś rodzaj zorganizowanej bezwzględności, zimnokrwistą prawość prawdziwych wyznawców.
Raziel kontynuuje swą podróż kanionami, w północne góry Nosgoth. W drodze natyka się na obóz Sarafan. I jeśli nie spotkał ich za Filarami tutaj tak samo ich oceni.
Kapłan Sarafan: Na wszystko co święte!
Raziel V.O.: I tu wreszcie, we własnych osobach, ujrzałem mych byłych towarzyszów broni, wojowniczych kapłanów Porządku Sarafan, których życia były całkowicie poświęcone tępieniu wampirzej plagi. I choć musiałem przyznać, że poczułem ukłucie tęsknoty i żalu co do - wierzyłem - mej utraconej moralności, to teraz postrzegałem ich już bez czci, którą ich poprzednio darzyłem. Ponieważ zobaczyłem ludzkie twarze wampirów i teraz uderzyła mnie potworność tych ludzi.
Raziel dociera w końcu do domostwa Janosa Audrona, w tym czasie jeszcze nietkniętego nieznanym kataklizmem.
Raziel V.O.: Po mej długiej podróży w końcu stanąłem na progu oświecenia. Stało tam górskie schronienie Janosa Audrona, nietknięte i nieskalane. Kataklizm, który pewnego dnia zawali tę starożytną strukturę nie miał jeszcze miejsca i choć nie miałem pewności, czy Janos jeszcze żył, widok ten dobrze wróżył, ponieważ przypuszczałem, że zawalenie się schronienia było skutkiem śmierci starożytnego wampira. Był tylko jeden problem - jak dostać się na balkon zawieszony na tej, doprowadzającej mnie do szału, wysokości, tak daleko poza mym zasięgiem? Była to architektura skrzydlatych istot. Z postrzępionych resztek moich nie będę miał żadnego pożytku. Będę potrzebował innego sposobu na dostanie się na górę.
Raziel dostał się do środka góry i doszedł w końcu do ogromnej komnaty pod gołym niebem. Zatrzymał się w progu i rozejrzał.
Raziel V.O.: Odkryłem, że góra została wydrążona w środku i wspaniale ozdobiona strzelistą architekturą, unikalną dla jej twórców. I podobnie jak przednia fasada, tak i te krużganki były dostępne jedynie dla obdarzonych możliwością latania. Z moimi zrujnowanymi skrzydłami ten gigantyczny labirynt wydawał się niemożliwy do przejścia. Cel mej podróży był ledwie poza zasięgiem mych rąk, ponieważ tam, zawieszony na samym szczycie komnaty, był próg, który z pewnością prowadził do samego starożytnego wampira. Nie miałem pojęcia czy Janos Audron był potworem przedstawionym w Twierdzy, czy też jedną ze szlachetnych istot upamiętnionych pośród ruin antycznych wampirów i mało mnie to obchodziło. Demon czy anioł, jedynie on posiadał klucz do mego przeznaczenia.
Raziel w końcu dotarł do drzwi, za którymi znajdowała się otwarta komnata, która widział z tarasu nad jeziorem. Raziel powoli otwiera drzwi i wchodzi. Przemierzył całe Nosgoth i odbył podróż w czasie, by spotkać tą istotę, ale nie ma pojęcia czego od niej oczekiwać - czy Janos okaże się potworem, czy też aniołem.
Raziel staje w wejściu i rozgląda się w poszukiwaniu starożytnego wampira. Dostrzega w końcu uderzająco piękną, skrzydlatą postać, stojącą pośrodku komnaty i wpatrującą się w dal. Raziel odzywa się niepewnie:
Raziel: Janos Audron?
Słysząc za sobą głos Raziela, postać powoli się odwraca.
Janos: To pocieszające po tych wszystkich latach usłyszeć swe imię wymawiane bez pogardy.
Gdy Janos się odwrócił, Raziel w końcu mógł zobaczyć wampira w całej okazałości. I zaraz zauważył, że Janos nie jest wcale demoniczną kreaturą przedstawioną w Twierdzy. Emanuje z niego mroczne piękno, jakiś rodzaj ascetycznego dystansu do wszystkiego oraz cierpliwość poprzedzona długim patrzeniem na cierpienie. A to wszystko podkreśla jeszcze ogień z kominka, rozświetlając twarz starożytnego wampira.
Janos, natomiast, wydaje się rozpoznawać Raziela, ale patrzy na niego z przerażeniem i litością. Dzieje się tak dlatego, że rysy Raziela ledwie przypominają wampira — jego niebieska skóra, opazurzone dłonie i ‘skrzydła’ — ponieważ wygląda jak nieszczęsne widmo, zjawa, która została prawie całkowicie zniszczona.
Janos: Raziel? Moje dziecko, cóż oni z tobą zrobili?
Raziel: Zostałem zawleczony do piekła i z powrotem i wygląda na to, że wszystko to stało się, by osiągnąć ten moment. Nie wiem jeszcze jednak dlaczego?
Janos mówi delikatnie, tak jakby sam nie wiedział jak zacząć.
Janos: Przez tysiące lat czekałem... samo jeden tutaj, tracąc wiarę... W czasie Zawiązania, by służyć Filarom, przyzwanych zostało dziewięciu strażników. A ja zostałem przyzwany jako dziesiąty strażnik, powiernik Reavera, broni naszego zbawienia. Z czasem nasza rasa wymarła. Aż pozostałem tylko ja jeden... podtrzymywany jedynie przez mój obowiązek w stosunku do ciebie i straż nad Reaverem.
