Zwyczajny dzień w Nosgoth. Słońce świeci, zaś ziemia wygląda wyjątkowo pięknie jak na tę porę roku. Piękny obraz sielanki psuła jedna rzecz... Właściwie to wiele rzeczy. Pośrodku wielkiej doliny działy się makabryczne rzeczy...
Już z daleka widać, jak rycerze w lśniących zbrojach kończą nabijanie na zaostrzone drewniane pale kolejnej setki ofiar. Tylko, że to nie były zwykłe ofiary. Tak samo zwykli nie byli kaci. Rycerze Najświętszego Zakonu Sarafan kończyli łowy nabiciem na pal ostatniego, setnego wampira spośród około tysiąca krwiopijców. W powietrzu czuć było smród potu, krwi i rozkładu. Słychać było krzyki i jęki wampirów, oraz hymny pochwalne Sarafan. Tysiąc to niewiele, ale zawsze coś, zaś ziemia była coraz bliższa uwolnienia od wampirzej "plagi". Nabito na pal ostatniego. Rycerze zebrali się przed swoim kapitanem. To był zaprawiony w boju żołnierz. Jego twarz znaczyły liczne blizny. Największa przechodziła od prawego oka do połowy szyi. Pamiątka po pazurach potężnego wampira. Ubrany był w ciężką sarafańską zbroję. Wzorem Wielkiego Mistrza Maleka do hełmu przypinał skalpy swoich ofiar. Dał im krótką przemowę:
- Dobrze się spisaliśmy bracia. Cieszmy się, albowiem mamy swój skromny wkład w oczyszczanie świata. Gdy staniemy przed sądem Światłości, będziemy dumni ze swoich czynów, a nam to poczytają na dobre. Taka jest wola Światła.
- Zabijemy tych sukinsynów!- krzyknął jeden z rycerzy. Aż trząsł się, marząc o rzezi, jaką Zakon jeszcze urządzi wampirom.
- Pohamuj swoje emocje, bracie Marcusie.- odrzekł surowo kapitan. Masz prawo do radości, ale musisz też okazywać pokorę, tak jak my wszyscy. Mimo wszystko wampiry to niebezpieczni przeciwnicy, moje blizny to jeden z bardzo dobitnych dowodów.
- Jednak nie ujdą naszej sprawiedliwej krucjacie!- zakrzyknęli wszyscy chórem. Na chwałę Najświętszego Zakonu Sarafan!!! Za Mistrza Maleka Paladyna!!!
Tymczasem Strażnicy Kręgu Dziewięciu omawiali ważne sprawy przy dziwnym ołtarzu. Był okrągły, a otaczało go kilka świec. Na wodzie pojawił się obraz. Widać tam było wizję Sarafanów zabijających wampiry. Nie padło między nimi nawet jedno słowo, żaden dźwięk. To nie było konieczne. Strażnik Umysłu łączył telepatycznie swoich braci i siostry. Ktoś wyczulony na magię mógłby wyczuć wymianę myśli. Strażnik Energii, brodaty starszy człowiek, szybkim ruchem ręki rozproszył czar jasnowidzący. Wszyscy byli zgodni co do tego, że krucjata i inne sprawy postępują dobrze. Wyginięcie wampirów jest tylko kwestią czasu. Niedługo jedno z utrapień Kręgu będzie rozwiązanych, a na świecie zapanuje pokój. Bunt zapoczątkowany przez Moebiusa Rzeźbiarza Czasu i Mortaniusa Nekromanty zostanie zakończony. Chwilowo brakowało trzech Strażników. Moebius poprosił Maleka o pewną przysługę. Paladyn, będąc coś winnym starcowi w przeszłości, zgodził się. Mortanius miał sprawy do uporządkowania w swojej sferze. Powiedzieli, że przybędą później.
Nagle na środku sali stanęła dziwna postać. Była zbyt wysoka na człowieka, cała zielona i miała pazury zamiast rąk. Ubrana w drogi, szkarłatny i aż kapiący od ozdób strój szlachcica, sprawiała wielkie wrażenie. Sześciu Strażników stanęło jak wrytych. Strażnik Natury zdołał wykrztusić tylko dwa proste słowa:
- Kim jesteś?
- Waszą śmiercią!- wykrzyknął wampir Vorador. Nabił Strażnika na swój miecz. Resztę jego braci ogarnęła panika. Mogła ich ocalić tylko jedna osoba...
- Malek! - zakrzyknęła drobna, młoda kobieta z ogoloną głową.
Tymczasem Vorador zabił kolejnego Strażnika, kobietę: tym razem Stanu, strzelając w nią niebieskim promieniem.
- Malek! - Strażniczka Wymiaru, krzyknęła znowu. Vorador zauważył irytującą skazę i wyrzucił w jej kierunku Flay. Kobieta krzyczała, gdy ostrze obdzierało ją żywcem ze skóry. Na ziemię upadł krwawy, drgający szkielet.
Vorador zwrócił się do kolejnych ludzi. Strażnik Balansu wyglądał jakby już sam był trupem. Był blady jakby posypano go mąką. Usta mu drgały, a oczy prawie mu wyszły z orbit. Vorador napawał oczy jego psychiczną męką. W między czasie rozciął na pół Strażnika Umysłu. Ten nie rozbawił go. Strażnik Umysłu trzymał się twardo w ryzach i umarł z godnością. Wampir przeciął szyję opiekuna Balansu rozcinając tętnicę i kończąc jego żywot w widowiskowym gejzerze krwi.
Został tylko Strażnik Energii. Nie zamierzał poddać się bez walki. Miał władzę nad potęgą magii. Ten potwór nie mógł ujść karze za ten akt zuchwałości. Zebrał całą swoją moc Energii, rzucić czar, który spali stwora, ale wyrzucił z siebie tylko kolorowe iskry, które nie uczyniły szkody wampirowi. Mógł zrobić tylko jedno...
- MALEK!!!!!!!- Przez Twierdzę Sarafanów przeszło echo.
- Muhahahaahhaahha!- wampir zaśmiał się okrutnie, dziko, perwersyjnie. Wzywaj swoje psy! Mogą ucztować, na twoich zwłokach!
Starzec spróbował uciec. Nie udało mu się... Pocisk uformowany z krwi wampira przebił go na wylot. Życiodajna esencja zaczęła telekinetycznie wracać do Voradora napełniając go siłą. Uśmiechnął się z satysfakcją. Zapowiadała się łatwa przeprawa.
~
- Teraz Malek! Zamknij drzwi!- zawołał Moebius.
Paladyn szybko oddzielił się od dziwnego, niebieskiego demona. Stwór zdawał mu się dziwnie znajomy, ale nie potrafił rozpoznać go za wielkiego brązowego szalu z tajemniczym symbolem. Rzeźbiarz Czasu poprosił go o pomoc, więc mu pomógł, ale musiał się spieszyć. Krąg był w niebezpieczeństwie. Moebius nie pozwolił mu pobiec szybciej, chciał się temu sprzeciwić. Jednak dał słowo honoru, że mu pomoże. Nie mógł go zawieść.
- Teraz idź, spełnij swoją powinność.- Moebius uniósł do góry rękę. Masz moje błogosławieństwo.
Paladyn szybko pobiegł do Komnaty Przywołań. Wiedział, że ma mało czasu, ale musiał zdążyć. Biegł bez przerwy, chciał uratować Krąg. Gdy dotarł na miejsce, zobaczył, że było za późno. Jednak zabójca mógł być w pobliżu... Za plecami rycerza zmaterializowała się potworna istota. Uniosła miecz...
