"Walka z Przeznaczeniem I"

by The Guardian

Kain stał przez chwilę w najwyższej sali Cytadeli obserwując ruiny filarów. Przez moment zdawało mu się że daleko w dole widział małą postać z białymi włosami.

- Nie do wiary... - szepnął - Chyba właśnie widziałem... samego siebie.

Jednak nie było czasu na zastanawianie się co widział czy też co zdawało mu się że zobaczył. Wiedział gdzie i po co musi się udać. Teraz gdy na swych plecach miał już tę jedyną broń potężną na tyle by zmienić przeznaczenie nie mógł zmarnować okazji. Był tylko jeden sposób by dostać się tam gdzie chciał - a żeby z niego skorzystać musiał dostać się do Twierdzy Sarafan. Skoncentrował się dokładnie na konkretnym miejscu, na małym balkoniku z pięknie zdobioną balustradą. I po chwili tam gdzie stał wampir pojawiło się stadko nietoperzy, które nie czekając na nic wyfrunęły przez wyłom w ścianie. Ich skrzydła trzepotały głośno, gdy leciały wprost do Twierdzy.

~

Nie upłynęło dużo czasu nim Kain ponownie w wampirzej postaci stanął na kamiennej posadzce balkoniku. Oparł się o piękną, skrzętnie zdobioną balustradę i wsłuchał się w twierdze. Nie zdziwiła go panująca tam cisza. Moment w którym przybył do pałacu był wyjątkowy i raczej mało kto został w zimnych murach. Każdy kto usłyszał ogromny huk wybiegł na zewnątrz by zobaczyć co się stało. Odgłosu eksplozji towarzyszącej zniszczeniu filarów nie usłyszeli jedynie głusi, a i oni odczuli drobne trzęsienie ziemi. Teraz wszyscy ludzie w promieniu kilku mil stali przerażeni na dworze wpatrując się w latające w powietrzu kamienie.

Kain nie czekał. Przeskoczył przez balustradę i mocno pchnął dwuskrzydłowe drzwi. Szybkim krokiem, niemal biegiem prześliznął się, przez mroczny i zimny korytarz z kamienia. Echo jego kroków odbijało się od ścian i sklepień wzdłuż korytarza i dalej w głąb zamku. Znał dobrze drogę wiec bez wahania skręcił w prawo. Wkrótce doszedł do małych, acz pięknych drzwi. Naparł na nie całym ciałem lecz ani drgnęły.

- Dobrze! - krzyknął a jego głos zabrzmiał w niemal całym pałacu - Zawsze znajdzie się inne wyjście.

Wampir dobył Soul Revera. Ostrze zaświeciło niebieskim blaskiem i zaczęło sypać iskry. Jedno uderzenie miecza zmieniło drzwi w kupę gruzu.

- Wiedziałem ze te ludzkie wynalazki nie oprą się takiej sile argumentu.

Pośrodku komnaty do której wszedł stała mała kamienna sadzawka, na której brzegu stały trzy czaszki w roli świeczników. Rozchybotane płomienie rzucały krzywe i groteskowe cienie. Naprzeciw stały ogromne drzwi zdobione podobnie jak te mniejsze, które zniszczył wcześniej. Nad nimi w ścianie widniał ogromny różowy kryształ! Wampir z całej siły rzucił się na drzwi, lecz jedynie uderzył o nie wywołując głośny huk.

- To tylko większy egzemplarz z tych ich urządzeń! - Krzyknął i sięgnął po miecz - Więc po prostu otworze je większym ciosem argumentu!

Błyskawicznie wyszarpnął miecz i uniósł do góry. Jednak zanim zdążył uderzyć w drzwi światło iskierek Reavera odbiło się od kryształu. Na moment zabłysnął on niesamowicie jasno, po czym ogromne drzwi powoli otworzyły się ze zgrzytem.

- HA! Kto by się spodziewał - spytał pustej komnaty - jak na ludzkie urządzonko to jest nawet całkiem przyzwoite... o dziwo działa.

