Jeszcze nigdy ta polana, na której stoczono tyle walk nie wydawała się Evrosowi Aglondorowi tak cudownym miejscem. Albowiem dzisiaj miał nastąpić koniec. Dzień triumfu Antycznych w tej niekończącej się wojnie. Na tej polanie.
Już od kilku godzin trwał rytuał Wzniesienia Wiązania. Wiązaniem nazywano potężny czar, którego zadaniem było utrwalić moc Filarów na wsze czasy i wygnać znienawidzonych Hyldenów z Nosgoth. Tak... nareszcie po tylu wiekach miał nastąpić koniec. Evros pomyślał sobie, że to zasłużony dla niego koniec. Odwieczny konflikt między jego rasą - Antycznymi - a Hyldenami trwał już tak długo, że nawet nieznane były jego przyczyny. Uczeni Antycznych sądzili, że między obiema rasami istnieje pewne podobieństwo, że obie rasy mają taką samą moc i że po prostu przeznaczone im było zawsze walczyć o władzę nad Nosgoth. Ale między nimi istniała jedna, zasadnicza różnica.
Hyldeni nie mieli Wyroczni.
Wyrocznia... dar dla nich. Dar w tej wojnie. Istota, która przesądziła o losach tego konfliktu. Nazywana też Bogiem. Nikt Go nigdy nie widział, Antyczni tylko słyszeli Jego głos i niemal fanatycznie oddawali się pod Jego rozkazy. Evros nie pochwalał tego. Wyrocznia towarzyszyła Antycznym od kiedy pamiętał ale z tego co wiedział, nie od zawsze. Bo gdyby On był z nimi od zawsze już dawno pokonaliby Hyldenów. Wiele razy słyszał Jego głos przemawiający do jego armii i wiele usłyszał od Niego rad. A głos miał wspaniały... głęboki, przenikliwy... gdy się go słyszało miało się wrażenie, że ta Istota przenika wzrokiem czas i materię, uczucia i umysł, wszystkich razem widzi na wylot, a zarazem każdego z osobna.
On wiedział wszystko o każdym. Nic dziwnego więc, że każdy kto choć raz usłyszał Jego głos oddawał Mu się bez reszty. Wyrocznia była przewodnikiem Antycznych w tej wojnie, ich wodzem i heroldem. Hyldeni wpadali w panikę słysząc Jego głos, a Antycznych przepełniała radość i wola zwycięstwa. A jednak w tym Bogu było coś czemu Evros Aglondor nie mógł zaufać... sam nie wiedział co to takiego było. Gdy po raz pierwszy Go usłyszał w Cytadeli daleko na zachód stąd, również poczuł przypływ otuchy, nowej woli walki w tej przeklętej wojnie, ale niemal równocześnie z tym poczuł falę podejrzliwości, nieufności i... lęku.
Od wielu, bardzo wielu lat Evros był dowódcą III Skrzydła Antycznych, który uchodził za największy i najbardziej doświadczony ze wszystkich sześciu. Dynastia Aglondorów od wielu tysiącleci - może nawet od początku wojny - uchodziła za bardzo wojowniczą i idealistyczną. Niemal każdy Antyczny w rodzinie był żołnierzem, dowódcą czy strategiem, lub w jakikolwiek inny sposób związany z wojennym rzemiosłem. Nic więc dziwnego, że Evros postanowił kontynuować tę tradycję i również wstąpić w szeregi Armii. Gdy przełożeni widzieli go w akcji powiadali, że w nim odrodziła się odwaga i wola zwycięstwa najmężniejszych wojowników jacy kiedykolwiek byli w Armii. Rodzice byli bardzo dumni z syna, z ich jedynego, pierworodnego syna. Evros nie miał braci co nie oznacza wcale, że rodzice tylko na nim skupili wzrok i rozpieszczali go. Wręcz przeciwnie, Evros sam nie chciał, żeby go niańczono, on zawsze dochodził samemu do wszystkiego i jednocześnie pragnął jak najlepiej dla Antycznych w wojnie. Był niecierpliwy ale w większości było to zaletą niż wadą. Od kiedy pamiętał zawsze chciał być żołnierzem, a w młodzieńczych latach ta świadomość spędzała mu sen z powiek i nie dawała mu żyć, bowiem Evros nie mógł się już doczekać kiedy dorośnie i wstąpi w szeregi Armii.
