Niektóre tajemnice nie mogą wyjść na światło dzienne. Kraina Nosgoth skrywała takie tajemnice. Jedną z nich próbował odkryć Darel. Przez tutejszą ludność nazywany Człowiekiem w Masce. Nazywali go tak, ponieważ był tajemniczy. Na wszelkie pytania dotyczące jego osoby odpowiadał...ciszą. Siedział on właśnie w karczmie w Coorhagen i sączył swoje drugie piwo po długiej i wyczerpującej podróży do miasta. W budynku tętniło życie. Barman Jasper miał tego wieczoru wielu klientów.
- Słyszał pan o tych dziwnych zdarzeniach w okolicach miasta? - zapytał barman przybysza.
- Niestety nie. Ale jak wiem, to pojawiają się tam dziwne istoty. Prawda to? -
- Tak...panie. Mnóstwo ludzi, którzy przemierzali drogę leśną, nie wróciło do nas. Niektórzy mieli szczęście i wracali. Ale już nie tacy jak poprzednio. - kontynuował właściciel karczmy.
- Dziękuje ci, Jasperze, za tą opowieść. Bardzo mnie rozluźniła. A teraz: ile mam płacić za podpiwek? - zapytał Darel, stając od stolika przy oknie.
- To będzie 35 denarów, szanowny panie. -
Podróżnik wręczył gospodarzowi sakiewke z monetami i wyszedł z karczmy, żegnając się przy tym z pozostałymi jegomościami. Przy wejściu czekał na niego jego kon, Alabastor, do którego był przywiązany tobołek z ekwipukniem. Darel podszedł do konia i zaczął go czule głaskać po grzywie. Jedna sprawa nie dawała mu spokoju. Tajemnica. Tajemnica, która pragnął odkryć.
- Cóż, Alabastorze. Czeka nas jeszcze długa droga. - rzekł szeptem do zwierzęcia. Powoli wspiął się na grzbiet ulubieńca. Wziął w dłoń lejce i ruszył w dalszą drogę. Ulica była pusta, mimo, że zazwyczaj o tej porze wielu pijaków i przybłęd błąkało się między uliczkami. Za miastem znajdowały się ruiny i deski, które zostały po drewnianych domach. Dalsza droga prowadziła do Mrocznego Lasu. Na początku drzewa stały samotnie oddalone od siebie. Lecz wraz z dalszą ścieżką, bór coraz bardziej gęstniał. Darel miał jakieś dziwne przeczucie, że ktoś go widzi i śledzi go na każdym kroku. Żal mu ściskał serce, że nie został w mieście. Nagle koń stanął dęba. Darel, na początku zdenerwowany, zaczął się rozglądać wokoło, w celu znalezienia przyczy strachu Alabastra. Wnet zmrużył oczy ze zdziwienia. Na drodze stała zjawa. Biała zjawa o wyglądzie mężczyzny. Trzymała ona w dłoniach miecz, z symbolem orła przy rękojeści. Podróżnik zszedł z konia i odgonił go na bezpieczną odległość. Wyjął swój lekko zarysowany miecz.
~
- Zanim ją zabije - pomyślał - najpierw się z nią pobawie. Taka okazja przecierz nie zdaża się na codzień. -
Przybliżył się powoli do mężczyzny, gdy ten rzucił się na niego z furią. Walka z perspektywy czasu stawała się trudna. Darel ledwo wytrzymywał, gdy nagle, dzięki swojemu oporowi, powalił zjawe na ziemie. Już chciał dobić zmore gdy ta nagle przemówiła:
- Nie..błagam...oszczędź mnie. Daruj mi życie! -
- Kimżeś jest?! Czemuś mnie zatrzymał i wystraszył konia?! - zapytał w gniewie Obieżyświat.
- Ja panie, jestem jednym z tutejszych strażników. Zagubiłem się w lesie i nie potrafiłem odnaleźć ścieżki do miasta. - Darel podniósł swoją niedoszłą ofiarę z ziemi. Mężczyzna się otrzepał z piasku i żwiru. Darel, chcą zabiezpieczyć się na noc, rozbił małe ognisko na polanie w środku lasu. Dał dla mężczyzny wody i jadła. Chłopak, bo był w młodym wieku, po odzyskaniu sił zaczął opowiadać o sobie. Darela zainteresował znak orła na mieczu. -
- A, ten symbol. Jest on znakiem dawnego Zakonu Sarafanów tępiącego wampiry. Mój ojciec należał do niego, a teraz ja i moi towarzysze kontynujemy poczynania Sarafanów. -
Darel zaczął powoli obawiać się tego, co go może spotkać.
