Udało mu się unieść ciężkie powieki. Jakby poprzez mętną zasłonę ujrzał nad sobą szarawy mur, niewiele jaśniejszy niż ciemności, w których przebywał dotychczas. Zamrugał, i mgła przesłaniająca mu wzrok przerzedziła się nieco. Zobaczył dzięki temu zmarszczki i załamania na powierzchni nad nim. Zamrugał znowu i poczuł na sobie skapujące z sufitu krople wody, które go najwyraźniej obudziły. Poruszył rękami i nogami co było niezbitym dowodem, że jeszcze je ma i że deszcz mu ich nie wyżarł. Spróbował wstać, ale w tym momencie zabolały go chyba wszystkie części ciała i musiał znowu paść na łoże.
Evros Aglondor znajdował się na końcu głębokiej, pogrążonej w mroku jaskini, wcinającej się w stok jakiegoś wzgórza. Była ona wysoka, szeroka i przede wszystkim sucha. Możliwie jak najbliżej jej tylnej ściany, leżał Evros. Sam kraniec pieczary był zawalony jakimiś kamieniami, a młody wampir leżał tuż przy nich. "Łożem", na którym leżał, był chyba najgładszy fragment podłoża jaskini, dość miękki, ale na szczęście nie wilgotny. Evros mógł stąd słyszeć szum padającego deszczu. U wylotu pieczary, zobaczył wysoką postać opartą o ścianę i wpatrującą się w strugi szeleszczącej ulewy. Na zewnątrz panowała noc.
Generał czuł pieczenie w miejscu gdzie skapywały na niego krople, które go obudziły toteż postanowił odsunąć nieco głowę. Obrócił się i ponownie spojrzał na nieznajomego. Jedynym charakterystycznym fragmentem jego wyglądu, który odcinał się na tle ciemności zalegających jaskinię była burza białych włosów opadająca mu na tył głowy.
Patrząc na niego, Evros próbował uporządkować w pamięci wydarzenia, które się wydarzyły w ciągu ostatniego dnia: Spotkanie Armii pod Filarami, napad Hyldenów, bitwę nad drzewami. Przypomniał sobie trzech Hyldeńskich magów i ich klątwę, która zmieniła oblicze jego gatunku. Przypomniał sobie chwilę, krytyczny moment, gdy mógł ich zabić jednym cięciem... ale nie zrobił tego. Wizja nadesłana przez Wyrocznię opóźniła ruch jego ręki i magowie wypowiedzieli zaklęcie. Pamiętał upadek ku drzewom w straszliwym bólu, senną wędrówkę przez Las Pięciu Bitew i powrót na polanę. Wreszcie oczyma pamięci ujrzał atakujących ze wszystkich stron Hyldenów, potęgę Filarów Nosgoth i wygnanie znienawidzonych wrogów. A potem... potem Głos przeklinający ich, jego cały gatunek, podżegający jego żołnierzy do buntu przeciw niemu i ich szaleństwo, gdy ten Głos umilkł. Razem z Janosem, uciekli z polany i skierowali się na Bagna. Janos zostawił tam Evrosa, w ukryciu, a sam obiecał, że przyleci z posiłkami jak tylko będzie mógł. Generał zastanawiał się co teraz robi jego przyjaciel: szuka lojalnych mu wampirów? A może wszyscy ulegli mocy Wyroczni i walczy o życie? A może już nie żyje?
Evros westchnął. Przypomniał sobie z kolei jak wypełznął z kryjówki na deszcz, rozpaczliwie szukając pożywienia. I gdy już miał zemdleć, gdy jego ciało umierało targane przez szalejącą ulewę... wtedy zjawił się ten ktoś mówiący mu o jego przeznaczeniu... że czas, aby je wypełnił. Miał wrażenie, że umiera. Potem zapadła ciemność. Jedyną rzeczą, którą zapamiętał z wyglądu tamtego mężczyzny były białe włosy. Teraz już był prawie pewien, że ta sama osoba stoi teraz w jaskini.
Nieznajomy, nie odwracając się powiedział grubym głosem:
- Jesteś słaby, nie powinieneś jeszcze wstawać.
- Doprawdy? A z kim mam przyjemność?