Wszedł do dziwnej komnaty i rozejrzał się. Zarówno podłoga jak i ściany wykonane były z grubych szyb zawartych miedzy metalowymi ramami. Za nimi znajdowały się nie zliczone tłoki, koła zębate i inne elementy skomplikowanej maszynerii. Pośrodku na okrągłym podeście stało pewne urządzenie, jakby fotel z umieszczoną na stojaku fioletową kulą. Na jednej z ram za fotelem były umieszczone dziwne wajchy.

- A oto chyba jedyny godny wynalazek człowieka - rzekł w stronę dzwigni - ale w końcu nie byle kto cię stworzył. Sam Moebius. - imię maga wypowiedział z niekrytą odrazą. - A ja odkryłem jak działasz długo później.

Szybkim krokiem podszedł do panelu i chwycił za wajchę. Nagle poczuł jakby jego ręce same podążyły w stronę kolejnych dźwigni i zaczęły je przełączać. Jedne powędrowały w duł, inne w górę, kilka zostało na swym miejscu. Na początku wampir mocno się zdziwił.

- Najwyraźniej znam kombinację tak dobrze - wyszeptał jakby uspokajając samego siebie - że wykonuje ją niemal mimowolnie. Gdy na koniec obkręcił mały zawór poniżej, fioletowa kula zaczęła wirować i lekko świecić.

- Czas opuścić tę przeklętą godzinę, gdy jedyną słuszną decyzją musiałem zgubić cały świat - wyszeptał głosem jak na siebie nad podziw spokojnym i smutnym.

Nie zwlekając usiadł na fotelu i chwycił stojak z kulą. Stanowczym ruchem przekręcił tak aby teraz widoczna klepsydra w jej wnętrzu stanęła do góry nogami.

~

Kain poczuł jakby całe jego ciało przebiegały wyładowania elektryczne uniósł się na metr w z wyż i zawisł. Nie trwało to jednak dłużej niż kilka chwil, po których opadł na kolana, na podłogę. Powoli wstał i rozejrzał się po komnacie. Nadal wyglądała tak sama, oprócz tego że piasek w klepsydrze znikł.

- Cóż najwyraźniej tak daleka podróż wyczerpała całą moc.

Nie tracąc więcej czasu ruszył do drzwi, które otworzyły się gdy tyko się do nich zbliżył. To co ujrzał na zewnątrz było dla niego szokiem. Spodziewał się ujrzeć jakieś jaskinie, czy inne tunele prowadzące do komory z wehikułem, a ujrzał sale którą całkiem niedawno opuścił, z jednym wyjątkiem. Małe zdobione drzwi stały całe. Podszedł do nich i nie wiedzieć czemu opanował chęć by je roztrzaskać. Zamiast tego odblokował rygiel i przeszedł do korytarza. W oddali usłyszał kroki i głosy wielu ludzi, zagłuszone przez hełmy. Nie czekając przebiegł korytarzem i ruszył wprost na balkon który niedawno posłużył mu za lądowisko. Nim stojący na nim strażnik zrozumiał co się dzieje Kain złapał go za gardło.

- Cicho człowieczku - szepnął mu do ucha - Powiedz mi kto wami dowodzi, a obiecuje ze cię nie skrzywdzę.

- Moebius oczywiście! - wyszeptał wyraźnie przerażony wojownik.

- A William?

- William nie żyje od 10 lat- odparł nieco zdziwiony.

- Dziękuje- powiedział Kain po czym skręcił rycerzowi kark- Rada na przyszłość, nie ufaj człowiekowi który zachodzi cię od tyłu, zwłaszcza jeżeli jestem to ja.

Znał tylko jedno miejsce w którym mógł teraz znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Skupił się całą siłą woli na szczycie marmurowego słupa otoczonego pięknymi balustradami starego domu.

~

Gdy wylądował na dziedzińcu posiadłości Voradora od razu stwierdził, że gospodarz jest w domu. Stał on bowiem na jednej z balustrad naprzeciw Kaina. Jego mina, świadczyła o tym, jak bardzo zdziwiła go ta nieoczekiwana wizyta.