Noc dla Darela i jego nowego towarzysza mineła dość spokojnie. Poranek następnego dnia rozpoczeły radosne ćwierkania ptaków. Rozciągnąwszy się, Darel zaczął szukać przeszukiwać tobołek w poszukiwaniu jedzenia. Na całe szczęście jego nie brakło. Po porannej kąpieli w pobliskim bajorku, przebraniu się w czystą oddzież i zjedzeniu pożywnego śniadania, wyruszył z Sarafanem w dalszą podróż. Droga prowadziła przez Mroczne Bagna. Przeprawa dla Alabastora nie sprawiała trudności, jak i dla jego właściciela, ale Thomas, ów Sarafan, musiał się zmagać z lepką mazią, leżącą na ziemi. Opowiadał przy tym dla towarzysza swoją historie.
- Już jako jedenastoletni chłopiec zapisałem się na zajęcia młodych łowców. Treningi były trudne. Bardzo trudne. Zaś 4 lata później zacząłem polować na mniejsze wampiry... -
- Które były proste jak na twój poziom, zgadza się? - dokończył Darel.
- Ależ tak. Mistrz był bardzo zadowolony z moich postępów. -
- Trudno się nie dziwić... - rzekł ponownie wędrowiec, patrząc z obrzydzeniem na głowy wampirów, które były powbijane na pale. W pewnym momencie, droga została zablokowana przez zbiornik wodny. Darel nie wiedział jak przejść dalej, ale Tom znalazł droge okrężną.
- Gdzie jest twoja główna kwatera? - zapytał młodzieńca.
- Nad Południowym Jeziorem. Mówie panu, piękna okolica. Przepiękne wodospady...zielone świerki i dęby...po prostu cud natury. - ten mu odrzekł, z wyraźnym poczuciem dumy, że żyje w tak pięknej krainie.
Dwa dni po opuszczeniu Bagien, Darel i Thomas musieli się zatrzymać na odpoczynek. Jak się zdawało, podróż do Twierdzy Sarafan, była długa. Na drodze do Fillarów Nosgoth, znajdowała sie karczma z noclegiem. Było to wybawienie dla nich. Budynek był 2 piętrowy, po 5 pokoji na każdym piętrze. Na parterze znajdowała się jadalnia z kuchnią.
- Dobry wieczór, my przyszliśmy przenocować u was. -
~
- Ah, goście. Jak to miło mieć klientów po tym co sie stało. Z kim mam przyjemność.? - zapytał właściciel budynku.
- Ja jestem Darel a to Thomas. - wskazał na Toma, który wciąż wyglądał jak zjawa.
- Czy pan zwariował?! Toż to przecierz...! -
- Spokojnie, to tylko Łowca Wampirów, który spędził wiele dni i nocy w Mrocznym Lesie za Coorhagen. -
- Mój Boże...już się bałem. Wasze pokoje to 12 i 18. Życze miłej nocy. -
~
Kolejne dwa dni później Thomas i Obieżyświat ponownie wyruszyli w podróż. Teraz okazała się ona o wiele łatwiejsza. Powoli zbliżali się oni do Fillarów. Gdy tylko doszli do końcowej drogi zobaczyli mistyczne kolumny z dziwnymi znakami. Przy jednej z nich, stały dwa wampiry. Tom bał się walczyć z dwoma naraz, więc zaproponował z powodu lęku, ukrycie się przed nimi. Darel uważnie sie przyglądał tej rozmowie gdy nagle...
- O mój Boże....te kolumny one.. -
- Zniszczone. Fillary zniszczone. Mistrz przewidział to. Wyrocznia mówiła prawde. Zostaną one zniszczone. -
Nagle jeden z wampirów zniknął, a zaraz potem drugi. Darela zdziwiło to, jak i przeraziło, bo bał się, że ten wampir pojawi się przy nich. Teraz jednak był inny problem. Jak oni zejdą z półki skalnej, która była tuż za Fillarami i na której się znajdowali?