Janos odwraca się powoli i podchodzi bliżej krawędzi balkonu. Wskazuje na Raziela, by ten za nim poszedł. Ten jednak nie rusza się z miejsca.
Raziel: A pozostałych dziewięciu? Dlaczego ich straż nie podtrzymała ich?
Janos, odwrócony do Raziela plecami, milczy przez moment, rozważając słowa Raziela, a potem odpowiada z jakąś tęsknotą w głosie.
Janos: Ja... Nie wiem.
Janos spogląda na krajobraz rozpościerający się przed nimi i ponownie zaczyna opowiadać o historii wampirów.
Janos: Podczas gdy nasza rasa więdła, ludzie rozkwitali. Przez stulecia patrzyłem, jak nasza historia przemienia się w mit, a w końcu całkowicie ginie. Ludzie zapomnieli o nas całkowicie i zagarnęli Filary dla siebie - zupełnie nieświadomi ich prawdziwego celu. Dla nich jestem jedynie diabłem - źródłem ich wampirzej 'plagi'.
Dopiero teraz Raziel zdecydował się podejść bliżej.
Raziel: (dociekliwie) Skoro Filarom mają służyć wampiry, dlaczego przywołują ludzkich strażników?
Janos, podczas gdy mówi, podchodzi do samej krawędzi balkonu. Raziel powoli idzie za nim.
Janos: Filary wybierają swych strażników od urodzenia, Razielu, a wampiry już się nie rodzą. To jest sedno naszego dylematu. I straszliwa ironia - z ich czystką wampirów, członkowie Kręgu zaatakowali prawdziwych budowniczych Filarów, których przysięgli bronić. Wkroczyli na zdradziecką ścieżkę. Z każdym zabitym przez nich wampirem, ludzie podrzynają swoje własne gardła.
Obaj stoją teraz na krawędzi i patrzą na rozpościerający się przez nimi krajobraz.
Janos: (łagodnie) Wiedzą, że jestem tu na górze, poza ich zasięgiem, i to ich przeraża.
Janos wskazuje na wampiry nabite na pale, w głębi kanionu, specjalnie wystawione na widoku, tak by Janos na nie patrzył.
Janos: Widzisz jak obnoszą się ze swoimi zabójstwami, by mnie dręczyć... albo po prostu mnie stąd wywabić. Wyznają pochopny pogląd, że zniszczenie mnie w jakiś sposób zniszczy całą naszą rasę. Na szczęście nie jesteśmy aż tak wątli.
Raziel: Widziałem jak zbierają swe siły w wiosce na dole.
Janos: Tak. Nie wiem, co knują... lecz lękam się, że nasz czas może być niebezpiecznie krótki.
Raziel: Wydaje się, że ludzkość przysporzyła ci jedynie udręki i żalu. Musisz ich nienawidzić.
Janos odpowiada powoli, ważąc każde słowo.
Janos: Oni... lękają się tego, czego nie rozumieją; i pogardzają tym, czego się lękają. Ale, nie - nie nienawidzę ich.
Raziel: Vorador tak.
Janos: Wiele wycierpiał. Nie może im wybaczyć.
Raziel: Powinno im zostać wybaczone?
Janos: Oni... nie wiedzą, co czynią. Są po prostu nieświadomi i podatni na manipulację.
Raziel przez chwilę rozważa słowa Janosa, a potem w końcu wypowiada myśl, która męczy go od dawna.
Raziel: Wiec to wszystko prawda, co powiedzieli mi Kain i Vorador - naprawdę jestem jakimś bluźnierczym wampirzym mesjaszem...
Janos łagodnie go poprawia:
Janos: Bluźnierczym? - Nie. Mesjaszem - być może.
Raziel: Nie lubię tego słowa - zalatuje męczeństwem.
Janos: Razielu, twoja rola w przeznaczeniu tego świata jest ważniejsza i łaskawsza niż do tej pory wierzyłeś.
Janos przestaje mówić i patrzy prze chwilę na Raziela, a raczej na jego wygląd.
Janos: Wydaje mi się jednak, że już to wiesz - wygląda, że okrutnie cię przetestowano.
Janos odwraca się i idzie z powrotem w głąb komnaty.
Janos: Krąg musi zostać zabezpieczony, Razielu. Filary są zamkiem—
Raziel idzie powoli za Janosem.
Raziel: ... a Reaver jest kluczem.
Janos: Tak.
Obaj podchodzą do skrzyni umieszczonej na piedestale pod ścianą, na której wyryto podobiznę Reavera.
Raziel: Reaver tu jest? Dlaczego nic nie czuję?
Janos unosi wieko i wyjmuje Reavera ze środka.
Janos: Najpotężniejsza broń jaką kiedykolwiek wykuli nasi zbrojmistrze... Natchnęli oni ostrze wampirzą energią, dając Reaverowi moc osuszania naszych wrogów z ich cennej, dającej życie krwi.
Raziel spina się w sobie, pełen obawy. Za każdym razem, gdy natknął się na Reavera podczas swej podróży, odczuwał dziwne przemieszczenie, zniekształcenie spowodowane bliskością dwóch wcieleń miecza, fizycznego i duchowego, które spotkały się w czasie i przestrzeni. A teraz, w jakiś niewytłumaczalny sposób, Raziel nic nie czuje. Tamto czasowe zniekształcenie rzeczywistości było niepokojące, ale ten spokój, teraz, jest jeszcze bardziej przerażający.
