"Rahab"

by Pride

Była piękna, bezgwiezdna noc. Cała kraina spowita została lekką mgłą zatrzymującą blade odbicie księżyca. Na środku izby, przyozdobionej w ten sam sposób co pozostałe, siedział niespokojnie Rahab. Jak zawsze ubrany w nagolenniki wykute dawniej przez ludzkich rzemieślników oraz lewy naramiennik ze zwisającą szatą z symbolem jego klanu rozmyślał dalsze losy Nosgoth i jego rodzaju. Nie mógł wiedzieć, iż jutrzejsze wydarzenia całkowicie zmienią losy zarówno jego, jak i całej krainy. Powoli wstał z wielkiego łoża, nad którym zwisały niebieskie płaty i podszedł do stołu, z którego zabrał kielich pełnej ludzkiej krwi. Wszystkie wyższe wampiry posiadały swe małe zapasy na wypadek nagłego pragnienia. Jednak nie zastępowało im wysysania płynów z żywej istoty. I tak też było teraz. Niezaspokojony Rahab opróżnił kielich jednym przechyleniem i rzucił go o ścianę nie zaspokoiwszy swych żądz. Postanowił wyruszyć i zapolować.

Uchylił wielkie kotary z symbolem swego rodu i wyskoczył z cytadeli. Upadł tuż obok wodospadu, w którym znajdowało się tajemne wejście do środka posiadłości wampira. Rahab nie był zwykłym wampirem. Jako jeden z 6 synów Kaina otrzymywał dary, dzięki którym stawał się potężniejszy. Ostatni dar był niezwykły, całkowicie zmieniając wampirzego generała. Pamięta ten dzień. O tak, już nigdy nie będzie słaby...

Było to dokładnie dnia, w którym Kain i jego armia podbiła jedno z większych fortec ludzi. Po długim świętowaniu i upijaniu się świeżą krwią Rahab poczuł dziwne mrowienie w karku. Na początku zignorował to uczucie, jednakże mrowienie coraz bardziej nasilało się, ogarniając coraz to inne części jego ciała. Wampir poprosił o radę swego twórcę, jednak ten mu tylko odrzekł, by cierpliwie czekał, aż dar się całkowicie rozwinie. Tak więc czekał. Następnego dnia mrowienie przeistoczyło się w piekący żar. Rahab miał wrażenie, iż nieustannie dotykają go promienie słoneczne. Pomału zaczął przeklinać swój nowy dar. W końcu pieczenie było nie do wytrzymania, i zrozpaczony wampir rzucił się w rzekę opływającą jego cytadele. Nie wiedział dlaczego tak zrobił. Pomimo iż woda dla wampirów jest niczym kwas - pali i rozdziera - Rahab zawsze czuł do niej sentyment. Wiele razy wchodził do rzeki, mając nadzieje iż kiedyś jego powłoka przyzwyczai się do żywiołu, jednak za każdym razem paląca ciecz zmuszała go do powrotu. Tym razem jednak było inaczej. Przy kontakcie z wodą palenie ustało. Rahab poczuł od dawna oczekiwaną ulgę. Co więcej, sama woda przestała go palić. Czuł się w niej nawet mocniejszy niż zwykle. Tak więc jego nowy dar był zarazem spełnieniem jego marzeń - Już nigdy więcej woda nie będzie dla niego zagrożeniem.

Wampir powoli wkroczył w gęsty las, z którego wyszedł na niewielką polanę. Dokładnie widział cały księżyc. Spowity gęstą mgła, powoli zaczął zbliżać się do ludzkich zabudowań. Przeczekał, aż patrol ludzkich chłopów wejdzie w boczną uliczkę i zakradł się powoli do domostwa. Przez okno dostrzegł parę młodych ludzi wtulonych w siebie, śpiących przy słabym świetle powoli wygasającej już świeczki. Idealnie... Powoli otworzył drzwi i wkroczył do środka. Lekki podmuch wiatru zgasił płomień, a wampir bez wahania chwycił mężczyznę podnosząc go do góry. Zacisnął swą dłoń na jego szyi miażdżąc mu ją i uwalniając z niego życie. Następnie wbił swe kły w jego na wpół zmiażdżony kark i zaczął sączyć krew, zaspokajając swą potrzebę. Gdy skończył, chwycił kobietę, która całkowicie sparaliżowana strachem leżała nieruchomo i podniósł ją. Nagle zapragnął czegoś jeszcze... Jednym ruchem ręki zerwał z kobiety delikatną koszulę odsłaniając jej wdzięki. Kobieta tylko pisnęła na znak protestu, jednak będąc wciąż pod wpływem uścisku wampira nie mogła wiele zrobić. Wampir rzucił ją na łóżko i powoli zaczął się rozbierać...

Wampir powrócił do swej cytadeli i pogrążył się w lamencie.

- Generale, Lord Kain wzywa Cię do siebie, natychmiast - oznajmił posłaniec otwierając wrota do izby.

- Dobrze. Powiedz mu że za chwilę się zjawię.