Vorador uderzył Maleka w hełm. Paladyn upadł na ziemię, ale zdążył się podnieść z nadludzką szybkością. Wykonał salto w powietrzu do tyłu i wykręcił młynka glewią.
- A więc żałosny człowieczku chcesz mnie powstrzymać?- zakrzyknął Vorador. Nie zdołasz mnie pokonać, jestem najstarszym wampirem. Wyglądasz jednak na kogoś lepszego od tego żałosnego bydła. Przekonajmy się, czy zdołasz mnie trafić!
Wyraźna pycha w głosie Voradora pokazywała jego pewność siebie. Czego miał się bać władca najbardziej dekadenckiego królestwa w Nosgoth ze strony jakiegoś tam rycerzyka. Malek Strażnik Konfliktu nie odezwał się ani słowem. Nie chciał marnować czasu na rozmowy z demonem. Zamierzał go zniszczyć.
Vorador rzucił się na Maleka. Paladyn zręcznie ustawił glewię. Odbił cios miecza Voradora. W odpowiedzi zamachnął się na wampira. Ten szybko odskoczył i sam uderzył. Znowu nic to nie dało. Paladyn był zbyt szybki i zręczny jak na zwykłego człowieka. Przez chwilę tak walczyli, nie mogąc przełamać obrony przeciwnika. Tymczasem furia w sercu Voradora narastała. On, najpotężniejsza istota w Nosgoth nie mogła pokonać głupiego człowieka? Sama myśl wywołała w nim wybuch gniewu, który szybko szukał ujścia.
Prędko rzucił czerwoną kulę w Maleka. Miała go obedrzeć ze skóry i mięsa, zostawić go powolnie umierającego w agonii, krwawego kościotrupa. Paladyn miał szybką reakcję i uskoczył przed Flay'em. W odpowiedzi wysłał niebieski pocisk. Vorador zamienił się w mgłę i uskoczył przed pociskiem. Ta zabawa zaczęła go niecierpliwić. A może to było kiełkujące uczucie strachu? Odezwał się Malek:
- Demonie, nie zdołasz pokonać potęgi Światłości! Ja będę wykonawcą bożej woli! Twoja godzina wybiła!
- Nadęty paniczyku! Myślisz, że to kres moich możliwości? Nauczę cię szacunku dla swojego prawdziwego pana!
Znowu starli się ze sobą, jak dwie fale przypływu. Dysząc do siebie nienawiścią i żądzą zwycięstwa, próbowali przełamać impas. Znowu nieskutecznie przeprowadzony atak. Znowu wymiana czarów. Nie potrafili się pokonać. Walczyli długo, nikt nie zamierzał ustąpić. Paladyn dyszał, tak długa walka była sporym wysiłkiem, ale radził sobie doskonale. Vorador sapał, biorąc kolejne hausty powietrza. Nagle Malek wykonał zwód i znienacka pchnął glewią. Ostrze skaleczyło Voradora w policzek, gdyby nie szybkość uniku, to by cierpiał z powodu przeciętej połowy twarzy. Wampir za to spróbował szybko wypatroszyć rycerza. Paladyn odsunął się na bok, a ostrze minęło go o sporą odległość. Vorador nagle zaśmiał się, nie zważając na ciągle trwający bój:
- Buhahhaahaa! Możemy tak walczyć przez całą wieczność! A ja jestem nieśmiertelny!
- Pyszny wampirze! Wszak nie wiesz, że jestem Strażnikiem Konfliktu! Zabiłeś moich braci i siostry. Zapłacisz nam za to. Jesteście skazą na twarzy Nosgoth. Jesteście potępieni! Wasza jedyna nadzieja na ocalenie duszy, to oczyszczająca śmierć!
- Nie będziesz mi prawił kazań, kapłanie! Poprzysiągłem śmierć wszystkim Strażnikom, a więc tobie również!- Vorador uśmiechał się mściwie. Już niedługo porozmawiasz osobiście ze swoją Światłością, czy w co tam wierzysz. Odmów rachunek sumienia...
Rozwścieczony Malek zaatakował Voradora. Wampir łatwo zablokował trzy cięcia Maleka i szybko zaatakował zadając dwa błyskawiczne ciosy. Paladyn zablokował je bez większych problemów. Stanął przed Voradorem, czekając na reakcję wampira. Ten tylko na to czekał, chwilę przerwy i czas na czar. Przywołał dziwną zieloną kulę. Rzucił ją w kierunku atakującego właśnie Paladyna. Trafił w samą pierś. Rycerz upadł z jękiem, jakby wyczerpany, nie był w stanie wstać. Ciało mu odmawiało posłuszeństwa. Klęczał zdany na wątpliwą łaskę wampira. Vorador stanął nad nim triumfalnie.
- Powinienem cię zabić... Ale tego nie zrobię. Będziesz żyć, ze świadomością, że zawiodłeś. To będą twoje psychiczne cierpienia. Nie wątpię, że nie ostatnie. Tymczasem żegnaj...
Vorador ulotnił się z mrocznym, perwersyjnym śmiechem. Malek opuścił zrezygnowany głowę. Zawiódł...
~
Mroczna postać wkroczyła do zimnego wnętrza. Rozglądnęła się uważnie. Sprawiała wrażenie szukającej czegoś, jednak nie mogła tego znaleźć. Pomieszczenia mrocznego zamku nie zawierały żadnych ozdób. Były surowe, zawierały w sobie tajemnicę, napawały niemożliwym do opisania lękiem. Jednak na przybyszu nie zrobiło to większego wrażenia.
Zwiedzając kolejne pomieszczenia zauważył tron. Siedział na nim szkielet w koronie. Zwisały na nim strzępy bogatych niegdyś ubrań. Szkielet uśmiechał się do niego, ale to był uśmiech Śmierci. Wzywała go do siebie, zastanawiała się, dlaczego przybysz ciągle żyje. Powód był prosty, a jednocześnie skomplikowany.
Kain patrzył z obrzydzeniem na ciało, jednocześnie cieszył się w duchu, że nie podzielił losu tego nieszczęśnika. Nic dziwnego. Był wampirem. Zamordowany przez bandę rabusiów, dostał ofertę powrotu do świata żywych. Przyjął ją bez wahania. Dzięki Mortaniusowi oszukał śmierć.
Teraz wampir patrzył z mściwą satysfakcją na kościotrupa:
- Chciałbyś być na moim miejscu, prawda? Jednak śmiejesz się do mnie złośliwie. Czyli śmierć dałaby ci większe ukojenie niż mój stan?- wyszeptał Kain.- Jednak parodia życia jest ciągle życiem... W przeciwieństwie do ciebie.
Krocząc dalej przez mroczne korytarze, Kain czuł głód. Jego oczy pragnęły kontrastu, zaś gardło bolało z braku krwi. Tak, Bastion Maleka jest niegościnnym, wrogim miejscem. Został umieszczony w zimowym krajobrazie, na szczycie, wokół szalejącego zimna. Lokacja była doskonała. Śnieg był jednak wodą, co parzyło wampiry, mróz dokuczał, łatwo było się zgubić, zaś brak pożywienia skutecznie odstraszały wszelkich krwiopijców do prób najazdu na siedzibę znienawidzonego Maleka. Oprócz tego odstraszała ich reputacja łowcy wampirów. Wszystkie te czynniki złożyły się na doskonałą barierę. Żaden wampir, który przybył do Bastionu, już nie powrócił...
Kain przekonał się czemu.