Nieznajomy odwrócił się do niego i podszedł pod kraniec pieczary. Teraz wreszcie, Evros przekonał się, że był niezwykle wysoki i królewskiej postawy. Miał dość niezwykły wygląd nawet jak na wampira: jego owalna, ze spiczastymi uszami twarz była głęboka, poorana wieloma zmarszczkami, doświadczona przez los. Żółte oczy promieniowały złowrogim blaskiem, rozjaśniając ciemności jaskini. Jego skóra miała ciemnozielonkawy kolor. Miał na sobie czarne, kute spodnie, z których wystawały, na dole, potężne stopy zakończone długimi, grubymi palcami. Miał również ciemne rękawice, odsłaniające ostre pazury. W pasie okalały go dwa pierścienie. Najbardziej jednak, rzucała się w oczy czerwona peleryna zawieszona na plecach przez trzy włókna materii, zapięte na piersi złotą klamrą. Z tyłu miał też zawieszony potężny miecz, którego rękojeść można było zobaczyć wystającą zza głowy nieznajomego. Ktoś kto by go zobaczył po raz pierwszy - tak jak teraz Evros - pomyślałby, że stoi przed nim król z dawnych legend. Patrząc na niego, generał aż miał ochotę skłonić głowę, ale powstrzymał się. Nieznajomy miał schowane kły, ale nawet nie widząc ich Aglondor był pewien, że stoi przed nim wampir. Ale była pewna różnica... On nie miał skrzydeł.
- Kim jesteś? - zapytał.
- Przecież ci się przedstawiłem, nie pamiętasz? - odparł.
Generał po raz kolejny sięgnął w głąb swojej pamięci i przypomniał sobie moment, gdy mdlał na ziemi. Jak przez mgłę zobaczył ponownie postać nieznajomego w strugach deszczu...
- Kain - powiedział w końcu. - Nazywasz się Kain.
- Gratulacje za dobrą pamięć. Powiedziałem ci to jakieś trzy godziny temu.
- Nie czepiaj się. Mdlałem, jakbyś nie zauważył.
- Nie mdlałeś, tylko umierałeś. Masz szczęście, że cię znalazłem w porę, inaczej już byś nie żył.
- Chyba powinienem podziękować, nie? Uratowałeś mi życie...
- Wampir nie zna czegoś takiego jak życie. Wampiryzm to życie po śmierci, ale na pewno nie takie jakie prowadziłeś jako Antyczny. Nie uratowałem ci życia, bo ty nie żyjesz.
- Cóż za pocieszająca myśl. Nie dodałeś mi otuchy, wiesz?
- Ale pokazałem ci prawdę. Nie mamy czasu na tego rodzaju gadki. Musisz coś zjeść...
- Poczekaj - przerwał mu Evros. - Powiedz mi przynajmniej jak się tu znalazłem.
- Normalnie - odparł Kain. - Zabrałem cię z deszczu do tej jaskini. Wiele razy bywałem na Bagnach, ta pieczara jest najlepszą kryjówką przed wodą. Teraz leje i tylna ściana przemakała więc dlatego zawaliłem ją kamieniami - wskazał ręką na stos głazów koło "łoża" generała. - Niestety, widzę że jednak przez sklepienie dostało się trochę wody, ale to nawet lepiej, przynajmniej się obudziłeś.
- Dla mnie wcale nie lepiej - odparł Evros, masując piekące czoło. - Ale jak mnie zabrałeś z deszczu? Przecież sam chyba jesteś wampirem, prawda? Na ciebie, woda powinna działać tak jak na mnie...
- Owszem, jestem wampirem, ale nie takim jak ty. Z pewnością zauważyłeś, że nie mam skrzydeł. Poza tym ty jesteś bardzo młody, a ja wręcz przeciwnie. Przez wiele tysiącleci ewoluowałem i jestem znacznie potężniejszy niż ty. Nie boję się wody, ona nic mi nie może zrobić.
- Ale jak to możliwe, że nie masz skrzydeł?
Kain westchnął.
- Powiedzmy, że w moich czasach istnieje kilka rodzajów wampirów. Nie muszą mieć koniecznie skrzydeł.
- Co to znaczy "w moich czasach"?
- Nieważne. Musisz coś zjeść. Nie powiesz mi chyba, że nie jesteś głodny?
Dopiero teraz Evros przypomniał sobie o straszliwym głodzie, który pchnął go do szaleńczej wędrówki przez Bagna w deszcz. Teraz, po wielu godzinach bez krwi czuł, że zaraz żołądek pęknie mu z głodu.