Raziel V.O.: Gdy Janos wyciągnął ostrze, ogarnęło mnie niewytłumaczalne uczucie strachu, bardziej znamienne niż wszystko, co do tej pory czułem. Byłem jednocześnie przez nie odpychany i nieodparcie zmuszany, by go dotknąć, przytrzymać.
Raziel podnosi ręce do góry, jakby w obronie przez mieczem.
Raziel: Proszę, zabierz je ode mnie.
W tym momencie w komnacie zaczyna być słyszalny odgłos dobijających się do drzwi uzbrojonych żołnierzy. I w tym też momencie do Raziela dociera w końcu myśl, że torując sobie drogę przez Schronienie, nieświadomie utorował ją też Sarafanom. Janos wydaje się zaniepokojony, ale też dziwnie zrezygnowany.
Janos: Obawiam się, że byłeś śledzony.
Janos odkłada Reavera z powrotem do skrzyni i w tym momencie do komnaty wpada oddział Sarafan. Raziel już zdążył się rzucić w stronę przeciwników, ale Janos złapał go w locie i osadził.
Janos: Musisz się ratować, Razielu...
Janos kładzie obie dłonie na ramionach Raziela, chcąc go ochronić.
Raziel: Janos, nie!
Krzyk Raziela utonął w nicości. Komnata zamazała się, gdy Janos przeniósł Raziela do innej sali w Schronieniu — bezpiecznie daleko od Sarafan, ale też zbyt daleko, by uratować Janosa.
Raziel V.O.: Moje otoczenie zawirowało i zostałem bezpiecznie przetransportowany z dala od zasadzki, do przyległej komnaty. Janos oddalił mnie od Sarafan, bezinteresownie poświęcając własne bezpieczeństwo, by ratować me życie. I teraz bałem się, że mój nowo zdobyty mentor zostanie zamordowany przez tych samych bojowników, którym ostatnio obdarzyłem szacunkiem. Ironia przeszyła mnie i w rodzącym się przerażeniu zrozumiałem, że byłem oszukiwany przez Moebiusa przez cały czas... Ponieważ Sarafanie po prostu poszli drogą, którą ja utorowałem sobie przez ten azyl i teraz nadeszli, niosąc z sobą laskę Moebiusa. Posiadając ją, mieli Janosa na swej łasce. Przez wrota słyszałem jak walczą, ledwie kilka kroków ode nie, lecz równie dobrze mogłoby być to tysiąc mil, ponieważ ta przeszkoda została zamknięta potęgami żywiołu, której jeszcze nie posiadałem. Wyglądało na to, że Janos przeniósł mnie do serca Kuźni Ognia. Pomyślałem, że być może jeśli udałoby mi się uruchomić kuźnię i przekuć Reavera na czas, miałbym niewielką szansę uratować Janosa przed jego przerażającym losem.
Gdy Kuźnia Ognia budzi się do życia, Raziel ponownie przekuwa Reavera.
Raziel V.O.: Włożyłem Reavera do tego pieca i przekułem ostrze żywiołem ognia. Tak wzmocnionym Reaverem byłem teraz w stanie odblokować elementarną barierę i uratować Janosa przed jego katami.
Razielowi w końcu udało się przekuć Reavera i obdarzyć go żywiołem ognia. Teraz szybko rusza do wrót kuźni, otwiera je i, nim jeszcze te zdążą się całkowicie rozsunąć, przeciska się przez nie i rzuca pędem do głównej komnaty, ale odkrywa zaraz, że się spóźnił, ponieważ Sarafanie zdążyli już pokonać Janosa z pomocą laski Moebiusa. Raziel dociera do komnaty w momencie, gdy Janos leży na kamiennym blacie, jego skrzydła leżą bezwładnie na ziemi, i próbuje się wyrwać trzymającym go Sarafanom. Rzuca się i próbuje dosięgnąć ich swoimi pazurami. W końcu przywódca wojowników, gdy pazury Janosa prawie wydrapały mu oczy, uderza go i nakazuje:
Sarafan Raziel: Przytrzymać go!
Trzymający kostur Moebiusa, Zephon spełnia rozkaz Sarafana Raziela i wbija jej koniec w skrzydło Janosa. Wtedy kula na lasce rozjarza się na chwilę, a Janos krzyczy z bólu. Sarafan Raziel natomiast, delektując się tą długo oczekiwaną chwilą, podnosi rękę, do której przymocowane jest coś w rodzaju ostrza zakrzywionego miecza i po chwili opuszcza ją z siłą i rozcina pierś Janosa. Wampir wydaje krzyk agonii. Raziel, oglądający to wszystko z balkonu nad komnatą, kręci z niedowierzaniem głową. Sarafan Raziel nie traci czasu. Brutalnie wkłada rękę w ranę na piersi Janosa i wyrywa mu wciąż bijące serce. Janos ponownie wyje w agonii, gdy Sarafan Raziel podnosi jego serce do góry, tak by reszta mogła je zobaczyć.
Turel: Spójrzcie na jego czarne serce, jak wciąż bije!
Raziel już ma skoczyć, ale wtedy krew ścina mu się w żyłach... ponieważ przywódca odwraca się, podnosi głowę i dostrzega stojącego na balkonie Raziela, który od razu go rozpoznaje... jako samego siebie. I w końcu do Raziela dociera, że właśnie zobaczył jak sam — w innym wcieleniu — zamordował Janosa. Obaj, Raziel i jego Sarafańskie ja spoglądają sobie w oczy. Raziel ze zgrozą i przerażeniem, a Sarafan Raziel z ciekawością wyglądu dziwnego stworzenia przed sobą. W tym momencie cała komnata zaczyna się trząść i walić, co oznacza, że Janos zaczyna powoli umierać.