Nagle stanęło mu na drodze trzech rycerzy. Dwóch miało glewie, trzeci miecz. Każdy ubrany w potężną, sarafańską zbroję. Po dokładniejszej obserwacji, Kain zobaczył, że nie mają ciała. Niewidzialna siła łączyła elementy zbroi i pozwalała dzierżyć broń. W miejsce oczu rycerze mieli dziwne, świecące się na żółto punkty. To były dusze Sarafan, przyspawane do ich zbroi. Z pewnością wypełniał je fanatyzm, pielęgnowany jeszcze za życia.
- Wampir! Wdarł się do Bastionu, zniszczyć go!- rozkazała zbroja z mieczem.
- Zatem podejdźcie i posmakujcie mego miecza. Czas was złożyć do grobu, z którego ja wyszedłem. - odrzekł Kain.
Stoczyli bitwę. Najpierw rzucili się Sarafanie z glewiami. Zamachnęli się na Kaina. Wampir uniknął obu ciosów. Odpowiedział serią cięć. Sarafanie zręcznie ustawili glewie i zablokowali ciosy wampira. Ich ataki były niezwykle szybkie. Wygląda na to, że śmierć pozwoliła im na zwiększenie swoich umiejętności. Kain spróbował innej sztuczki. Wykonał zamaszyste cięcie mieczem Serioli, które Sarafan z glewią spróbował zablokować. Jednak w ostatniej chwili, wampir zmienił kąt uderzenia. Ostrze trafiło na miejsce, gdzie powinna znajdować się prawa pierś rycerza. Trysnęła niebieska posoka. Zbroja zatoczyła się do tyłu. Kain ruszył do przodu zasypując ją gradem błyskawicznych ciosów. Sarafan zablokował dwa cięcia, uniknął kolejnego, skontrował czwarte, ale ostatnie dwa dokończyły dzieła.
Pozostali rycerze skoczyli pomścić kompana. Wampir kopnął drugiego wojownika z glewią, przewracając go i wyłączając na chwilę z gry. Zbroja z mieczem natarła. Rozpoczął się fechtunek. Sarafan wykonywał szybkie, zwodnicze cięcia. Kain, za życia zdolny fechmistrz, znał się na sztuce pozorowanych cięć, ale bardziej odpowiadało mu parcie do przodu i zwykłe zabijanie. Nie zdążył zablokować cięcia Sarafana, które wyprowadził na pierś wampira. Krwiopijca mógł co najwyżej przesunąc na lewe ramię. Ostrze weszło płytko w ciało. Kain krzyknął, bardziej ze wściekłości niż z bólu i walczył dalej. Sarafan wykonał cięcie z półobrotu, które miało odciąć głowę. Kain schylił się i wystrzelił do przodu. Spróbował znaleźć słaby punkt w obronie przeciwnika. Nie znalazł. Cięcie Kaina zostało z łatwością odbite. Rycerz spróbował wypatroszyć wampira serią błyskawicznych wymachów bronią. Kain uniknął ataku i zaryzykował cięcie na odsłonięte gardło. Ryzyko się opłaciło. Zbroja padła na ziemię, tryskając niebieską krwią. Zanim zdążyła wstać, wampir szybko dobił ją mieczem.
Odwrócił się do ostatniego przeciwnika. Sarafan z glewią natarł. Jego okrzyk wydawał się odległy, jakby z innego świata. Kain uniknął silnych, potężnych ciosów, wyprowadzając własne szybkie cięcia. Zmusił Sarafana do szybkiej wymiany ciosów. Glewia kiepsko się nadawała do fechtunku. Jednak żywa zbroja nie zna zmęczenia. To martwiło Kaina, który sam mógł się zmęczyć, mimo wszystko czekał na błąd przeciwnika.
Po chwili trafiła się szansa. Sarafan wziął zbyt szerokie cięce, odsłaniając prawy bok. Kain błyskawicznie zaatakował. Gdyby mu się nie udało, ostrze przecięłoby go w pół. Jednak tak się nie stało dzięki sprawnej pracy nóg krwiopijcy. Ostrze Serioli wbiło się w bok zbroi. Kolejne cięcia trafiły ją w pierś i szyję. Kain spróbował wypić niebieską krew. Poczuł, że jego zasoby energii magicznej zostały odnowione. Poszedł dalej...
Zwiedzając kolejne korytarze, zachowywał znacznie większą ostrożność. Zbroje były bardzo niebezpieczne, możliwe, że posługiwały się tajemną magią. Nie zamierzał tego sprawdzać na własnej skórze. Jednak nagle usłyszał głos, rozlegający się echem po całym zamku, jakby mówiły do niego ściany:
- Wiem, że tu jesteś demonie. Trzyma się ciebie smród śmierci... Muszę cię ostrzec. Moi wojownicy są ledwie cieniem mych zdolności, dziecko...
Niezrażony Kain podążał dalej. Nie bał się, w jego opinii głupich pogróżek. Szukał Maleka, nie przyszedł tu rozmawiać ze ścianą. Czuł, że jest blisko, podążał dalej...
~
Malek Strażnik Konfliktu czekał spokojnie na przybycie nieproszonego gościa. Sprawdził wygląd swojej zbroi i stan oręża. Uznał, że są w doskonałym stanie. Jego zbroja świeciła się złotymi runami napisanymi w tajemniczym języku. To były różne bariery i osłony, które pomagały Malekowi w walce. Jego nowa forma dawała mu nowe możliwości, za co jednak zapłacił utratę ludzkiej powłoki. Na wspomnienie imienia Mortanius czy Moebius, czuł wzbierający gniew. Chciałby ich zabić, ale nie był w stanie przełamać zaklęć spętania, zmuszających go do służby. Nie był w stanie przełamać... jeszcze...
Za to Vorador, prastary wampir, był jak najbardziej w stanie do zabicia. Niestety, Paladyn nie był w stanie odkryć jego kryjówki. Zatem Malek zajął się badaniami, tworzeniem zbroi i pielęgnowaniem nienawiści do trójcy, która doprowadziła do jego upadku.
Tworzenie zbroi było kolejnym aspektem życia Maleka. Paladyn tęsknił za swoimi kompanami, dlatego przywoływał ich dusze i łączył ze sarafańskimi zbrojami. Zamierzał kiedyś odtwarzać ludzkie ciała. Mimo wszystko jedna rzecz pozostawała zastanawiająca. Czy szaleństwo, które opanowało Krąg Dziewięciu objawiało się u Maleka tworzeniem zbroi? Strażnik Konfliktu z pewnością nie zamierzał tego wyjaśniać.
Nagle rozległo się łupanie do wielkich mosiężnych drzwi. Po chwili otworzyły się i rozwarły. Ukazał się w nich Kain, ściskający w ręku miecz Serioli. Na twarzy miał zacięty wyraz twarzy.
- Nareszcie się spotykamy, Maleku. Oto twoje przeznaczenie.- Kain uniósł do góry rękę z mieczem.- Czas byś je bliżej poznał.
- Masz nadzieję mnie pokonać, Kainie? Nie obawiaj się. Twoje wyzwanie nie pozostanie bez odpowiedzi.- Malek wyjmował powoli glewię.
- Uważasz się za lepszego? Przekonamy się, czy naprawdę jesteś taki silny.-odrzekł Kain.
Malek się zaśmiał.
- Twe nieżycie nie czyni cię nieśmiertelnym, wampirze.
- Nie bądź taki pewny siebie! Spójrz, jesteś tylko kupą chodzącej blachy. Śmierć będzie dla ciebie wyzwoleniem. Ułatw mi pracę.- krzyknął Kain.