Jak więc już zostało powiedziane Evros był bardzo chwalony w czasie szkolenia i szybko awansowano go do stopnia pułkownika. Teraz był generałem. To właśnie wtedy postanowił założyć własną drużynę, uniezależnić się od rodziny i przełożonych. I założył nowe Skrzydło, trzecie w kolejności. Żołnierzy werbował ze swoich przyjaciół i największych wojowników Armii, najwaleczniejszych i ponad wszystko oddanych Sprawie - czyli wojnie. Odsunął się od rodziny jednak nikt nie miał mu tego za złe, bo jego Skrzydło odnosiło sukcesy jakim innym dowódcom często brakowało. Skrzydło stało się nową rodziną Evrosa.
I wszystko było wspaniale, aż do tego jednego, straszliwego dnia. Najgorszy dzień w życiu Evrosa Aglondora. Hyldeni napadli na jego rodzinną wioskę, Uschenteim, daleko na północy i skazali jego mieszkańców na śmierć w straszliwych cierpieniach. Gdy Evros i jego Skrzydło dostali wiadomość o ataku natychmiast podążyli tam, ale było już za późno. Przechodząc przez zabudowania widzieli nabite na pale, zmasakrowane ciała Antycznych - najbliższych Evrosa.
Od tamtej pory Evros jeszcze bardziej znienawidził Hyldenów, pałał do nich nienawiścią większą niż wszystko co dotychczas czuł. Nienawiść zablokowała dostęp do innych uczuć, Evros po prostu szalał na myśl, że tylu Hyldenów jeszcze jest w Nosgoth. I tylu do zabicia. Przez kilka następnych miesięcy obmyślał coraz to nowe strategie walki, toczył zwycięskie potyczki, aż pewnego dnia otrzymał wiadomość od przełożonych z Armii. On i jego całe Skrzydło miało się niezwłocznie stawić w Cytadeli Antycznych na spotkanie. Odsuwając myśl o czekających go potyczkach Evros wykonał rozkaz i natychmiast - to jest kilka dni później - przybył na miejsce. On i Jego Skrzydło weszli do najciemniejszej sali w całej Cytadeli z tajemniczą studnią pośrodku, której nigdy nie widział.
I wtedy usłyszeli Głos. Głos Wyroczni, po raz pierwszy w życiu. To miała być ich nagroda za wierną służbę. Od tamtego czasu Evros złagodniał, zaczął więcej się zastanawiać, a nie tylko bezmyślnie toczyć wojnę. A jednak nie mógł do końca zaufać tej Wyroczni, nie wiedział dlaczego. Całe jego Skrzydło, wszyscy podkomendni oszaleli niemal na punkcie Boga i bezgranicznie go uwielbiali.
Mimo wszystko Wyrocznia miała w sobie moc. Zbudziła Evrosa z szału wojennego, uspokoiła go i dzięki temu Evros wreszcie zaczął myśleć jaśniej. Jednak jego głowę wciąż rozjaśniał potężny, jasny punkt: pokonanie Hyldenów to cel jego życia.
Od tamtego momentu minęło już wiele lat, a Evros słyszał głos Boga wiele razy tak samo głęboki i przekonujący. I cały czas nie ufał Mu całkowicie. Oczywiście był Mu wdzięczny za pomoc, którą oddaje Antycznym ale miał niejasne przeczucie, że Bóg ma w tym Swój własny cel, którego nie chce nikomu wyjawić. Evros stał się najsławniejszym dowódcą Antycznych od niepamiętnych czasów i bardzo lubianym. Mówiono, że sam Bóg zesłał go dawno temu, aby stał się Jego ulubieńcem, filarem, na którym potęga Antycznych będzie się opierać w wojnie. Ale sam Evros szczerze mówiąc, miał to gdzieś. Dla niego liczyło się tylko zwycięstwo nad Hyldenami i to zamierzał osiągnąć w życiu. A jednak od niepamiętnych lat miał przeczucie silniejsze nawet od nienawiści do Hyldenów. Czuł, że ma przeznaczoną jeszcze jakąś rolę w tej wojnie, inną niż dowódca i to właśnie ta druga rola zdecyduje o tym jak ma zakończyć się ten konflikt ostatecznie.