Dumah: (zaalarmowany) Potwór chce pogrzebać nas żywcem!
Nie widząc reakcji ze strony dowódcy, Dumah potrząsa Raziela za ramię.
Dumah: Razielu, musimy się stąd wynosić!
Sarafan Raziel nie może oderwać oczu od oczu Raziela. Wciąż patrząc na niego rozkazuje innym:
Sarafan Raziel: Pamiętajcie o mieczu!
Dumah szybko łapie Reavera i wraz nim i sercem Janosa szóstka Sarafan ucieka. Nie zważając na uciekających Sarafan, Raziel zeskakuje z balkonu i podchodzi do kamiennego stołu, na którym leży Janos. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, antyczny wampir wciąż żyje, choć życie to bardzo szybko z niego uchodzi. Raziel unosi mu głowę, do tej pory bezwładnie zwisającą do tyłu i kręci swoją w rozpaczy; w jednej chwili został pozbawiony mentora, którego dopiero co znalazł i był świadkiem jak on sam, własnoręcznie, go zamordował.
Raziel: Wybacz mi, tak mi przykro, zawiodłem cię.
Janos: (łagodnie) Nie, Razielu. Być może to był mój prawdziwy cel - po prostu uratowanie tym razem ci życia.
Raziel: (żałośnie) Podczas gdy ja odebrałem ci twoje...
Janos: (umierający) Wypełnij swe przeznaczenie, Razielu. Musisz odebrać Reavera - został wykuty dla ciebie i tylko ciebie... Bez niego nie ma nadziei...
Janos umiera. W tym momencie całe jego domostwo ponownie nawiedza trzęsienie ziemi i cała wydrążona góra zaczyna się zapadać. Gdy wstrząs mija, Raziel delikatnie puszcza głowę Janosa i powoli odsuwa się od niego.
Raziel V.O.: Gdy odsunąłem się od ciała Janosa, opanowało mnie uczucie obrzydzenia do samego siebie tak głębokie, że ledwo mogłem je opanować. W tej chwili odrzuciłem wszystko, czym przedtem byłem i przyjąłem rolę, której Janos strzegł dla mnie tak cierpliwie przez te wszystkie wieki. Wiedziałem już, co muszę zrobić - wykonać zadanie, do którego byłem tak wyjątkowo przygotowany...
Raziel podchodzi niespiesznie do krawędzi balkony, gdzie jeszcze niedawno rozmawiał z Janosem, i patrzy na rozpościerający się przed nim krajobraz Nosgoth.
Raziel V.O.: Ruszę w pogoń za sarafańskimi psami do ich obmierzłej fortecy i pomszczę morderstwo Janosa Audrona. Moebius drogo zapłaci za swą zdradę, a moi sarafańscy bracia zbiorą owoce koszmaru, który zasiali. Odbiorę skradzionego Reavera, który prawowicie mnie się należy. I wreszcie, gdy wszystkie te długi zostaną spłacone, odbiorę serce Janosa Audrona z ich brudnych, niegodnych rąk. Jeśli serce rzeczywiście miało moc przywracania wampirzego nieżycia, jego najważniejszy cel był dla mnie jasny - przywrócę je Janosowi i tym samym odczynię popełnioną przez moje odrażające, byłe ja, nikczemną zbrodnię,.
Gdy Raziel stoi na krawędzi, cały kanion nawiedza ostatnie już, potężne trzęsienie ziemi, od którego zawala się sklepienie komnaty. Raziel skacze w ostatniej chwili i bezpiecznie szybuje w bezpieczne miejsce w dole, na jeziorze. Po wylądowaniu ogląda się za siebie po raz ostatni, ale nie widzi niczego prócz gruzów.
Gdy Raziel dociera do tarasu, na którym rozmawiał z Kainem na jego drodze stają dwa demony ziejące gazem.
Demon: Oczekiwaliśmy cię, mały Razielu.
Raziel V.O.: Więc te demoniczne szkodniki nie były jedynie produktem zepsutej przyszłości Nosgoth. Ponieważ były tu, ścigając mnie pięć stuleci w przeszłość. Podejrzewałem, że stwory te były poplecznikami niewidzialnych sił, które miały nadzieję mnie kontrolować. Były namacalnym dowodem ich niezadowolenia. Demony te zostały spuszczone na mnie ze smyczy jako kara za nieposłuszeństwo.
Dalej, w głębi kanionów, Raziel znów zostaje zatrzymany przez demony, tym razem są to trzy szare demony ciskające błyskawice.
Demon I: Naprawdę myślisz, że możesz ocalić Nosgoth?!
Demon II: Pozwól, że cię oświecę, biedny Razielu...
W Uschtenheimie Raziel musi zmierzyć się z kolejnymi trzema ognistymi demonami. Te są ogromne, zieją ogniem i mają wielkie rogi. Dwa blokują Razielowi wyjście, a trzeci pojawia się tuż koło kościoła, odcinając drogę ucieczki.
Demon: Oto on, zbawiciel Nosgoth!
Niedaleko wyjścia z kanionów na bagna Raziel ponownie zostaje zatrzymany przez demona. Tym razem jest to Czarny Demon, podobny do Ognistego, ale o wiele silniejszy.
Demon: Zbliż się, Razielu...
Kolejny Czarny Demon pojawia się na drodze Raziela przez bagna.
Demon: Nie przejdziesz!