- Wystawiasz mą cierpliwość na próbę, młodziku. Chciałbyś w zamian popróbować mego miecza?- oczy Maleka zwęziły się, uśmiechał się złowieszczo, wyrażał groźbę.- Tymczasem nieczęsto zdarza się człowiekowi oglądać własne zwłoki, otrzeźwiające doświadczenie. Ale mniej jestem zainteresowany własnymi zwłokami, aniżeli twoimi. Przygotuj się, wampirze!
~
Starli się ze sobą w wielkim pomieszczeniu, otoczonym zbrojami i nieco bardziej bogatym. Pośrodku leżał czerwony, haftowany złotymi nićmi dywan. Po bokach dywanu stały puste zbroje. Zapewne nie użyte przez Maleka, lub pozostawione do ozdoby. Miały stać się świadkami bitwy.
Walka była zaciekła i brutalna.
Pierwszy uderzył Kain. Zaczął od serii błyskawicznych ciosów. Malek blokował je bez żadnych problemów. Jego kontrataki sprawiały wampirowi wiele kłopotów. Starał się ich unikać, ale zwykle chował się za mieczem. Kain szybko przestał lekceważyć przeciwnika. Pojedynek wymagał najwyższego skupienia. Wiedział, że nawet najmniejszy błąd może doprowadzić go do zguby. Spojrzał na hełm Maleka. Powiewały na nim skalpy wampirów. Myśl o dołączeniu do kolekcji dodała Kainowi sił. Jego ataki stały się silniejsze i szybsze. Malek uśmiechnął się w czasie walki. Dawno nie spotkał dobrego przeciwnika. Paladyn zamachnął się dwa razy glewią, a za trzecim razem pchnął. Kain otrzymał płytki cios w lewy bok. Miał szczęście. Malek poszedł za ciosem i kontynuował natarcie. Kain ledwo uniknął cięć Paladyna. Odskoczył i pospiesznie uporządkował obronę. Tymczasem Malek parł niestrudzenie, korzystając z osłabienia Kaina. Wampir wystrzelił w jego stronę kilka pocisków. Strażnik uniknął trzech, a czwarty przyjął na pancerz. Błysła jedna z run. Nie pozostała nawet rysa po uderzeniu.
Kain spróbował czegoś innego. Szybko przywołał barierę, która chroniła przed uszkodzeniami. Wampir natarł na Maleka. Paladyn przyjął postawę obronną i spokojnie blokował ciosy. Nie zamierzał narażać się na niebezpieczeństwo. Wiedział, że bariera się wyczerpie. Kain rzucił się do przodu. Chroniony, nie musiał przejmować się obroną. Skupił się na przełamaniu gardy Maleka. Krwiopijca atakował przy użyciu czystej siły, zwiększonej przez wampiryzm.
Malek spokojnie zablokował jeden cios, uniknął drugiego, następnie ustawił zręcznie glewię poziomo i wykonał zamaszyste cięcie. Bariera zamigotała i zgasła. Ostrze trafiło w ciało wampira, co spowodowało wytrysk krwi wampira. Kain krzyknął, ale nie dał się zdekoncentrować. Szybko zablokował kolejny atak i spróbował kopnąć żywą zbroję. Malek zatoczył się, ale nie upadł. Jednak Kain zdążył zyskać cenne ułamki sekund. Zastosował swoją najbardziej zabójczą technikę. Zaczął od pionowego cięcia od dołu do góry. Paladyn szybko zablokował je glewią. Następny atak Kain wyprowadził na odsłonięte prawe ramię rycerza, potem szybko skierował ostrze na odsłoniętą pierś. Włożył w to uderzenie całą siłę i wściekłość. Trafienie spowodowało neutralizację wiązań spajających elementy zbroi Maleka. Paladyn upadł na ziemię, rozsypując się na wiele elementów.
Kain stanął nad szczątkami. Wampir dyszał i charczał, krwawiąc z kilku ran i będąc wyczerpanym po bitwie. Za to przepełniała go duma i pycha z powodu zwycięstwa nad obrońcą Kręgu. Zadarł głowę do góry. Otworzył usta.
- Vae Vic... CO?
- Zdziwiony, wampirze?- zapytał Malek. Stał spokojnie przed Kainem, ściskając w ręce glewię. Na pancerzu nie było ani jednej rysy. Wyglądało na to, że długa walka nie zrobiła na Paladynie żadnego wrażenia.- Ty demoni pomiocie, ty kreaturo. Przychodzisz do mojego domu, by mnie zabić. Nie, to miejsce stanie się twoim grobem!- Maleka opanowała wściekłość.
Zanim Kain zdążył przemówić, Malek ciął wampira w brzuch. Trysnęła krew, zaś kolejne cięcia przyniosły podobny skutek. Kain rozpaczliwie uchylał się i blokował ciosy, ale Paladyn sprawiał wrażenie wzmocnionego po chwilowej porażce. A może to Kain był taki słaby po walce...
Wampir odbił cięcie skierowane na szyję i pchnął w lewe ramię rycerza. Miecz odbił się od pancerza. Kain szybko skierował ostrze na hełm Maleka, ale cios został natychmiast zablokowany. Paladyn odsunął się, klęknął i wystrzelił trzy pociski, z których dwa trafiły ramiona wampira. Trzeci spudłował. Na zakończenie Malek wstał, ustawił glewię poziomo i wysłał błękitną, potężną falę uderzeniową, która pustoszyła wszystko na swej drodze.
Kain rzucił się do ucieczki. Potykając i zataczając się, uciekał do portalu, który znajdował się na końcu sali. Fala podążała niestrudzenie za wampirem, stopniowo go doganiając. Kain czuł ból mięśni, był nie do zniesienia. Padł na ziemię kilka metrów od portalu. Zdołał jednak wykrzesać z siebie tyle sił, że szybko wskoczył do środka. Portal zamigotał i zgasł. Krótki rozbłysk światła. Kain zniknął.
W ciszy która zapadła, Malek schował glewię. Jego żółte oczy rozbłysły w ciemności.
- To jeszcze nie koniec, Kain. Spotkamy się ponownie, a wtedy nie zdołasz uciec...
500 lat później
Nosgoth... Niezwykła kraina, piękna i jednocześnie okrutna. Dla wielu istot każdy dzień był walką o przetrwanie. Walczyły ze sobą o panowaniem nad krainą dwie rasy: ludzie, oraz wampiry. Ci pierwsi, byli niegdyś oprócz Starożytnych i Hyldenów jedyną rozumną rasą w Nosgoth. Po klęsce Hyldenów w wielkiej wojnie i zbudowaniu Filarów, zaczęła powoli nadchodzić era ludzi. Starożytni nie byli w stanie się rozmnażać, więc dla podtrzymania swojej gasnącej linii, zaczęli przemieniać ludzi i Strażników Filarów w wampiry.
Przez pewien czas wszystko postępowało zgodnie z planem... Do czasu. Potężni Strażnicy Czasu i Śmierci, Moebius Rzeźbiarz Czasu i Mortanius Nekromanta, podżegli ludzkość do buntu przeciwko ciemiężcom. Obalono władzę Starożytnych i przejęto Filary. Niedługo potem utworzono Najświętszy Zakon Sarafan w celu eksterminacji i oczyszczania Nosgoth ze Starożytnych i wampirów. Przywódcą Zakonu został Strażnik Filaru Konfliktu, Malek Paladyn. Poprowadził on ludzi do wielu wspaniałych zwycięstw nad krwiopijcami. Koniec wydawał się bliski, gdy nastąpiły wydarzenia, które ten koniec odroczyły.