- No trochę jestem... - odparł.
Zamiast odpowiedzi, Kain wyjął zza pasa jakąś torebkę i rzucił generałowi pod nogi.
- Co to...
- Krew. Może nie taka jaką ty znasz, ale zawsze krew.
W torebce pływała jakaś zielonkawa maź, niewiele jaśniejsza od koloru skóry Kaina.
- Mam tylko jedno pytanie: Dlaczego ona jest zielona?
- Nie uwierzyłbyś, gdybym ci powiedział. Pij.
- Nie mam zamiaru tego zrobić, dopóki nie powiesz co to jest. W ciągu jednego dnia, doświadczyłem większej ilości zdrad niż w ciągu całego mojego życia. Nie mam zamiaru znowu ślepo ufać każdemu, a już na pewno nie tobie.
- A dlaczego mi tak nie ufasz?
- Bo cię nie znam - odburknął Evros. Kain odpowiedział śmiechem.
- Musisz się nauczyć ufać niektórym nieznajomym to jedna z moich zasad. Inaczej nigdzie bym nie zaszedł w życiu. A już na pewno takim nieznajomym, którzy uratowali ci życie.
- Fajnie. Powiesz co to jest, czy nie? Nie tknę tego póki tego nie zrobisz.
- Skoro nalegasz... To krew Starszego... To jest waszej Wyroczni.
Evros rozdziawił usta i długo ich nie zamykał. Krew Wyroczni?! Przecież ona jest nieśmiertelna... Przynajmniej tak słyszał od Moebiusa. Zapytał o to Kaina.
- Moebius od wielu lat wykonywał tylko rozkazy Wyroczni i nie przejmował się wami. Przekazywał wam wiadomości, które miały was zmotywować do ślepej wiary w Starszego i bycia mu całkowicie posłusznym. No i w końcu to się przydało bo twoi właśni żołnierze zbuntowali się przeciwko tobie.
- To po to do nas przemawiał? Żebyśmy oszaleli na jego punkcie?
- Zrozum... On nie był waszym przewodnikiem, nie był Wyrocznią, nie chciał wam wcale pomóc w wojnie. Pragnął mieć nad wami władzę, pełną kontrolę. On się boi twojego przeznaczenia, chciał aby twoi podwładni cię zabili, więc przemawiał do was, żebyście potem wykonali każdy jego rozkaz.
- Dlaczego nazywasz go Starszym?
- Tak go nazywają... W moich czasach - odpowiedział z uśmiechem. Evros westchnął.
- Wspaniale. Czego on tak naprawdę chce?
- Wymazać nasz gatunek z Nosgoth, oto czego chce. A aktualnie chce cię zabić.
- Powiesz mi wreszcie dlaczego?
- Ech... To długa historia, ale postaram ci się ją wyjaśnić możliwie najjaśniej. Chodzi o Koło Losu, odwieczny cykl narodzin, śmierci i odrodzenia. Dotychczas słyszałeś, że Starszy jest najważniejszym ogniwem tego Koła, pomaga odnaleźć drogę waszym duszom do nowych ciał. To tylko częściowo prawda. Gdy Antyczny umierał, jego dusza trafiała do wymiaru spektralnego, świata duchów. Tam odnajdywał ją Starszy... i zjadał. Wasz Bóg żywi się duszami, to jego pożywienie. Można powiedzieć, że jest duszożercą. Następnie wydala ją w... eeemmm... osłabionej "wersji" i dusza trafia do nowego ciała. Szczerze mówiąc nie widzę w tym nic złego, przecież każda żywa istota musi się czymś żywić. Ale tu pojawia się nasz problem, problem wampirów. Problem naszej nieśmiertelności. Nasze dusze są uwięzione w naszych ciałach, jesteśmy nieśmiertelni, nie starzejemy się, więc nie możemy umrzeć. Ale jak każdą żywą istotę, można nas zabić. Podobnie jak u ludzi i Antycznych, nasza dusza trafia do spektrala... i nie trafia do Koła. Starszy nie może się żywić duszami wampirów, bo są one uwięzione w naszych ciałach, nie mogą ich opuścić nawet po śmierci. Nasze duchy zalegają w zaświatach, by po pewnym czasie zreanimować nasze zwłoki. I tak wampir odradza się w tym samym ciele. To jest właśnie prawdziwe przekleństwo klątwy Hyldenów - nieśmiertelność. To dlatego Starszy tak nas nienawidzi. Nie może dopuścić do tego, aby nasz gatunek zdominował Nosgoth, bo wtedy po prostu umrze z głodu.