Jednak tamtego dnia na polanie, w samym sercu Lasu Pięciu Bitew, Evros nie myślał o tym. Miał w głowie tylko jedną myśl: że oto nareszcie nadszedł ostatni dzień w tej wojnie, i że jego zadanie dobiegło końca. Kilka miesięcy wcześniej Wyrocznia skontaktowała się z najwyższymi dowódcami Antycznych - w tym również z Evrosem - aby wyjawić im plan ostatecznego zwycięstwa i ostatecznej zagłady Hyldenów. Był on jednak tak ściśle tajny, że Evros nie mógł go wyjawić nawet ukochanym kamratom ze Skrzydła. Przez wiele miesięcy później, w sercu Lasu Pięciu Bitew trwała budowa broni, która jak sądzono miała przynieść zgubę Hyldenom. Tak więc, gdy tamtego dnia najwaleczniejsi z żołnierzy Armii przybyli na miejsce jakież było ich zaskoczenie, gdy nie zobaczyli ani wielkiej armaty ani nowego wyposażenia ani nawet jakiejś nędznej katapulty.
Zobaczyli dziewięć wznoszących się do korony najwyższych drzew w lesie słupów. Okrągłych, białych i pięknych na wysokim podwyższeniu, na które prowadziły schodki. Widać było, że ich szyty były niedokończone, ale na szczęście wysokość tej budowli nie miała znaczenia. Na krawędzi podwyższenia wyrzeźbiono misterny symbol, jakby zegara słonecznego. A z tyłu, w półkole wznosiło się osiem filarów. Dziewiąty stał pośrodku nich nieco z przodu, jakby ktoś chciał, aby go wyróżniono. Na każdym filarze, mniej więcej na wysokości głowy przeciętnego Antycznego był wyrzeźbiony symbol, zawsze inny.
Gdy żołnierze ochłonęli po wstępnym zdumieniu i zachwycie niezwykłą budowlą, na podwyższenie wszedł krzepki Antyczny, który był nadzorcą całej budowy.
- Bracia! - krzyknął donośnie, a wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę - Oto nadeszła godzina przeznaczenia! Dzisiaj, te filary - Filary Nosgoth - przyniosą nam ostateczne zwycięstwo nad znienawidzonymi Hyldenami! Kilka miesięcy temu nasza dostojna Wyrocznia wyjawiła nam swój plan całkowitego zwycięstwa. Przez miesiące całe trwało szkolenie grupy potężnych magów w naszej Armii, a jednocześnie budowano te oto Filary. Nasza Wyrocznia nauczyła kilku wybranych z nas - magów, o których mówiłem - czaru, za pomocą którego obdarzyliśmy Filary boską mocą. Już w czasie ich budowy czar został rzucony, a teraz się utrwalił. Dzięki niemu Filary zostały obdarzone częściową świadomością i odpornością na działanie czasu. Każdy Filar ma swój symbol.
W tym momencie zatoczył ręką koło i wskazał pierwszy Filar z lewej.
- Oto Filar Umysłu - krzyknął i wskazał następny z lewej - Filar Konfliktu, Natury, Energii, Wymiaru, Czasu, Stanów, Śmierci - wymienił kolejno wszystkie po kolei, a następnie wskazał ten nieco z przodu, który wcześniej pominął - i najważniejszy ze wszystkich, który jest osią pozostałych - Filar Równowagi! Każdy z nich ma swojego Strażnika i każdy sam sobie go wybiera tuż po jego narodzinach. Jedynie Strażnik Równowagi zostaje wybrany natychmiast po śmierci poprzedniego bo Równowaga nie może zostać zakłócona nawet na sekundę. Oczywiście Strażnicy są wybierani spośród nas, Antycznych, i tylko spośród nas. Tak więc teraz...
- Zaraz! - krzyknął jakiś żołnierz - a co się stanie jeżeli z jakiegoś powodu nie będzie już w Nosgoth ani jednego Antycznego? Co wtedy zrobią Filary?
Mówca, który dotychczas przemawiał umilkł na tą uwagę i chwilę zastanawiał się z zamyśloną miną.
- Miejmy nadzieję - rzekł w końcu - że nigdy nie dojdzie do czegoś takiego. Ale jeżeli kiedyś nasz gatunek zostałby wymazany z Nosgoth całkowicie - wtedy Filary zaczną wybierać sobie Strażników spośród ludzi.