Sarafanie zostali zaatakowani przez potężne siły, które doprowadziły do śmierci najważniejszych dygnitarzy i przywódców Zakonu, wybicia niemal całego Kręgu Dziewięciu i klęski w bitwie Wielkiego Mistrza Maleka. Paladyn został przemieniony przez Mortaniusa w żywą zbroję, zaś Zakon po około stu latach od tej katastrofy został rozwiązany. Odtąd wampiry i ludzie żyli ze sobą w kruchym pokoju. Przywódca krwiopijców, Vorador, zdawał sobie sprawę, że jeśli dojdzie do kolejnej wojny z jakiegoś powodu, wampiry zostaną bezlitośnie zmiażdżone przez liczniejszą ludzką rasę. Jednak nie dał po sobie poznać strachu, ubrał się w maskę pewności i pychy, zakazał też mieszać się w ludzkie sprawy. Tak minęły kolejne stulecia.
Wszystko zmieniło się do czasów Williama Sprawiedliwego, nazwanego po latach Nemezisem. Młody król na początku dbał o swoich poddanych, wkrótce jednak zmienił się w tyrana, który rozpoczął podbój południa. Nikt nie był w stanie stawić mu oporu, Nemezis unicestwiał wszystkich swoich wrógów, nieważne czy to byli ludzie, czy wampiry. Opór mu mogło stawić wyłącznie Królestwo Willendorfu, które nie wiedziało jednak co robić. Wtedy narodził się szlachcic Kain...
W swoim trzydziestym roku życia, Kain został zamordowany przez nieznanych bandytów. Mortanius przywrócił go jako wampira, wtedy szlachcic zemścił się, zabijając swoich oprawców i ruszając na krucjatę przeciwko Kręgowi Dziewięciu przez namowy Ariel, zamordowanej Strażniczki Równowagi. Nosgoth pogrążało się w zepsuciu. Filary szczerniały jak cały świat. Wiązanie zanikało, nadchodziła godzina Hyldenów. Chaos ogarniał krainę.
Mroczny Eden
Gdyby ktoś był ptakiem, to mógłby zobaczyć z wysokości chmur pogrążające się w mroku Nosgoth. Można było jednak dostrzec z oddali ciemniejszy punkt. To był Mroczny Eden, zepsuta kraina, gdzie pozostała tylko jałowa, wulkaniczna ziemia, gorąca i umęczona. Przemierzało ją wiele obłąkanych stworów, wiele z nich było niegdyś ludźmi. Nie dało się jednak wejść do jądra zepsucia, potężnej czarnej wieży, gdyż teren wokół niej był otoczony niebieskim, migotającym magicznym kloszem. To była siedziba trzech Strażników: Natury- Bane'a Druida, Energii- DeJoule Energistki, oraz Stanu- Anacrothe'a Alchemika. To niezwykłe trio stworzyło tę zepsutą krainę, która miała wkrótce pochłonąć całą krainę. Kain postanowił przerwać to szaleństwo...
Przemierzając mroczne pustkowia i pokonując zmutowane istoty, Kain doszedł do wniosku, że nie chce spędzić wieczności jako wampir, do tego nie w takim miejscu. Pokona twórców tego zepsucia, by ocalić Nosgoth przed upadkiem. Pogrążony w rozmyślaniach wampir dotarł do niebieskiej bariery, która migotała i nie przepuszczała wszelkich nieskażonych istot. Kain przeszedł przez nią bez problemu.
- Przeszedłem przez ścianę bez szwanku. Wyglądało, że magia czyhała jedynie na istoty żywe i czyste. Lub, być może, stwierdziła, że byłem wystarczająco spaczony.
Wampir stanął przed ogromnymi, czarnymi wrotami. Kainowi nie pozostało nic innego, tylko otworzyć drzwi i wejść do wnętrza budynku. Okazało się, że wieża wewnątrz jest większa niż w rzeczywistości, co nieco zdziwiło Kaina.
- Zewnętrzny wygląd maskował jego wnętrze; ponieważ wewnątrz był większy niż na zewnątrz. Z mocami Kręgu do dyspozycji łatwo było zagiąć przestrzeń, by przystosować tę dziwną konstrukcję.
To była potężna iluzja magiczna, Kain już wiedział, że swoich przeciwników nie może lekceważyć, gdyż to mogłoby go kosztować życie. Tymczasem przemierzając kolejne korytarze Mrocznego Edenu, trafił do pokojów alchemicznych:
- Sanktuarium czarnoksiężnika, jego laboratorium. Wewnątrz znajdowały się wszelakie tajemne przedmioty: zakonserwowane ciała, poćwiartowane zwłoki, ludzkie i zwierzęce, oraz metalowe konstrukcje, które podźwigały łuki energii do góry. Wyczuwałem, że manipulowano tu więcej niż jedną mocą... Dziwne. Rzadko czarnoksiężnik raczył współpracować z innymi.
Wieża odsłaniała, swoje tajemnice przed Kainem. Wampir wyczuwał napięcie w powietrzu, czuł krew swoich przyszłych ofiar, wiedział że jest blisko, zbliżała się godzina zagłady dla Strażników. Najpierw jednak trzeba było ich zabić, kiedy Kain wkroczył do ostatniego pomieszczenia, trafił od razu na tych, których poszukiwał.
- Ach, nie jeden, a trójka - DeJoule - Energistka, Bane - Druid i Anarcrothe - Alchemik. Jak miło, że przyspieszyli me poszukiwania.- pomyślał Kain.
Przed wampirem stało trzech potężnych Strażników. Bane był młodym, przystojnym mężczyzną, o długich czarnych włosach, które chował pod hełmem zrobionym z głowy jelenia. Nosił na sobie ubranie w kolorach brązu i zieleni, wykonane ze skór zwierząt. Bane kontrolował moce natury, przywołać zwierzęta do pomocy i zmieniać ziemię w wodę. DeJoule była młodą kobietą o ciemnych blond włosach, noszącą niebieską togę Energii, która izolowała ją od magii, która mogła ją rozerwać na kawałki i zniszczyć ze szczętem. Anacrothe wyglądał na mężczyznę w średnim wieku, ale lat prawdopodobnie dodawała mu spalona połowa twarzy, efekt jednego z licznych eksperymentów. Miał złote, kręcone włosy, oraz krótką brodę tego samego koloru. Prawdopodobnie znał kilka czarów opierających się na kwasach i niebezpiecznych zasadach.
-Utrapienie Kręgu przybyło!- wygłosił z emfazą Bane. Przyszedł twój czas, demonie.
- Nie lękaj się go, Bane- to szczeniak; jego dusza czeka, byśmy ją wzięli- odrzekła DeJoule
- Nie bądź śmieszna!- żachnął się Anacrothe.- Malek! Do pomocy!
Nagle Alchemik rozmył się i zniknął. Na jego miejscu pojawił się Malek Paladyn. Wyglądał tak samo, jak zapamiętał go Kain. Straszliwa, żywa zbroja o żółtych, gorejących punktach ziejących w hełmie. Ściskał w ręku swoją umagicznioną glewię.
- Zdrajca! Zostawił nas tutaj!- zapiała DeJoule Energistka.
- To nie ma znaczenia! Przed nami stoi potwór! Trzeba go oczyścić!- zawołał Bane Druid.
Malek Paladyn stał między dwoma Strażnikami, a Kainem. Miał zamiar go zabić raz na zawsze. Glewia lśniła złowrogo w ciemności, łaknęła krwi.
- Niech cię szlag, Alchemiku! Nie po to zaszedłem tak daleko, by pozwolić mej zwierzynie uciec! Jednak tym razem nie jestem sam Maleku, zobaczymy jak poradzisz sobie z nim!- krzyknął Kain.