- Oczywiście - dodał po chwili. - Są jeszcze ludzie. Ale ich jest mało...
- Zaraz, chwileczkę - przerwał mu Evros. - Coś mi tu nie gra. To Hyldeni zrobili z nas wampiry, prawda? Mógł nas ostrzec przed ich atakiem, mógł kazać zabić tamtych magów... Wtedy nigdy nie stalibyśmy się wampirami, a wojna by się skończyła.
- Wykluczenie was z Koła Losu było ceną, którą musiał ponieść - odpowiedział Kain. - Tu chodzi o ciebie. Chodzi o to co się wydarzy za tysiące lat. Tamte wydarzenia doprowadzą do jego ostatecznej klęski, i dużo bardziej na niej ucierpi niż na tym co się stało teraz. Woli głodować przez pewien czas niż zginąć za wiele lat. Pomyśl, co by było gdyby wojna się skończyła, a wy pozostalibyście Antycznymi. Byliście potężną rasą, prędzej czy później odkrylibyście jego prawdziwe zamiary i pokonalibyście go. On chce, aby ludzie was zniszczyli i abyście pozabijali się nawzajem. Pragnie, aby w Nosgoth panował człowiek, a nie wampir.
- Dlaczego? Kim ja jestem, że on się mnie tak boi?
- Ty jesteś tylko pionkiem w historii... ale bardzo ważnym pionkiem, który przyniesie mu klęskę. Wszystko co się tu dzieje, dzieje się po to, aby cię zabić. Pozwolenie, żeby Hyldeni was zniszczyli też jest częścią tego planu.
Kain westchnął znowu.
- Ale zanim ci to powiem, wypij to. Teraz to ja dyktuję warunki.
- Skąd masz jego krew?!
- Tym bardziej byś nie uwierzył, gdybym ci powiedział. Pij.
- Ech... No dobra.
Evros rozerwał zębami torebkę i zaczął pić zielonkawą maź. Od razu poczuł jak z każdym łykiem odzyskuje stracone siły. Ożywcza ciecz wypełniła go całą swoją mocą, a gdy skończył czuł się tak silny jak nigdy dotąd. Krew miała gorszy smak niż jego własna krew, której spróbował w Lesie Pięciu Bitew, ale i tak dało się pić. Generał odrzucił torebkę i wreszcie odezwał się Kain:
- Ta krew uodporni cię na moc Starszego, będziesz silniejszy przez pewien czas. Nie musisz bać się na razie światła słonecznego ani deszczu.
Już czas, żebyś poznał prawdę o sobie. Ja jestem z przyszłości, oddalonej o tysiące lat. W moich czasach istnieje legenda o wampirzym bohaterze, którego przeznaczeniem jest uratowanie Nosgoth. Ja nim jestem. A twoim przeznaczeniem jest jej stworzenie.
- Słucham? Mam stworzyć legendę?
- Można tak powiedzieć. Ja ci ją wyjawię, a twoją rolą jest przekazanie jej twojemu przyjacielowi, Janosowi Audronowi. Ten czyn będzie podstawą pod wydarzenia, które nastąpią za tysiące lat. Jeżeli wykonasz zadanie, będę mógł dalej kontynuować swoją podróż i zrobić co w mojej mocy, aby uratować Nosgoth. Jeżeli ci się nie uda... No cóż wtedy mnie nie będzie i nasza kraina będzie zgubiona.
Kain nie mógł mu powiedzieć, że jeżeli legenda o bohaterze wampirów i Hyldenów nigdy nie powstanie, to nigdy nie dowie się o niej Mortanius, który wskrzesił go jako wampira. Mortanius miał nadzieję, że w ten sposób spełnia warunki legendy o zbawicielu Nosgoth... I miał rację.