Rahab otrząsnął się z rozmyślań, obrał naramiennik ze swym symbolem i udał się do sali audiencyjnej, umieszczonej na środku uszkodzonych filarów - niegdyś potęgi Nosgoth. Na miejscu czekali już wszyscy generałowie za wyjątkiem Raziela. Rahab podszedł do tronu, ukląkł oddając cześć Kainowi a następnie wstał i stanął obok Dumaha.

- Co się dzieje? - zapytał niewzruszony.

- Prawdopodobnie Raziel wyprzedził Kaina w ewolucji i otrzymał mroczny dar przed mistrzem. - odrzekł sucho wampir.

Rahab z zaciekawieniem czekał jeszcze przez chwilę. Poprawił swą niebieską szatę z herbem i zaczął wspominać poprzednią noc, gdy nagle do sali wkroczył dumnie Raziel. Jak zawsze nieugięty i wyprzedzający swych braci. Rahab nie cierpiał Raziela. Uważał że to do niego powinno należeć pierwsze miejsce przy Kainie.

- Wzywałeś mnie, Panie ? - zapytał Raziel klękając przed Kainem.

- Tak... Doszły mnie wieści że otrzymałeś nowy dar.

Raziel nic nie powiedział, tylko rozwinął swe jeszcze słabo wyszkolone skrzydła. Po grymasie ,jaki zakwitł na twarzy Kaina widać było wielkie niezadowolenie i zazdrość. Kain podszedł do swego syna i uważnie obserwując jego nowy dar coraz bardziej wprawiał się w podły nastrój. Nagle niespodziewanie, jak miał w zwyczaju, szarpnął skrzydłami drąc je. Raziel upadł w agonii na ziemie.

- Zabierzcie to ścierwo, i pod Otchłań. Już ! - ryknął i wyszedł z sanktuarium. Rahab stał w milczeniu, ale widać było, iż radował się z decyzji Kaina.

Zemdlonego Raziela podniosło dwóch najstarszych zaraz po nim rangą - Turel i Dumah. Reszta szła za nimi.

Przy otchłani już czekał na nich Kain. Gdy bracia zawlekli na wpół martwe ciało swego brata pod krawędź otchłani, Kain bez chwili zawahania kazał im wrzucić swego najlepszego generała w Otchłań.

Dla Rahaba oznaczało to tylko jedno - awans...

~

Od śmierci Raziela mijały wieki. Wszyscy bracia zaczęli diametralnie morfować. Pomału generałowie stawali się bardziej "uświęconymi", niż ludźmi. Rodzaj ludzki doszczętnie wyginął. Oparła się jedynie cytadela ludzi na północy. Rahab z łatwością mógł zniszczyć jej mury obronne, gdyż tylko on był w stanie pływać pod wodą. Jednak wpierw chciał zniszczyć Turela licząc, iż po uporaniu się z ludzką ostoją zasiądzie po prawicy swego mistrza.

Tymczasem jednak dnie i noce przebywał w swej komnacie, wydając rozkazy podwładnym. Wiele się zmieniło od tamtej pory. Izba wyglądała jak wielka kopuła. Była prawie cała zalana - obecna forma wampira nie pozwalała mu już chodzić po ziemi. Jego nogi złączyły się i zmutowały na coś w kształcie wielkiej płetwy, ręce także stały się błoniastymi, jednakże na tyle zmorfowały, że Rahab potrafił jeszcze kontrolować wszystkie palce osobno. Niestety, wraz jak woda przestała być dla Rahaba zagrożeniem, po dwakroć stało się nim słońce. Z komnaty Rahaba odbiegało wiele podwodnych tuneli, dzięki którym Rahab mógł przemieszczać się po swej cytadeli. Już od dawna nie widział swych braci. Wiedział jedynie, iż każdy stał się bardziej monstrum, niż człowiekiem. Dostał także wiadomość, iż jego brat Dumah został pojmany przez łowców wampirów i uwięziony w swej cytadeli, na wieki skuty łańcuchami i uśpiony.

Dni mijały, a Rahab dopełniał swej egzystencji. Pewnego razu odkrył za jednym ze swych podwodnych tuneli dziwną komnatę. Gdy do niej dotarł, zrozumiał, iż dawniej znajdywał się tu grobowiec. I to nie byle kogo, lecz sześciu najwybitniejszych wojowników zakonu Sarafan. Wtedy Rahab zrozumiał, kim był on i jego bracia przed wskrzeszeniem przez Kaina.

- Mogłeś nam powiedzieć ! - krzyknął podczas jednej z prywatnych audiencji do swego mistrza.

- Nie musieliście wiedzieć. Poza tym, niektórzy z was we wczesnym stadium mogliby się zbuntować, a tego nikt z nas nie chciał. - odrzekł spokojnie zielony wampir.

- Rozumiem, iż ma to pozostać między nami, tak panie? - zapytał się zmieszany wampir. Kain tylko skinął głową na potwierdzenie.

~

Pewnego dnia jednak Rahab czul się niespokojny. Bezustannie krążył po swej komnacie, czując zbliżające się niebezpieczeństwo. W końcu jednak stało się. Wielkie, żeliwne drzwi pękły pod wpływem silnego ciosu. Do środka na wpół zalanej komnaty wkroczyła dziwna, niebieska postać.