Wyrzekając się swego Sarafańskiego dziedzictwa, Raziel ruszył w pościć za swymi byłymi braćmi z powrotem do Fortecy Sarafan, by pomścić zamordowanie Janosa Audrona. W drodze powrotnej Raziel ostatni raz przechodzi przez podziemną komnatę Filarów. Elder wita go wtedy ze złowieszczą nieodwołalnością.
Elder God: Zawiodłeś mnie, Razielu.
Raziel: Zastanawiam się, Starszy... Czy naprawdę mnie wskrzesiłeś, czy po prostu byłeś tam, gdy przebudziłem się po torturach w Otchłani? Podejrzewam, że znalazłeś mnie nawet wygodnego. Wrzuconego do twej pieczary przez Kaina, z jakiegoś powodu niezniszczalnego. Wytrzymałe i łatwowierne narzędzie do manipulowania dla ciebie. Tę jedną rzecz chętnie przyznam - za każdym razem byłem wykorzystywany przez innych. Lecz zawsze zbaczałem z ich ścieżki... cóż takiego jest we mnie, Demonie, że czyni mnie tak niepewnym narzędziem? Dlaczego udaje mi się przetrwać jedną próbę za drugą... wciąż i wciąż, w niekończącej się serii poniżających śmierci i zmartwychwstań? Wygląda na to, że moje przeznaczenie i historia jest czymś więcej niż wiem. Być może także czymś więcej niż ty wiesz...
Raziel przepływa obok Eldera i wtedy słyszy:
Elder God: Zdrajca.
oraz Zawiodłeś.
oraz Nie jesteś godzien.
oraz Koło Przeznaczenia wyje o twą duszę, pomimo iż jego głód nigdy nie zostanie zaspokojony.
Gdy Raziel dociera do Filarów na jego drodze stają trzy Czarne Demony.
Demon I: Myśli, że może zmienić swe przeznaczenie.
Demon II: Cóż za głupiec.
Raziel w końcu wchodzi do twierdzy i wkrótce potem zostaje uwięziony w jednej z komnat wraz z dwoma wojownikami Sarafan i czarodziejką.
Czarodziejka: Brać go!
Raziel mknie przez Twierdzę, ale wkrótce kończy w ślepym zaułku. A dokładniej w małej komnacie, przyległej do jednego z krużganków. Jeszcze bardziej dziwi go, że w pomieszczeniu tym znajduje się Reaver, położony na czymś w rodzaju chrzcielnicy i jakby specjalnie tu zostawionym dla Raziela, by ten go znalazł. Jeszcze bardziej niepokoi Raziela fakt, że ponownie nie odczuwa żadnego zniekształcenia w obecności miecza, ale jednocześnie czuje się przez niego odpychany i kuszony, by go po prostu wziąć.
Raziel V.O.: Nagle i niewytłumaczalnie odnalazłem Reavera, podejrzanie leżącego na mej drodze. Ponownie nie poczułem żadnego 'czasowego zniekształcenia', tego osobliwego uczucia przemieszczenia, które poczułem, gdy natknąłem się na Reavera w kaplicy Williama. Zamknięty tutaj z ostrzem, doznałem tego samego uczucia strachu, którego doświadczyłem, gdy Janos po raz pierwszy pokazał mi Reavera. Poczułem się jednocześnie odpychany i zmuszony, by go wziąć.
Raziel już miał chwycić za rękojeść, ale w tym momencie usłyszał za sobą głos. Szybko się odwrócił i ujrzał stojącego w drzwiach Moebiusa i Sarafana Maleka, którzy odcięli mu drogę. Chciał przyzwać swe widmowe ostrze, ale tak jak poprzednio, laska Moebiusa sprawiła, że miecz zniknął. Tym czasem zachowanie Moebiusa zmieniło się zupełnie, od czasu ostatniego jego spotkania z Razielem. Układny, podlizujący się i pomocny starzec zniknął. Teraz Moebius jest skupiony i panuje nad cała sytuacją.
Moebius: Więc, Razielu, w końcu tu jesteśmy. Teraz nie masz już innego wyjścia, jak się ze mną zmierzyć, a nie jestem tak głupi, jak pozwoliłem ci wierzyć. Mamy rachunki do wyrównania.
Raziel: (rozwścieczony) Wiedziałeś, że doprowadzę Sarafan do Janosa, ty podły sukinsynu! Zaaranżowałeś każdy mój ruch!
Moebius: (śmieje się)
Raziel: Moje przeznaczenie jest dla ciebie zabawą?
Moebius: Było zabawne, dopóki trwało.
Raziel stawia krok do przodu, a wtedy Moebius wskazuje na Maleka.
Moebius: Nie sądzę, Razielu. Malek, nie pozwól odejść temu stworowi. Stanowi zagrożenie dla Kręgu.
Malek staje pomiędzy Moebiusem, a Razielem i unosi swą pikę w obronie swego podopiecznego.
Moebius: Biedny, naiwny Raziel... wyobrażałeś sobie, że jesteś wystarczająco przebiegły, by zmienić historię za moimi plecami? To ja jestem Rzeźbiarzem Czasu - znałem każdy twój ruch nim go uczyniłeś, imbecylu.
W tym momencie do komnaty docierają echa dalekiego zajścia. Słychać przerażone krzyki, rozpaczliwe wołania o Maleka i nie dający się z niczym pomylić śmiech wampira Voradora. Moebius uśmiecha się półgębkiem na to co słyszy.
Vorador: (w oddali) Zawołajcie swe psy - mogą ucztować na waszych trupach!
Malek instynktownie odwraca się i już ma zamiar odejść, by bronić swych podopiecznych, ale Moebius rozkazuje mu zostać, a ten posłusznie słucha.