Na to wszyscy zdumieli się wszyscy albowiem ludzie byli prymitywnym ludem, który z pewnością nie zdawałby sobie sprawy z wagi zadania, które zostałoby im powierzone. Część ludzi wspierała Antycznych, a część Hyldenów, ale Evros nie miał specjalnego szacunku nawet do sprzymierzeńców. Spośród wszystkich znał jako tako właściwie jednego, który pełnił rolę swoistego łącznika między Antycznymi a Wyrocznią i był interpretatorem Jego słów. Był to niejaki Moebius, jednak niewielu jego ziomków i sprzymierzeńców ufało mu, bo miał reputację manipulatora i "podstępnego węża" jak go nieraz nazywano. Żołnierze zaczęli szeptać między sobą i dziwnym wzrokiem spoglądać na mówcę na podwyższeniu.
- Wiem - rzekł tamten - że nie podoba wam się to i zapewniam was, że ten pomysł nie odpowiada mi również, ale zadanie które powierzyliśmy Filarom jest tak ważne, że uznaliśmy że jesteśmy gotowi podjąć to ryzyko. Poza tym jeżeli kiedykolwiek miałoby się to stać miejmy nadzieję, że wtedy ludzie będą już dużo bardziej rozwinięci. W nich drzemie ogromny potencjał chociaż wy pewnie tego nie widzicie.
- A teraz - rzekł już z uśmiechem na twarzy - porzućmy złe myśli i radujmy się bo dzisiaj nadejdzie dzień naszego triumfu! Patrzcie!
W tym momencie zza drzew wyszło dziewięciu Antycznych ubranych w ceremonialne stroje - to jest w obszerne szaty sięgające ziemi pomalowane na ciemnoczerwony kolor. Jednak najbardziej rzucały się w oczy symbole na czołach, który każdy z nich miał. Po chwili żołnierze zauważyli, że te symbole są takie same jak te na Filarach. Cała dziewiątka stanęła przed podwyższeniem, twarzami do zebranych i wyprężyła się służbiście.
- Oto nasi Obrońcy Nadziei!!! - krzyknął donośnie mówca - Pierwszych Dziewięciu Strażników Filarów! Ich zadaniem jest ochrona każdego Filaru, któremu są przydzieleni. Każdy z nich złożył przysięgę, że za cenę życia będzie chronić danego mu Filaru. Ze względów bezpieczeństwa nie poznacie ich imion bo na wojnie czuwają liczne niepowołane uszy.
- Bracia! - rzekł po chwili donośnie - Nadeszła godzina naszego zwycięstwa! Teraz Strażnicy przypieczętują wcześniej rzucone przez naszych magów zaklęcie... zaklęcie zwane Wiązaniem... i w ten sposób na zawsze wygnają Hyldenów z Nosgoth!!!
Na to wszyscy krzyknęli ze zdumienia jednak Evros pozostał niewzruszony bo wiedział o tym od dawna. W końcu to jemu powierzono ochronę całego projektu przed Hyldenami i ich szpiegami.
- Dzięki temu zaklęciu - kontynuował mówca przekrzykując zgiełk zdumienia żołnierzy - nasi odwieczni przeciwnicy zostaną wtrąceni do Świata Demonów, innego wymiaru odkrytego przez naszą Wyrocznię! A te Filary - najwyraźniej już nie mógł doczekać się puenty swojego przemówienia bo cały trząsł się z podniecenia - są zamkiem, które zabezpieczy przejście między światami, swoistą barierą, która na zawsze odgrodzi Hyldenów od Nosgoth!
Teraz już wszyscy naraz zaczęli mówić, każdy przekrzykiwał drugiego, a ten i ów klaskał chwaląc słowa mówcy. Założenie było takie, że po wygnaniu wrogiej rasy budowa Filarów zostanie dokończona i będą one sięgać nieba, a nawet jeszcze dalej. Byłby to wspaniały widok, jedna z największych nagród dla Antycznych za zwycięstwo - podziwiać w pełnym blasku dnia, wznoszące się w obłoki Filary Nosgoth.