Wampir podniósł do góry tajemniczy pierścień. Zalśnił. Nagle pojawił się Vorador. Malek dyszący nienawiścią do starego wampira podszedł bliżej.
- Zemsta! Zemsta za me wieczne cierpienie!- odezwał się Paladyn.
Z cienia wyszedł Vorador, straszny, ale jednocześnie dostojny i majestatyczny, prastary ojciec wampirzej rasy, która rządziła Nosgoth w ciemnościach. Był ubrany w swój dekadencki, królewski strój, a w ręku ściskał swój miecz, który niegdyś pokonał Paladyna.
- Szczeniaku! Jakbyś wiedział czym jest wieczność! Czołgaj się u stóp swego prawdziwego pana.
- Nigdy! Rozpłatam cię od krocza aż po szyję, a twe resztki rzucę na pożarcie twym konkubinom... - odrzekł Malek.
Tak jak przed laty, ponownie starli się ze sobą. Znowu zaciekła walka między dwoma adwersarzami. Tymczasem Bane z DeJoule uciekli do sąsiedniej komnaty. Kain ruszył za nimi.
Do bitwy doszło w dziwnym pomieszczeniu podzielonym na dwie części. Kain stał po stronie suchej, była tam ziemia. Niedaleko stąd znalazł Bane'a. Nieco dalej zaczynała się zatopiona część komnaty. Kain, jako wampir musiał unikać wody. Na wysepce pośrodku wodnej części stała DeJoule, wokół niej wirowały niebieskie kule czystej energii. Jej oczy zrobiły się świecące, zniknęły tęczówki i źrenice, czarodziejka zamierzała wyzwolić pełnię swych mocy na wampira.
- Dobrze!- krzyknął Kain.- Będę tańczył wasz taniec, ale gdy nadejdzie czas... Zatańczycie do wtóru memu mieczowi!
- Spróbuj, odmieńcu! - warknął Bane.
Wampir rzucił się do ataku, jego miecz błysnął. Druid zrobił zręczny unik i uniknął ciosu wampira. Kain kontynuował natarcie, jego miecz dwoił się i troił, gdy próbował trafić Strażnika. Bane wykazywał się niewiarygodną zręcznością, trzymał Kaina na dystans mimo braku broni. Jego silne kopnięcia odpychały wampira i nie pozwalały mu na skuteczny atak. Jednocześnie Druid rzucał zaklęcia i przemieniał ziemię w wodę. Nagle do walki włączyła się DeJoule.
Zaczęła formować duże niebieskie kule, wirujące i połyskujące w powietrzu. Rzucała nimi w wampira, ale spostrzegawczość i krótki czas reakcji Kaina, uniemożliwiały trafienie. Krwiopijca wiedział, że musi się śpieszyć, nie mógł przecież walczyć w wodzie. Narzucił Bane'owi szybsze tempo. Strażnik kopał nogami i uderzał pięściami, jednak brak porządnej broni srodze dawał mu się we znaki. Liczył na pomoc DeJoule i własną szybkość. Magiczka wiedziała co robić, wyrzuciła w stronę Kaina strumień gorącej, wibrującej energii, która paliła wszystko na swej drodze.
- Płoń, nędzny wampirze! Płoń! - DeJoule również udzielił się zapał bitewny.- Krzyczała, rzucała nowe czary, czuła się niepokonana. Jednak to ostatnie potężne zaklęcia na chwile zablokowało jej możliwości magiczne. Potrzebowała chwili odpoczynku i regeneracji. Kain to wykorzystał.
Nie mogąc przebić jej obrony, wampir spróbował pozbyć się raz na zawsze Bane'a. Ziemii było coraz mniej. Bane kontynuował swoją pracę.
- Jego magia jest słaba! Jest afrontem dla samej Natury... Trzeba go oczyścić!- zapał religijny opanował Druida. - Wyprowadził serię szybkich ciosów pięściami. Kilka z nich trafiło Kaina, ale wampir dostrzegł swoją okazję, gdy Bane zaczął zbyt wolno wycofywać prawą rękę, obolałą po uderzeniu w twardy punkt zbroi Kaina. Miecz opadł...
Bolesny, rozpaczliwy krzyk rozległ się w komnacie i rozszedł się po Wieży.
Druid zaczął uciekać, szybkimi ruchami próbując przemieniać więcej ziemii i przywołać żywe korzenie, które by powstrzymały wampira. Jednak Kain był szybszy. Dogonił Bane'a i zadał mocne cięcie w plecy. Druid upadł, brocząc krwią ze swoich ran. Przez chwilę drgał konwulsyjnie, po czym zamarł na zawsze. Dostrzegła to DeJoule.
- Zapłacisz nam za to, demoniczny pomiocie! - ryknęła Strażniczka.
- No to chodź i spróbuj szczęścia! - odrzekł Kain.
Czarodziejka zaczęła inwokować kule ognia, błyskawice i ogniste fale. Kain przeciwstawił się mocom Strażniczki własnymi zdolnościami wampira. Jego bariery okazały się wystarczające, choć miał problem z utrzymaniem osłon, które wyglądały krucho w porównaniu do potężnych mocy DeJoule. Kain w rewanżu wystrzelił serię magicznych pocisków, które jednak nie mogły przełamać twardych barier i kul krążących wokół Strażniczki. Kobieta uśmiechnęła się mściwie. Wampir spróbował kolejnych czarów. Rzucił czary rozkładu oraz liczne Flay'e. Bariery DeJoule zaczęły drgać, czarodziejka zastosowała własne zaklęcia, wkładając w nie maksimum swoich mocy. Osłony Kaina zaczęły migotać i wygasać. Wampir wiedział, że nie przeżyje bez ochrony w kontakcie z potężnymi zaklęciami DeJoule. Musiał znaleźć sposób.
Spróbował ostatniej sztuczki.
Kain złożył ręce, między palcami zamigotało tworzące się zaklęcie. Następnie wampir rozłożył dłonie, w wolnej przestrzeni zaczęła formować się wielka fioletowa kula z czarnymi plamami. DeJoule nie wiedziała, że Kain chciał zaatakować ją czarem implozji. Po chwili kula była gotowa. Wampir włożył kulę do prawej ręki, zaś z lewej wystrzelił kilka pocisków dla lekkiego uszkodzenia bariery. Zaraz potem ruszyła fioletowa kula. DeJoule zablokowała pociski i skontrowała, ale kontrzaklęcia i osłony okazały się za słabe dla potężnego czaru implozji. Strażniczka nie zdążyła zrobić nic więcej.
Implozja przełamała czary Energistki i uderzyła w kobietę. Czarodziejka zawyła strasznie, nieludzko. Czar zaczął podnosić temperaturę jej krwi i organów do ogromnych wartości. Kain usłyszał oprócz wycia usłyszał dudniący bulgot. Następnie brzuch kobiety wybuchł, przez otwartą dziurę wystrzeliły wnętrzności, które następnie owinęły kobietę, zwinęły ją, a następnie rozerwały.
Oprócz Płaszcza Izolacyjnego DeJoule pozostały krew i wnętrzności na wszystkich ścianach.
Ciekawe, jak poszło Voradorowi...- pomyślał beznamiętnie Kain.
~
Mroczny Eden stał się świadkiem jeszcze jednej walki. Pomieszczenie było rozgałęzione i pozwalało na dostęp do całej wieży przez liczne korytarze. Sala, pogrążona w półmroku, posiadała oświetlenie w postaci dziwnych czerwonych świateł, umieszczonych we wnętrzu lamp i powieszonych na ścianach. Odblask robił upiorne wrażenie, mogące zabić odwagę w nawet najmężniejszych sercach Bywały jednak rzadko spotykane wyjątki od tej reguły, na przykład żywa zbroja i prastary wampir, nikogo więcej oprócz nich nie było.