Malek: Lordzie Moebiusie, kłopoty. Krąg został zaatakowany—
Moebius: (zimno, w skupieniu) Spokojnie, Malek. Ten jest dla nas prawdziwym zagrożeniem.
Raziel powoli cofa się w kierunku chrzcielnicy, na której leży Reaver.
Raziel: Co próbujesz tu zrobić, Moebiusie?
Moebius: (z nienawiścią) Ty toksyczna kreaturo - wyobrażałeś sobie, że pozwolę ci po prostu biegać na wolności i niszczyć wszystko z czym miałeś kontakt?
Raziel: Przyznaję, że nie doceniałem cię aż do tego momentu, Moebiusie, ale to błąd, którego nie powtórzę.
Ponieważ Moebius unieszkodliwił widmowe ostrze, Raziel nie ma wyboru jak sięgnąć po Reavera. Szybko odwraca się i łapie miecz. Potem tnie nim powietrze przed sobą i zaczyna iść w stronę Moebiusa i Maleka. To był moment, na który czekał Moebius.
Moebius: (złowrogo) Ponownie źle, Razielu.
Moebius i Malek cofają się w otwarte drzwi.
Moebius: Teraz, Malek - zarygluj drzwi...
Raziel biegnie w ich kierunku, ale do drzwi dociera akurat w momencie, w którym te się zamykają i opada na nie jeszcze krata. Będąc teraz sam w komnacie, Raziel odwracając się do drzwi plecami i ogląda swą nową broń. Zdaje sobie również sprawę, że teraz nie ma już innego wyboru jak iść dalej, w głąb Twierdzy.
Raziel V.O.: Używając swego kostura do unieszkodliwienia mego widmowego ostrza, Moebius skutecznie mnie rozbroił, pozostawiając mi do wyboru tylko jedną broń. Muszę jednak przyznać, że to nie brak opcji, a ślepa wściekłość zmusiła mnie do wzięcia Reavera - w mej furii wydawało się, że moja ręka zrobiła to sama. A teraz ta sama ręka ściskała rękojeść z nieustępliwą siłą - i poczułem stłumione mrowienie, daleką acz ewidentną tęsknotę, gdy unieszkodliwione widmowe ostrze nadaremnie próbowało objąć swego fizycznego bliźniaka.
Jeśli Raziel będzie chciał odłożyć Soul Reavera:
Raziel V.O.: Teraz, gdy już go wziąłem, Reaver i ja byliśmy nierozerwalnie związani. Im bardziej starałem się wypuścić miecz z rąk, tym mocniej ma ręka zaciskała chwyt na rękojeści, zupełnie jakby posiadała własną wolę.
Jeśli Raziel będzie chciał przejść do Wymiaru Spektralnego:
Raziel V.O.: Reaver miał na mnie jakiś tajemniczy wpływ. Podtrzymywał mą energię, pozwalając mi przedłużać mą obecność w świecie materialnym w nieskończoność. Tak naprawdę, będąc przywiązanym do Reavera jak w tej chwili, nie mogłem już przenieść się do wymiaru duchów podle własnej woli. Tak samo jak nie mogłem przywołać bliźniaka Reavera, jako że moje widmowe ostrze zostało unieszkodliwione podczas konfrontacji z Moebiusem.
Raziel dociera w końcu na otwarty dziedziniec Twierdzy i natyka się tutaj na Melchiaha i Zephona. Wygląda na to, że zostali tutaj przez kogoś wysłani, by czekać na pojawienie się Raziela i zmierzyć się z nim.
Zephon: Przyszedłeś się zemścić, demonie?
Melchiah: Z powrotem do piekła z tobą!
Raziel patrzy teraz na swych byłych braci ze wstrętem, wiedząc czego się dopuścili i zdając sobie sprawę jak wielką przewagę posiada nad nimi.
Raziel V.O.: Rozpoznałem tych dwu jako moich byłych braci... w życiu, jako Sarafana; i nieżyciu, jako wampirzych 'synów' Kaina. Melchiah i Zephon, najsłabsi z potomków Kaina... Ci dranie nie mieli pojęcia, jaka przyszłość ich czeka - jak staną się tymi, którymi teraz tak bardzo gardzą. Reaver szumiał wygłodniałą niecierpliwością - Janos nazywał go 'wampirzym' ostrzem, obdarzonym mocą osuszania ofiar z ich życiodajnej krwi. Z niecierpliwością oczekiwałem widoku tego, co zrobi tym dwóm.
Zaczęła się nierówna walka ‘dwóch na jednego’, w której Raziel nie był bynajmniej stroną przegrywającą. Reaver szybko poradził sobie z dwoma Sarafanami. Gdy już legli u stóp Raziela, ten ponownie podniósł miecz do oczu i obejrzał go z nową fascynacją.
Raziel V.O.: Gdy Melchiah i Zephon padli od mego ostrza, poczułem głód krwi Reavera tak samo, jak ja go odczuwałem, gdy byłem wampirem. Mogłem wyczuć, jak dzieląca nas granica rozmywa się - Reaver został opanowany mą rządzą zemsty, a ja byłem odurzony jego rządzą krwi. Ostrze miało na mnie ożywczy wpływ - energia życiowa dłużej nie uciekała wraz z upływającym czasem, rany zadane przez wrogów goiły się niemal natychmiast. Reaver uczynił mnie niepokonanym.
Raziel przechodzi przez dziedziniec i wchodzi do głównego hallu Twierdzy, gdzie już czekają na niego Dumah i Rahab.
Dumah: Przyszedłeś odebrać czarne serce tego potwora?