- Wiem panie. Ty zeskoczysz na koniu. Ja zejde po linie. Umiem doskonale się po nich wdrapywać i zchodzić. - Tak właśnie uczynili. Alabastor zawrócił i w szybkim galopie skoczył z półki. Lądowania się udało. Po paru godzinach wreszcie obydwaj doszli do Twierdzy. Brama została im otwarta i przysłano im dużą tratwe by przemieszcić ze sobą konia. Thomas udał się do swojego Mistrza, a Darel ruszył na spacer po Twierdzy. Doszedł do Katedry i zauważył grobowiec. Chciał dokładniej się jemu przyjżeć, ale brama, która prowadziła do niego, była zamknięta. Potem, po dłuższym spacerze dostał sie do Kapliczki z freskami przedstawiającymi 6 Sarafanów. Darel zaczął je uważnie oglądać gdy nagle...
- Czy to ty przybyłeś do Twierdzy, wędrowcze? - zapytał starzec w kapturze, z laską z wężęm, trzymającym w pysku kule.
- Tak...chciałbym się dowiedzieć czegoś o Sarafanach. -
- To dobrze trafiłeś. - odrzekł mężczyzna. Darel wziął go za jednego z mnichów Sarafanów, więc pomoc powinna być błyskawiczna. Starzec opowiadał o czasach "Wampirzych Czystek", podczas których wampiry były masowo tępione. Zachowanie starca coraz mniej się podobało podróżnikowi.
Darel postanowił wyruszyć w dalszą podróż do stolicy Nosgotha. Jednak teraz w samotność. No może nie zupełnie. Wyjście z Twierdzy upłyneło mu na ostatnich rozmowach z łowcami wampirów.
~
Większość podróży była spokojna. Gdzie niegdzie było słychać dziwne wycia. Darel schował swój lęk przed nimi. Po wielu godzinach wreszcie doszedł do miasta Provance. Było to małe miasto, nie mniejsze niż Coorhagen. Ludność była bardzo spokojna. Postanowił spędzić noc w jedeń z tawern. Miała ona nazwe "Pod Pazurem". Mimo strachu, który był w niej, mieszkańcy Provance gromadami wchodzili do tawerny. Darel miał już dość kolejnej opowieści o zjawach na półncy krainy.
- Jakie zjawy?! To przecierz ludzie, którzy sie zagublili lub postradali zmysły! - mów sam do siebie w myślach.
- Coś panu podać? - zapytał barman Teofil.
- Jakieś wino. Najlepiej, żeby nie było za słodkie. -
- Już się robi, panie. - rzekł Teofil i poszedł na zaplecze po wino.
Wraz z nadejściem późnej nocy, Darel wolał wcześniej opuścić gospode. Alabastor czekał na niego w stajni. Wędrowiec zapłacił chłopakowi, który dbał o konia, podczas jego obecności w budynku. Wsiadł na Alabastora i odjechał w kierunku bramy na południowym końcu miasta.
Po kilku godzinach nastał świt. Darel wciąż podążał ścieżką prowadzącą ku miastu Meridian. Zmęczony i wyczerpany, postanowił zatrzymać się, aby odpocząć. Jednak nie trwał on zbyt długo. Wraz z upływem czasu na drodze pojawiały się widma dusz, błąkającyh po krainie. Wreszcie dotarł do swojego celu. Miasto Meridian nie można było zbytnio nazwać "miastem". Była to mała, biedna wieś. Przejeżdżając uliczką usłyszał krótką rozmowe dwojga mieszkańców:
- Co za nieszczęście! - jęczał jeden.
- Co się stało? Jakie nieszczęście cię dotkneło? - zapytał z przerażeniem drugi.
- Mój brat...został on zesłany do Odwiecznego Więzienia! -
- Do CZEGO?! Myślałem, że ono nie istnieje.. -
- Jedna istnieje...co ja teraz poczne? - Darela mocno zaciekawiło istnienie tego dziwnego, jakże nieznanego miejsca. Postanowił je odwiedzić..."