Rozpoczęła się bitwa Wielkiego Mistrza i Kowala Reavera.
Paladyn szybko zamachnął się glewią, by przepołowić Voradora od krocza do szyji, jak mu to wcześniej obiecał. Wampir wykonał unik i ostrze przecięło powietrze. Odpowiedział własnym cięciem, które Malek zablokował. Następnie zmienił się w mgłę, by dyskretnie zaatakować od tyłu. Rycerz nie dał się zwieść i ciął glewią. Vorador odskoczył i przywołał fioletowy pocisk, który odrzucił Maleka na przeciwległą ścianę. Wampir doskoczył i zaatakował zdezorientowanego Paladyna. Strażnik nie pozwolił na to, wystrzeliwując ze swojej broni potężną błękitną falę uderzeniową, tę samą, która niemal doprowadziła do zniszczenia Kaina w Bastionie. Vorador w postaci mgły uniósł się do góry i uniknął zagrożenia. Spojrzał wściekle na Maleka i przemienił się w potężnego, czarnego wilkołaka. Skoczył na Paladyna, obalając go na ziemię. Rozległ się dźwięk zbroi uderzonej o podłogę. Dzika szamotanina. Jęki i warknięcia.
Vorador zamierzał zagryźć na śmierć Strażnika. Siłowali się ze sobą, nie mogąc zdobyć przewagi. Jednak mroczny lord był górą. Malek zaczynał słabnąć, próbował sięgnąć po swoją broń, jednocześnie starając się, by wilk nie zdołał go ugryźć. Strażnik wiedział, że długo nie wytrzyma tej walki. Sama myśl o porażce dodała Paladynowi sił do walki. Zaświeciły runy wygrawerowane na pancerzu Maleka. Ostatnie rezerwy sił spłynęły do ciała rycerza. Mocnym kopnięciem odrzucił wilka. Zwierzę uderzyło i zabębniło o ścianę. Zanim się skoncentrowało z powrotem i powstało, Malek znów stanął pewnie na nogach. Uzbrojony i z przygotowanymi osłonami był gotów do dalszej walki.
Vorador ciągle pod postacią zwierzęcą okrążał rycerza. Szukał luki w obronie. Nagle głośno zawył. To nie był zwykły ryk. To było zaklęcie ogłuszające. Nie zadziałało na żywą zbroję, ale zaburzyło widzenie i zmysł równowagi. Korzystając z chwili słabości przeciwnika, wilkołak zaatakował ponownie. Niechcący przy tym odsłonił lewą pierś...
Malek wykorzystał okazję i szybko ciął glewią w odsłoniętą pierś wilkołaka. Ostrze gładko i głęboko przeszło przez ciało. Trysnęła posoka. Vorador zmienił się z powrotem w wampira. Rozpoczął fechtunek z Paladynem, próbując przełamać jego gardę czystą siłą, wspomaganą odrobiną finezji. Malek czuł, że ma szansę na zwycięstwo i poszedł za ciosem. Rozpoczął niezwykłą serię ataków, które ranny wampir odpierał z trudnością. Ciągle jednak był wymagającym przeciwnikiem. Ostrza migotały w śmiertelnym tańcu. Tańcu, który mógł przeżyć tylko jeden uczestnik.
Przełom nastąpił, gdy Vorador zbyt wysoko podniósł rękę z mieczem, zamierzając się do potężnego zamachu. Malek wykonał zamaszyste poziome cięcie w brzuch, które dotarło do celu. Wampir ryknął, bardziej z wściekłości niż z bólu i spróbował odrzucić Maleka znowu fioletowym pociskiem. Nie zdążył... Malek błyskawicznie odrąbał mu lewą dłoń. Wampir zawył z bólu. Spróbował w akcie rozpaczy przeciąć rycerza na pół mieczem, ale Paladyn ponownie wywołał falę uderzeniową z glewii. Vorador padł ledwo żywy na ziemię. Nie zdążył zmienić się w nietoperze. Malek szybko doskoczył do leżącego. Ostrze opadło. Po podłodze potoczyła się głowa prastarego wampira. Paladyn z żarzącymi się oczami chwycił głowę za wielkie uszy.
- Nareszcie! Zemsta się dokonała! Demonie, smaż się w piekle, które sam wybrałeś!
Tymczasem wrócił do pomieszczenia Kain. W dłoniach trzymał symbole DeJoule i Bane'a. Na widok zwycięskiego Maleka, poczuł atak paniki i strachu. Tymczasem Malek wiedział, co musi zrobić... Oczy Strażnika zabłysły w ciemności, a ostrze uniosło się do góry...
Kain spojrzał na Paladyna z przerażeniem. Vorador powinien był pokonać tę przeklętą, chodzącą puszkę! To niemożliwe. Jeżeli Vorador nie zdołał go pokonać, to nikt mu nie da rady! Kain rozglądał się rozgorączkowany, szukając drogi ucieczki z pułapki.
- Jesteś wampirze. Spodziewałem się że wrócisz znowu, widząc moje martwe ciało. Muszę cię rozczarować. Nie można mnie tak łatwo zabić. Nie można nasyłać na mnie zabójcy Powinienem cię zabić. Jednak doprowadziłeś do mnie Voradora, tego okrutnika. Jestem ci za to wdzięczny, nigdy nie zdołałbym go odnaleźć. Zabiję cię miłosiernie szybko, demonie! Chociaż nie!- Malek sprawiał wrażenie myślącego, dręczonego wątpliwościami.- Daruję cię wolnością. Skorzystaj z niej zatem i umykaj. To będzie spłata mego długu. Odejdź!
Wampir nie zamierzał testować cierpliwości Maleka. Wybiegł z sali. Rycerz tymczasem wziął miecz i pierścień Voradora jako trofea do Bastionu.
Kain tymczasem biegł, uciekał długimi korytarzami Mrocznego Edenu. Zabrakło tutaj Strażników, więc to oznacza koniec badań i pojawiania się zmutowanych potworów. Wampir wyszedł na otwarty teren, zmienił się w stado nietoperzy i odleciał. Została tylko umęczona, piekielna ziemia i tryumfujący Paladyn...
~
Malek siedział na tronie i myślał. Zdążył wrócić do swojego Bastionu. Tam namyślał się, co robić dalej. Ubywało Strażników. Nupraptor, który odrzucił jego pomoc, Bane i DeJoule, dwóch z trójki, którzy eksperymentowali w Dark Eden. Ta ziemia nigdy się nie odnowi. Powinienem go zabić. Pomyślał. Jednak doprowadził do mnie Voradora. Chciał mnie zniszczyć, ale teraz jest już za późno. To już nie ma znaczenia. Do następnego spotkania, Kain.
~
Na koniec z całego Kręgu zostało dwóch Strażników, Malek i jak się okazało, Kain. Jedynym rozwiązaniem tego problemu była walka na śmierć i życie. Spotkali się pod Filarami. Tylko dwa zostały czarne: Maleka i Kaina. Reszta jest odnowiona i czysta.
Starli się ze sobą po raz kolejny. Wampir używa Soul Reavera. Malek ma oczywiście swoją glewię. Paladyn znaczącą ją ulepszył, teraz błyszczy się i świeci. Sam też połyskuje, żółte oczy świecą spod hełmu, z którego wiszą włosy: skalpy wampirów. Kain za to ma na sobie Wraith Armor. Nie zamierza się poddać. Malek wykonał skomplikowaną serię cięć. Kain ledwo odparł te ataki. Jak on tak szybko stał się taki potężny! To nie ważne! Ja, wielki Kain wyślę go do diabła.