- Raziel ! - krzyknął sucho Rahab.

- Rahab, widzę że ładnie przystosowałeś się do swego środowiska... - odrzekł z ironią demon.

- Nie prowokuj mnie, Razielu. Ty, z nas wszystkich, powinieneś szanować potęgę Kaina. Uprzedził mnie, że wpadniesz...

- Rozmawiasz z mordercą?!

- Mówisz dobrze jak na swój bezczelny język.

- Co jeszcze ci powiedział?

- Że będziesz chciał mnie zniszczyć.

- W rzeczy samej. Jednak powiedz mi, przed tym jak wydrę twą duszę z tego marnego ciała, czy wiesz kim byliśmy przed wskrzeszeniem nas przez Kaina?

- Ludźmi.

- Sarafanami, Rahab. Przeciwnością wszystkiemu, w co wierzyliśmy.

- Czy to ma znaczenie? Byliśmy zgubieni. On nas ocalił.

- Ocalił nas? Od czego?

- Od nas samych...

Wtedy Rahab sprawił, iż wielka fala pływowa uderzyła w jedną z kolumn, na której stał demon. Ten uskoczył, lecz w jego kierunku już leciała ogromna kula energii. Rahab nie czuł zagrożenia. Spodziewał się czegoś większego niż marne zwłoki swego brata. Wtedy jednak Raziel zaczął rozbijać witraże rozmieszczone dookoła kopuły. Korzystając ze swych zdolności, niszczył witraż telekinetycznym uderzeniem by następnie wskoczyć na kolejny filar wystający z wody. Nie wiedząc dlaczego, Rahab wzmógł swój atak. Wielka kula energii rozświetlająca zatopioną izbę poszybowała w stronę skrzydlatego demona. Rahab zaraz po wypuszczeniu pocisku szybko zanurzył się w wodzie, przeczuwając impuls kolejnego uderzenia. Raziel nie dostrzegł kuli. Zająwszy się witrażami całkowicie stracił poczucie zagrożenia - i to był błąd. Wielka kula starła się z nim, miażdżąc mu plecy w potwornym wybuchu. Raziel ogłuszony spadł z filaru, jednak w ostatniej chwili wbił swe szpony w jego ścianę unikając kontaktu ze śmiercionośną wodą. Szybko poderwał się, stanął i wyszukiwał swego brata w podwodnych odmętach komnaty. Nie wiedział, iż Rahab dryfuje tuż obok niego. Morska bestia wyskoczyła z wody i z impetem uderzyła duszożercę, zmuszając go do kontaktu z wodą. Raziel wpadając do niej zaczął wiercić się, dygotać. Rahab już nadpływał by zadać kolejny cios, lecz w tej samej chwili upadły wampir przeniósł się do wymiaru spektralnego. Rahab mógł tylko czekać. Wiedział, iż w taki sposób nie ma szans wygrać ze swym bratem. Bowiem za każdym razem gdy go osłabi, ten powróci, a witraże będą wciąż niszczone, aż w końcu światło usmaży Rahaba. Zaczął pływać po całej komnacie usiłując obmyślić, jak raz na zawsze zakończyć egzystencje swego starszego brata. I wtedy go olśniło. Przypomniał sobie jak pewnego razu znalazł pod wodą kamień dusz. Kamień, w którym mógł uwięzić czyjąś duszę na wieczność. Nigdy go nie użył, lecz czuł, iż właśnie nadejdzie ten moment. Szybko zanurzył się i zaczął płynąć w stronę komnaty, gdzie go schował. Przesunął wielki podwodny głaz, odsłaniając wejście do podwodnego tunelu, następnie wpłynął tam i zaczął wypatrywać zguby. Silnym machnięciem swego ogona zniszczył na wpół pękniętą ścianę, za która ujrzał mały niebieskawo-różowy klejnot zwany Sercem Dusz - pradawny artefakt Antycznych, służący do pojmania swych najsilniejszych wrogów. Diabeł morski nie wiedział czym jest ów klejnot - wiedział tylko że za jego pomocą ma szanse unicestwić skrzydlatego brata.

Wrócił więc do swej zalanej komnaty, i unikając promieni słonecznych starał się zmusić Raziela by ten dotknął kamienia. Demon jednak nie dał się zwieść i trzema szybkimi, zręcznymi susami po ścianach zniszczył ostatnie witraże. W tym momencie cała komnata rozbłysła się w oślepiającym błysku przenikającego światła. Raziel tylko słyszał potworny ryk swego młodszego brata, gdy ten wił się w agonii. Jego martwe ciało doszczętnie spłonęło, zaś dusza wzniosła się wysoko pod kopułę. Raziel odchylił swą szarfę i w głębokim odetchnieniu wchłonął dusze swego brata.

Poczuł kilka drgawek, które następnie przerodziły się w nie do opanowania dreszcze i spazmy. Nie wiedząc dokładnie, co się dzieje, Raziel zaczął walczyć z dolegliwością, która za chwilkę ustała. Demon czuł już, że woda już nigdy nie będzie stanowić dla niego zagrożenia...