- A teraz - odezwał się znów Kain. - Słuchaj uważnie. Powiedz Janosowi, że istnieje przepowiednia, że pewnego dnia w Nosgoth pojawi się bohater wampirów i Hyldenów z płonącym mieczem i świecącymi oczami. Będą oni walczyć o przyszłość Nosgoth. Niech Janos rozsieje po całej krainie obrazy przedstawiające dwa możliwe wyniki walki pomiędzy nimi: jeden pokazujący porażkę wampira, a drugi Hyldena. Niech umieści je w podziemiach Cytadeli Wampirów. Powiedz mu, że w tym samym czasie, w Nosgoth pojawi się zbawiciel naszej krainy, którego przeznaczeniem będzie dzierżyć miecz zwany Reaverem. Niech umieści jego wizerunek pośrodku tamtych dwóch obrazów. Powiedz mu, że musi odnaleźć człowieka o imieniu Vorador. Powiedz, że ten człowiek ma wykuć Reavera. Niech Janos obdarzy ten oręż Mrocznym Darem i przechowuje go pilnie. Powiedz, że pewnego dnia przybędzie do niego bohater wampirów i Hyldenów w jednej osobie... odnowiciel i niszczyciel... A jego imię będzie słowem "Jedność" przetłumaczonym na wasz starożytny język. Powiedz, że jego przeznaczeniem jest dzierżyć Reavera, niech mu go da.
Stał wtedy, na balkonie Cytadeli wpatrując się w ruiny Filarów Nosgoth, a jego serce przepełniała nadzieja. Teraz wreszcie ma wolną wolę. Zna prawdziwych wrogów. Ale co teraz ma zrobić? Przenieść się w czasie? I gdy zastanawiał się nad tym, nagle Soul Reaver drgnął w jego ręku, a w umyśle rozległ się znajomy głos:
- Kain... Musisz dopełnić mojego poświęcenia.
W tym samym momencie, miecz nagle zaczął mu się wyrywać. Jego moc była zbyt potężna, w jednej chwili Kain wypuścił go z ręki. Oręż uniósł się w powietrze i zaczął świecić dziwnym blaskiem. Wokół Soul Reavera, pojawiła się nagle pulsująca słabym światłem znajoma postać.
- Raziel? Ty przecież...
- Nie mamy czasu, Kainie. Wykorzystuję ostatek sił życiowych, aby przekazać ci tę wiadomość. Miecz zna całą swoją przeszłość i wydarzenia, które doprowadziły do jego wykucia. Podzielił się ze mną tymi tajemnicami, a ja wiedziałem, że konieczne jest, abyś się o nich dowiedział. Musisz zrobić jeszcze jedną rzecz, aby dopełnić mojego poświęcenia. Przenieś się w czasie do momentu, gdy Hyldeni rzucili klątwę na Antycznych. Udaj się tam do wschodniej części Bagien i odnajdź wampira o imieniu Evros Aglondor. Jego przeznaczeniem jest wprowadzenie do życia legendy o mnie i o tobie. Niech ją przekaże i wszystkie potrzebne informacje Janosowi Audronowi. Powiedz mu tylko to co musi wiedzieć, nic poza tym. Pamiętaj, że to bardzo niebezpieczna podróż. Jedno słowo za dużo i doprowadzisz do Paradoxu, który doszczętnie rozwali całe kontinuum historyczne. Pamiętaj o tym.
Raziel powiedział mu wiele rzeczy o swojej podróży, o Janosie, o tym co Janos wiedział i o tym czego musi się dowiedzieć. Nigdy nie było żadnej legendy wampirów. Ona powstała przekazana Janosowi przez Evrosa. Zawsze tak było. Oczywiście to Paradoxy umożliwiły Kainowi poznanie całej historii i dojście do momentu, w którym był teraz. Zastanawiał się skąd Janos znał przepowiednię w oryginalnym strumieniu historycznym, przed Paradoxami. Ale to było nieważne. Musiał się udać w przeszłość, spotkać z Evrosem i powiedzieć mu to co mógł. Raziel pożegnał się z nim i zniknął. Powiedział mu, że to było ich ostatnie spotkanie. Ale przedtem Kain mu podziękował. Przynajmniej ten jeden, ostatni raz Raziel okazał się mądrzejszy od niego.
Kain opuścił więc Cytadelę. Dowiedział się od Raziela, że Evros będzie bardzo osłabiony na Bagnach, więc postanowił wykorzystać krew Starszego, której trochę nazbierał zanim na tą przerośniętą ośmiornicę zwaliły się kamienie. Udał się do Jaskini Wyroczni, do Chronoplastu. Wykorzystując znajome urządzenia stamtąd, dowiedział się wszystkiego o Evrosie i o jego życiu. Wybrał odpowiedni moment w czasie i udał się na Bagna. Przekazywanie przepowiedni wampirów Evrosowi było bardzo niebezpieczne, bo Kain nie mógł powiedzieć ani słowa za dużo.