- Zaraz zagrasz do wtóru memu mieczowi, Malek!
- To przestań gadać, tylko walcz. Nie ułatwiaj mi pracy. To żałosne...
- Rrraaaaaaaarrrr!!!!!!- rozwścieczony Kain zaatakował Maleka siekąc Soul Reaverem.
Paladyn szybko odskakiwał, raz zablokował. Promień przeszedł po glewii. To było mocne zaklęcie. Nic nie było jej w stanie złamać. Rycerz wywołał ulepszoną falę uderzeniową. Kain zmienił się w mgłę i oddalił się od niebezpieczeństwa. Spróbował zajsć Paladyna od tyłu. Błąd, który popełnił Vorador, a który się na nim potem zemścił...
Malek złapał go za kark i wyrzucił go daleko do tyłu. Uderzył w Filar Umysłu. Wstał i zaczął przywoływać Błyskawicę, swój najpotężniejszy czar. Malek rzucił na siebie Barierę. Piorun uderzył Paladyna. Bariera zniknęła. Malek był nietknięty. Wypuścił serię niebieskich pocisków z czystej energii. Teraz Kain przywołał Odparcie. Zaklęcie podobne do użytego przez Maleka też go ocaliło przed obrażeniami. Rzucił się do ataku. Paladyn cofał się do tyłu, oszczędzał energię. Po chwili Odparcie się wyczerpało, wtedy Malek wykonał piruet, zakręcił młyniec glewią i pchnął w zbroję Kaina. Wampir poczuł, jak poziom energii w jego ciele spada, gdy Zbroja absorbowała obrażenia. Przywołał Bank Energii, chwycił pewniej Soul Reavera i wykonał serię cięć i uników połączoną z ostatnim, straszliwym, poziomym cięciem. Mogło każdego przekroić na pół. Nic to nie dało. Malek wyszedł z tego z prostym zarysowaniem na zbroi, które szybko zniknęło. Jako odpowiedź, rzucił zieloną, osłabiającą kulę, czar Rozkładu. Kain poczuł jak jego krew staje się zatruta. Szybko użył antidotum. W tym czasie Malek zawirował, ciął dwa razy i odskoczył. Kain zawył z bólu i wściekłości, jak poczuł cięcia po ciosach rycerza. Ciął trzy razy Soul Reaverem. Malek rozpadł się na części...
Kain już chciał wydać okrzyk tryumfu, ale nie widział artefaktu ani odnawiającego się Filaru. Zamiast tego zobaczył składającego się z powrotem Maleka.
- To jak, gramy w to dalej, wampirze?- oczy mu się zmrużyły, co oznaczało uśmiech. Uśmiech złowieszczy. On miał dość siły do walki.
- A jak myślisz, co będziemy robić? Urządzimy sobie piknik na łące? Nie bądź śmieszny!
- Jak sobie życzysz... Niech przemówi oręż!
Starli się ponownie. Przestali się bawić w magię. Walczyli bronią konwencjonalną. Malek zrobił półpiruet, bo niedokończony, co zdezorientowało Kaina. Paladyn zyskał cenne ułamki sekund. Zakręcił się wokół Kaina, wykonując wściekłe cięcia, a zakończył serię pchnięciem w biodro. Żadne cięcie nie trafiło Kaina, ale okazało się, że to było tylko wprowadzenie w błąd. Prawdziwym celem było zmęczenie przeciwnika, by nie uniknął pchnięcia. Taktyka zaprocentowała. Kain zawył, jak cios zrobił dziurę w ciele i zbroi. Użył tokenu Serca Ciemności, by zyskać trochę krwi. Zmienił się w mgłę i zniknął. Malek czekał... czekał... i czekał... Paladyn się domyślił, że wampir chce go nabrać. Więc udał rozluźnienie.
Miał rację.
Znienacka ostrze opadło na kark Maleka. Zaalarmowany Paladyn wykonał unik i odskoczył do tyłu. Stanął na nogach i wystrzelił do przodu. Kain zrobił to samo. Każdy zadał po cięciu. Stanęli plecami do siebie. Czekali...
Po chwili Kain i Malek upadli na kolana. Cięcia trafiły ich perfekcyjnie. Poczuli osłabienie. Każdy chciał wykorzystać okazję, gdy każdy był powalony. Kto wstanie wcześniej? Pierwszy był, o dziwo Kain. Wstał i doskoczył do Maleka i opuścił miecz na jego głowę. Paladyn ledwo zdążył wykonać unik na bok. Jeszcze na klęczkach pchnął glewią, wkładając w to całą siłę. Wampir poczuł jak ostrze przebiło go na wylot. Poczuł wyciekającą krew. A krew to życie... Znalazł jeszcze siłę. Poczuł ból, szał, wściekłość, ciemność, żądzę zemsty. Wziął zamach, Soul Reaver pokonał drogę od Kaina do Maleka. Straszliwe cięcie zdruzgotało żywą zbroję. Paladyn wystrzelił do tyłu na kilka metrów. Kain spojrzał się do przodu. Upadł na ziemię ledwo żywy.Zaś Malek też cierpiał, jego umęczona dusza cierpiała. Tej walki nikt nie wygrał. Stanęła między nimi Ariel, martwa Strażniczka Równowagi.
- Co wy robicie? Walczcie, by rozstrzygnąć los świata i oczyścić krainę!
- Ariel, jeśli myślisz, że to takie łatwe, to go sama zabij!- krzyknął Kain.
- Malek, wykonaj co do ciebie należy! Służysz Kręgowi! Chcesz być znowu człowiekiem, czy nie?- Ariel czuła strach, że nie zrobią co do nich należy i zostanie tu uwięziona na wieki.
- Ariel, ja nie będę już człowiekiem, nie mydl mi oczu. Zabić też go nie mogę. To wasza wina, że jestem przeklęty. Moebiusa, Mortaniusa, całego Kręgu.
- To samo ja, Maleku. Mam dość tych gierek. Cały czas ktoś nami manipulował.
- Malek, nie słuchaj go! Zabij go, by ocalić Nosgoth.
Paladyn pokiwał przecząco głową. Nie miał sił.
W tym momencie czuć było dziwne buczenie. Wiązanie przestało istnieć. Malek i Kain odrzucili swoje przeznaczenia, zrezygnowali z pojedynku. Filary upadły.
- NIEEEEEEEE!!!!!!- zawyła straszliwie Ariel. Jak śmieliście!!!
- Odchodzimy, zjawo, siedź tu całą wieczność. Co do ciebie, Paladynie.- Kain odwrócił się do Maleka. Niech nastanie na razie pokój. Podzielmy się władzą nad Nosgoth. Miejsca starczy dla każdego, nie uważasz?
- Wiem, że będziesz chciał podbić tę krainę. Nic cię nie powstrzyma, co? Ja poprowadzę ludzi. Będę ich bronił. Czuję, że szykuje się coś dużego, nie z tego świata. Cóż, jeszcze się spotkamy. Żegnaj i powodzenia.
- Powodzenia, Paladynie. Myliłem się co do ciebie, nie jesteś tylko bezdusznym łapaczem Kręgu. Jesteś czymś więcej.
Malek się teleportował, nie komentując wypowiedzi wampira. Zniknął w błysku światła. Kain tymczasem ruszył zbudować własne królestwo. Królestwo, gdzie każdy wampir znajdzie schronienie.