Rahab: Wpierw będziesz musiał pozbyć cię nas.
Raziel gotuje już Reavera do walki i wtedy dopiero trafia do niego cała jego w przeznaczeniu swych braci i swego ludzkiego ja.
Raziel V.O.: Moi byli bracia, Dumah i Rahab, stanęli naprzeciw mnie jako następni - wszystko to wydawało się tak elegancko wyreżyserowane. Rozbudzony przez Reavera, byłem prawie pijany od objawień... W końcu mogłem docenić rozkoszną ironię prywatnego, bluźnierczego żartu Kaina - i sam upajałem się wiedzą o moim spiskowaniu z nim przez cały czas. Ponieważ to ja położyłem tych drani do grobów - tym samym dostarczając Kainowi ciał, z których mógł stworzyć swych wampirzych synów tysiąc lat od teraz.
Gdy Dumah i Rahab padli przed Razielem, ten poszedł dalej. Przeszedł przez bramę w hallu i trafił do przedsionka kaplicy Williama, gdzie czekał na niego Turel — jego dawny, najstarszy brat, tak i wampir jak i Sarafan.
Turel: Wracaj do jamy, z której wypełzłeś, demonie!
Raziel V.O.: (szyderczo) I tu w końcu był mój brat, Turel, który wraz z Dumahem rzucił nie w Otchłań, nie kwestionując rozkazu Kaina. Tak posłuszny i prawy, nawet jako wampir... wygląda na to, że pewnych nawyków ciężko się pozbyć. Wampir Turel uszedł mej zemście; Sarafan Turel nie ujdzie.
Po pokonaniu Turela, Raziel kontynuuje swą wędrówkę po Twierdzy i w końcu dochodzi do okrągłej sali, gdzie stanie kiedyś pomnik jego Sarafańskiego ja, a na ścianach powstaną malowidła upamiętniające piątkę jego towarzyszów broni. I tutaj też czeka na niego Sarafan Raziel, który najwyraźniej na niego czeka. Gdy Raziel przechodzi przez próg, drzwi zamykają się za nim. Najwyraźniej to pułapka, mająca zmusić Raziela do walki z najlepszym wojownikiem Zakonu.
Sarafan Raziel: (z nienawiścią) Więc, wampirze - w końcu obaj tu jesteśmy. Zniszczyłeś mych braci, a teraz przyszedłeś po mnie. Przekonasz się, że nie jestem łatwą zdobyczą.
Raziel: Nie chcę cię zabić, lecz zrobię to, jeśli będę musiał. Oddaj mi serce, a zakończymy to teraz.
Sarafan Raziel: (kpiąco) Więc przyszedłeś pomścić tego plugawego pasożyta i odzyskać jego ohydne serce? Prawy z ciebie potwór, nieprawdaż?
Raziel: (mając na myśli Sarafana Raziela) Najwyraźniej.
Sarafan Raziel: (zimno) Nie, wampirze. Tu nastąpi koniec, lecz ty nie opuścisz tej komnaty. Teraz skończmy to - zrobię to miłosiernie szybko.
Raziel: Taj jak zrobiłeś to dla Janosa?
Sarafan Raziel: (śmieje się zimno) Nie, ta bestia umykała nam wystarczająco długo. Wstydem byłoby wykończyć go szybko... To naprawdę ironiczne - wielki Janos Audron okazał się być żadnym wyzwaniem... dzięki tobie. Czy słyszałeś jego tchórzliwe krzyki, gdy wyrwałem to czarne serce z jego zewłoka?
Raziel nie może już dłużej tego słuchać. Atakuje Sarafana...
Walka była długa i brutalna, ale w końcu Sarafan został pokonany. Raziel nabił go na Reavera. Nabity na miecz, Sarafan zaczyna się dusić i próbuje złapać powietrze, podczas gdy miecz wysysa z niego krew. Natomiast Raziel, patrząc w oczy swemu Sarafańskiemu ja, przeklina go:
Raziel: (z odrazą i zdecydowaniem) Wyrzekam się ciebie.
Sarafan Raziel wzdycha po raz ostatni i w końcu umiera. Zsuwa się z miecza i pada na ziemię. Raziel spuszcza głowę i zamyka oczy.
Raziel: (cicho, do siebie) I tak to się kończy. Historia zatoczyła pełen krąg.
Po chwili jednak je otwiera, gdy miecz zaczyna drgać. Wtedy też pojawia się widmowe ostrze, uwalnia się od Raziela i owija wokół swego fizycznego ja. To jeszcze bardziej niepokoi Raziela.
Raziel V.O.: Wyczuwając swego bliźniaka, widmowe ostrze uwolniło się ode mnie i z ochotą owinęło się wokół swego byłego ja. Poczułem, jak zwalnia się jego uścisk i gdy mnie opuściło, jego brak zmroził mnie bardziej, niż jego obecność kiedykolwiek przedtem. Opanowało mnie niepokojące, złe uczucie pustki i straty... a straszliwe objawienie zbierało się w zakamarkach mej świadomości niczym nawałnica...
Połączone w ten sposób, oba Reavery obracają się przeciwko Razielowi. Rzucają nim po podwórzu, ponieważ ten nie może się od nich uwolnić, a one są dla niego zbyt silne, by mógł je opanować.
Raziel: (straszliwe objawienie) Z braku wrogów, połączone ostrza obróciły się przeciw mnie. W końcu zdałem sobie sprawę, dlaczego nic nie poczułem, gdy Janos wyciągnął do mnie miecz. Reaver nigdy nie był przeznaczony do wykradania dusz...