- A dlaczego sam mu tego nie powiesz? - zapytał go generał, gdy Kain wreszcie skończył.
- Nie mogę. To zbyt ryzykowne - odparł Kain. - Janos nie może mnie poznać przed wyznaczonym czasem.
- To mnie wkurza. Nic mi nie możesz powiedzieć bo rozwalisz kontinuum historyczne, tak? A co to da, że powiem to wszystko Janosowi?
- To, że ja się narodzę i będę mógł wypełnić swoje własne przeznaczenie.
- A znasz je?
- Jeszcze nie. Ale mam zamiar je poznać.
W jaskini zapadła głucha cisza, przerywana jedynie szumem padającego deszczu. Ulewa już się kończyła, szum był coraz cichszy.
- Wciąż tego nie rozumiem - odezwał się Evros. - Cały czas uważam, że w ciągu tych wszystkich lat, Starszy mógł po prostu kazać mnie zabić.
- Już ci mówiłem - odparł nieco poirytowany Kain. - Gdybyś zginął, przepowiednia nigdy by nie powstała i Starszy żył by sobie spokojnie z Antycznymi. Ale wy jesteście na tyle potężni, że odkrylibyście jego motywy. Życie z wami na dłuższy czas nie było dobrym rozwiązaniem. Dotychczas byliście zajęci wojną, ale gdyby wojna się skończyła to prędzej czy później znienawidzilibyście go. On chciał najpierw zrobić z was wampirów, żeby zbuntować ludzi przeciwko wam i dopiero potem cię zabić. Rozumiesz?
- Tak... Chyba tak.
- To dobrze. Ja muszę lecieć.
- Co?!
- To w końcu twoje prawdziwe przeznaczenie, nie moje. W twoich żyłach płynie teraz krew Starszego, jesteś tymczasowo silniejszy niż kiedykolwiek. Leć do Ustroni, ale uważaj bo jest teraz otoczona przez wojska Moebiusa.
- Wojska?!
- Zamierzasz powtarzać każde moje słowo? Tak, wojska. Wojska wampirów, które przeszły na jego stronę. Powiedział im, że jeżeli będą mu służyć to jeszcze kiedyś usłyszą Głos Wyroczni. Widzisz teraz co ona zrobiła z waszego gatunku. Janos miał po ciebie przybyć, ale na razie siedzi u siebie i szuka sprzymierzeńców.
- Dlaczego go po prostu nie zabiją?
- Janos ma jeszcze do odegrania rolę w planach Starszego. On nie chce go zabić, przynajmniej na razie. Ale Moebius ma rozkaz zabić cię jak tylko cię zobaczy. Bądź ostrożny.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
Nie mógł mu powiedzieć, że widział to w Chronoplaście.
- Nie mogę ci powiedzieć. Powodzenia, Evrosie. I pamiętaj... Od tego czy ci się uda zależy moje istnienie i przyszłość całego Nosgoth.
I nie czekając na odpowiedź generała, Kain rozpłynął się w powietrzu. Wydawać by się mogło, że jego przybycie było tylko przywidzeniem sennym.
Idąc drogą, w stronę Jaskini Wyroczni, wampir Kain zastanawiał się czy wszystko dobrze zrobił. Powiedział to co mógł, starał się nie za dużo wyjawić... No cóż, nie odczuł żadnego Paradoxu historii, więc chyba sytuacja jest pod kontrolą... I nagle przypomniał sobie to co rzekł mu Raziel w Cytadeli: Janos myślał, że Raziel był wampirzym bohaterem... A Kain powiedział Evrosowi więcej niż mógł: Jedność w dwóch ciałach. Powiedział mu, że istota, która przybędzie do Janosa będzie zarówno bohaterem wampirów jak i Hyldenów. Mogą być problemy... Kain chwilę zastanawiał się czy nie zawrócić na Bagna, ale rozmyślił się. Nie... Tak widocznie miało się stać. On już wykonał swoje zadanie. Teraz wszystko zależało od Evrosa. Niech dobra wola wszystkich stworzeń towarzyszy mu w drodze.