Evros domyślał się, że jaka będzie reakcja zgromadzonych i dlatego umówił się z innymi wtajemniczonymi w projekt, że dopóki tłum się sam nie uspokoi nie będą go powstrzymywać. I rzeczywiście kilkanaście aż minut trwało zanim najwaleczniejsi z żołnierzy Armii uspokoją się. Skrzydło Evrosa również tutaj było ale oni wiedzieli o wszystkim. Evros odwrócił się i uśmiechnął się do swojego ulubieńca ze Skrzydła, młodego, niebieskoskórego Antycznego, Janosa Audrona - swojego najlepszego przyjaciela. Stał tam razem z innymi kamratami ze Skrzydła na południowym skraju polany i odwzajemnił jego uśmiech... Janos był naprawdę wspaniałym przyjacielem, ilekroć Evros miał jakiś kłopot mógł się do niego zwrócić o pomoc, a Janos zawsze go wysłuchał. I mimo, że był jeszcze bardzo młody, był za to dojrzały duchem - tak łagodny w szczęściu, a tak wojowniczy w gniewie jak nikt kogo znał. I chyba był najbardziej oddany Sprawie, bardziej niż ktokolwiek inny z wyjątkiem, rzecz jasna, samego Evrosa. To właśnie on pocieszał go tuż po stracie rodziny, próbował zahamować jego gniew. Z różnym skutkiem. A czasem nawet bolesnym. Evros wolał tego nie wspominać bo na samą myśl o tym, że jego wściekłość mogła pozbawić go przyjaciela serce go ściskało i był zły sam na siebie. A jednak Janos go nie opuścił i Evros miał niejasne przeczucie, że nigdy tego nie zrobi.
Tymczasem na polanie mówca zszedł z podwyższenia, a jego miejsce zajęli Strażnicy. Ustawili się w półkole, każdy obok Filaru, któremu był przydzielony, a Strażnik Równowagi przed nimi. Ponownie zwrócili się twarzami do zebranych i chwycili się za ręce.
Powstało Wiązanie.
Następnie zaczęli wymawiać słowa w starożytnym języku Antycznych, który tylko najwięksi uczeni znali. Według harmonogramu (Evros był niezwykle przywiązany do każdego rodzaju harmonogramów i zawsze starał się je przestrzegać) rytuał utrwalenia zaklęcia Wiązania miał potrwać godzinę, tak więc kazał żołnierzom usiąść i przyglądać się.
Minuty mijały w milczeniu przerywanym przez inkantacje Strażników i szumem drzew. Patrząc na nich Evros był dumny, że Stwórca dał Antycznym tak potężną budowę ciała. Przedstawiciele jego rasy mierzyli zazwyczaj nieco ponad dwa metry i byli wyżsi i tężsi od jakiegokolwiek człowieka. Niebieskoskórzy z przenikliwymi oczyma, byli wyposażeni w najlepszą broń jaką mogli sobie wyobrazić - skrzydła. Rozwinięte na pełną długość, wyrastające z pleców skrzydła mierzyły również ponad dwa metry i były niemal tak potężne jak sam Antyczny. Miały one różny kolor - od białego przez kolor ciemnoniebieski aż do czarnego. Dzięki nim Antyczni potrafili latać z bardzo dużą prędkością i dostawać się do miejsc niedostępnych dla zwykłych ludzi.
Co innego Hyldeni. Patrząc na połączonych w Wiązaniu Strażników, Evros znowu przypomniał sobie teorie ich uczonych o tajemniczym powiązaniu między Antycznymi, a ich wrogami. Hyldeni bowiem byli do nich bardzo podobni - różnili się tylko kolorem skóry bo byli bardzo bladzi i paranoidalnymi strojami, które nosili na wojnę, podczas gdy Antyczni miłowali pokój. Oni nosili spokojne stroje, szaty białe lub niebieskie. Za to Hyldeni najczęściej krwistoczerwone co już samo w sobie różniło te dwie rasy.
Tak więc czas płynął, a pogrążone w magicznym skupieniu głosy Strażników wymawiały słowa zaklęcia, które miało zakończyć tą wojnę. Evros pomyślał, że to dziwny koniec. Nigdy by się takiego nie spodziewał. Dotychczas myślał, że skończą z Hyldenami w jakiejś wielkiej bitwie, która obejmie całe Nosgoth. "A tak... no cóż... przynajmniej nikt nie zginie" - myślał Evros.
Gdy granica godziny zbliżyła się, wszyscy żołnierze wstali, aby lepiej widzieć upadek rasy Hyldenów. Oto wreszcie nadszedł kres, godzina ich ostatecznego zwycięstwa. Evros ocenił, że zostało jeszcze jakieś pięć minut wymawiania inkantacji.
Nagle usłyszał jakże charakterystyczny dla niego szum skrzydeł. Przez całe lata wojny tak wyczulił się na ten odgłos, że natychmiast odwrócił się. Nad drzewami szybował jeden z żołnierzy z jego Skrzydła krzycząc wniebogłosy.
- Wodzu!!! - krzyczał - Hyldeni nadlatują całą chmarą! To armia jakiej od dawna nie widziałem! Niszczą wszystko co napotkają na swojej drodze i kierują się tutaj!