W końcu oba Reavery odwracają się i, z ręką Raziela wciąż na rękojeści, przebijają go. Oczy Raziela rozszerzają się w agonii, rozpaczy oraz... oświeceniu.
Raziel: ... tą wygłodniałą, pożerającą dusze istotą uwięzioną w ostrzu zawsze byłem ja. Dlatego miecz został zniszczony, gdy Kain próbował mnie ugodzić - Reaver nie mógł pochłonąć swej własnej duszy. Paradoks roztrzaskał ostrze. Więc to było moje przerażające przeznaczenie - powtarzanie tego morderczego cyklu przez całą wieczność... Nie mogłem tego znieść - opanowała mnie rozpacz.
Raziel pada na kolana, a jego ręka, wciąż przywiązana do rękojeści Reavera, zatacza przewrotne koło, podczas gdy połączone miecze wysysają z niego duszę. Raziel próbuje oprzeć się temu, by uniknąć strasznego losu, uwięzienia w Reaverze. I w tym momencie, z cienia, zza jednej z kolumn podtrzymujących krużganek wychodzi Kain. Raziel dostrzega go i w tym samym momencie w jego głowie rozpala się myśl, że został zdradzony; że to pułapka zastawiona na niego przez Kaina właśnie. Opanowany przez gniew i w agonii, Raziel oskarża Kaina:
Raziel: Ty...
Kain nie zważa na słowa Raziela. Szybko do niego podchodzi i patrzy na całą scenę z fascynacją. Raziel krzyczy w agonii:
Raziel: Podoba ci się to, Kainie?!
Kain: (z przekonaniem) Nie walcz z tym Razielu... Poddaj się temu...
Raziel: (w agonii) Czy to było twoim przeznaczeniem dla mnie przez cały czas?!
Kain: (w skupieniu) Zaufaj mi...
Raziel V.O.: Poczułem, że słabnę... niezdolny wytrzymać ani chwili dłużej... Reaver był zbyt silny... Pragnienie, by po prostu się poddać, zbyt wielkie...
Z całkowitym brakiem sił, Raziel w końcu przestaje walczyć. I gdy zbliża się nad krawędź nicości, w całej komnacie zaczyna być odczuwalne zniekształcenie. Wtedy do umysłu Raziela nieśmiało dociera przebłysk zrozumienia.
Raziel V.O.: I wtedy... wzrastające uczucie zawrotu głowy oraz znajomego przemieszczenia... paradoksalny moment, w którym ma rozdwojona dusza była zawieszona jednocześnie na zewnątrz i wewnątrz Reavera... To był właśnie ten moment - przebłysk chwilowego zniekształcenia - na który Kain cały czas liczył. To była właśnie krawędź monety - nikły przebłysk możliwości, na którą Kain postawił wszystko.
Kain szybko przysuwa się do Raziela i, z wysiłkiem popartym buntem przeciw całej historii, wyrywa Reavera z piersi byłego porucznika. Ruch ten przez chwilę podrywa Raziela do góry, podczas gdy ten wyje w agonii, a potem z powrotem opada na ziemię, zbyt wyczerpany i prawie całkowicie pozbawiony energii życiowej. Reaver przelatuje przez komnatę, a widmowe ostrze znika, oddzielone od swego bliźniaka.
Kain: (z satysfakcją) Teraz możesz wypełnić swe prawdziwe przeznaczenie, Razielu.
Najpierw lekko, a potem już coraz silniej, w całej komnacie zaczyna być słyszalne wycie, a sama komnata zaczyna się zamazywać, podczas gdy czas zagina się, a historia próbuje znaleźć obejście dla tego nowego wydarzenia. Przyszłość ponownie się przetasowuje, a na twarzy Kaina powoli zaczyna być widoczne przerażenie, gdy w jego umyśle przewijają się wspomnienia i nowe wizje.
Raziel V.O.: W oczach Kaina mogłem dostrzec nowe, rodzące się i umierające wspomnienia, gdy historia z trudem próbowała poukładać wokół tej wielkiej przeszkody... A po rodzącym się na jego twarzy strachu mogłem przypuszczać, że być może tym razem zmieniliśmy historię za bardzo... poprzez próbę zmienienia mego losu, mogliśmy spowodować fatalny paradoks.
Zniekształcenie zaczyna zamierać, historia znalazła w końcu nowy kurs. Ale przerażanie na twarzy Kaina nie znika, gdy w końcu rozumie jaką cenę zapłacił za wolność Raziela.
Kain: (cicho, z przerażeniem) Mój boże... Hyldeni... Weszliśmy prosto w ich pułapkę...
Wtedy, w nagłym przypływie oświecenia, Kain łapie Raziela za ramiona, unosi i próbuje go ostrzec:
Kain: Razielu! Janos musi pozostać martwy!
Ale Raziel, całkowicie pozbawiony energii życiowej, nie słucha Kaina, a zaczyna tracić przytomność. Wyślizguje się Kainowi z rąk, pada na kolana i przenosi do wymiaru spektralnego.
Raziel V.O.: (złowróżbnie) Lecz ostrzeżenie Kaina odpłynęło, gdy osunąłem się do wymiaru spektralnego, zbyt słaby, by utrzymać mą fizyczną formę... A tam, czekając na mnie jak zawsze, był Reaver - upiorne ostrze... moja własna dusza, rozdwojona i przywiązana do mnie na wieki. Zrozumiałem wtedy, że nigdy nie ucieknę przez mym straszliwym przeznaczeniem... Ledwie je odroczyłem...