- Co?! - krzyknął Evros. Rozstawił na granicach lasu żołnierzy z kilku Skrzydeł, ale właściwie tak formalnie niż dla bezpieczeństwa bo był pewny, że żaden Hylden nie dowiedział się nawet o budowie Filarów.
- Kierują się prosto na polanę od południa! Co mamy robić wodzu? - zapytał zwiadowca.
Tego się nie spodziewał. Musiał działać szybko.
- Niech natychmiast wszyscy żołnierze wycofają się z granicy lasu i przylecą tutaj. Niech nie lądują tylko zawisną nad polaną zwróceni w stronę wroga.
- Tak jest, wodzu!
Zwiadowca odleciał z szumem skrzydeł powiadomić żołnierzy, a Evros przywołał do siebie Janosa.
- Posłuchaj - powiedział mu - zbierz całe Skrzydło i otoczcie półkolem Filary zwróceni na południe. Nie ulatujcie w powietrze. Jeżeli Strażnicy nie zdążą wypowiedzieć na czas zaklęcia, a my polegniemy wy będziecie ostatnią szansą na nasze ocalenie. Zrozumiałeś?
- Naturalnie - odpowiedział Janos - wykonamy twój rozkaz, wodzu, niezwłocznie.
Janos odleciał, a Evros odwrócił się do zgromadzonych żołnierzy
- Bracia! - krzyknął do nich - Los chciał, aby to na wasze barki spadł zaszczyt obrony świętych Filarów Nosgoth! Od tego czy przetrwamy to pięć minut czy nie, zależeć będą dalsze losy wojny! Zabijemy tylu z nich ile się da, ale za wszelką cenę nie dopuścimy ani jednego do Filarów! Jesteście gotowi do ostatniej bitwy w tej wojnie?
Odpowiedział mu triumfalny okrzyk: "Tak!!!" wśród żołnierzy. Teraz Evros miał przystąpić do najważniejszej części przemówienia. Nie lubił jej bardzo, ale ze względu na morale wojska musiał się na to zdobyć.
- Niech wzrok Wyroczni rozświetla nasze miecze!!! - krzyknął i wzbił się w powietrze.
Z triumfalnym okrzykiem puściła się za nim cała armia. Kątem oka Evros zauważył, że jego Skrzydło na czele z Janosem zajmuje miejsca pod Filarami. Tymczasem Strażnicy jak gdyby nigdy nic dalej stali na podwyższeniu i wymawiali słowa zaklęcia.
Na południu całe niebo pociemniało od ilości Hyldenów. Było ich tak dużo, że ich armia rozciągała się na całą szerokość lasu i jeszcze dalej.
- O Boże - Evros słyszał westchnięcia strachu wśród podwładnych - Ilu ich jest... musieli wiedzieć o wszystkim. Ale skąd?
Szczerze mówiąc, Evros zastanawiał się nad tym samym bo pilnował najlepiej jak mógł, aby wiadomość o spotkaniu nie dotarła do uszu wroga.
- To na razie nieważne - odpowiedział podwładnym - Ważne jest to, abyśmy dzisiaj przetrwali... i zakończyli tę wojnę.
Wisieli nieruchomo w powietrzu, jakby czekając na uderzenie gromu. A szum skrzydeł narastał i Hyldeni byli coraz bliżej, ich blade sylwetki majaczyły już na południowej granicy lasu.
I i II Skrzydło pozostaje w centrum ze mną - powiedział Evros - IV na lewo, V na prawo - kontynuował widząc, że w centrum zgrupowania hyldeńskich oddziałów, niemal dokładnie naprzeciwko niego, jest najwięcej wrogich żołnierzy.
- Zbliżają się - powiedział po chwili ze strachem jego sąsiad.
- Owszem, zbliżają się - potwierdził ze spokojem Evros i odwrócił do swoich braci. - Nie lękajcie się! Albowiem tak czy inaczej dzisiaj nastąpi kres naszej walki!
W tym momencie wyciągnął swój miecz, który zalśnił klingą w promieniach słońca. Jego śladem poszła cała armia i wyciągnęła z pochew swoje miecze. Ich szczęk, który usłyszał w czasie tej czynności Evros, był najmilszym odgłosem jaki kiedykolwiek słyszał, piękniejszym nawet od głosu Wyroczni.
- Za Nosgoth!!! - krzyknął i rzucił się prosto na wrogą armię.
A jego śladem podążyły wierne mu oddziały.