- Witaj stary przyjacielu - powiedział białowłosy.

- Kain? - spytał onieśmielony- Czy to możliwe?

- Tak to nawet pewne!

- Wejdź do środka - szybko zaproponował - Opowiesz mi wszystko.

Opowieść Kaina zdawała się trwać w nieskończoność, jednak Vorador słuchał cierpliwie i choć cała historia była koszmarnie zagmatwana zdawał się wszystko rozumieć.

- I zamiast tam, pojawiłem się tu... zaledwie czterdzieści lat wcześniej - zakończył.

- Nie rozumiem - odparł gospodarz - Mówiłeś, że kombinacje miałeś tak opanowaną ze zdawało ci się że twe ręce same przełączają dźwignie.

- A ja rozumiem już wszystko. To strumień czasu stara się opłynąć przeszkodę na swym torze. A tą przeszkodą jestem ja. Historia walczy ze mną, z moja wolną wolą. Stara się mnie unieszkodliwić, sprawić bym nie mógł dokonać tego co muszę zrobić, ale to - wskazał na Reavera - jest kluczem do mego triumfu!

- Ale czemu przeniosłeś się akurat do tych czasów?

- Bo historia chce abym oddał miecz Moebiusowi, wtedy on zaniesie Reaver do Avernus, abym mógł go odnaleźć w młodości. Wtedy koło się zamknie.

- Teraz widzę już cały obraz twej sytuacji. Sarafański wehikuł nie ma już energii. Zresztą i tak by ci nie pomógł, bo po prostu nie istniał w czasach do których zmierzasz. Chronoplasta została zakopana przez Moebiusa i dostanie się do niej zajęło by zbyt wiele czasu.

- Musi być inne wyjście - warknął. - Ja nigdy się nie poddam!

- Tak mój drogi! Jest inne wyjście! Niedaleko za Cytadelą Wampirów znajduje się mała świątynia. Zapieczętowana jest przez wrota które może otworzyć jedynie dzierżący Reavera, ale jak sam to ująłeś masz klucz. Udasz się tam i wewnątrz kompleksu natrafisz na portal. Wrota zawiodą cię do miejsca ponad historią, w którym czas płynie tak jak chce tego miecz. Zapanuj nad mieczem i narzuć mu swoją wolę. Znajdź na to sposób, a gdy wyjdziesz z komnaty będziesz w wybranym przez siebie czasie. Ten kompleks to relikt z czasów antycznych więc nadaje się do twej podróży.

- Dziękuje Vorador. - rzekł po chwili milczenia - Zawsze będę miał wobec ciebie dług.

- Nie Kain! to My wszyscy mamy dług wobec Ciebie! Wierze bowiem ze wygrasz. Na koniec pomogę ci po raz ostatni przeniosę cię do cytadeli skąd będziesz musiał ruszyć kanionem na południe. Tam znajdziesz wrota do kompleksu.

Gdy skończył mówić zrobił dziwny gest rękoma a Kain poczuł jakby wpadł nagle do głębokiej wody, która jednak o dziwo go nie paliła. Po chwili poczuł ze woda opada i gdy otworzył oczy ujrzał sale Cytadeli z której za czterdzieści lat odleci do Twierdzy.

~

Nie zwlekając zbiegł po krętych kamiennych schodach i wybiegł przez wysoką bramę wprost na dziedziniec. Plac otoczony był wysokim płotem z czarnych, ozdobnie wykonanych krat. Co parę metrów miedzy kratami stały filary w roli wsporników. Naglę zza węgła wyskoczył na niego człowiek. Ale nie zwykły mężczyzna lecz zwinny jak kot łowca wampirów, ze szponami przymocowanymi do rąk. Chciał ciąć Kain lecz nie zdążył, gdyż wampir chwycił go siłą telekinezy i cisną nim o pobliski filar. Siła uderzenia była tak duża, że słychać było jak pękają mu kości. Gdy upadł na dół, na kolana, Kain jednym skokiem znalazł się przy nim i ciął prosto w twarz. Soul Reaver przeszedł przez czaszkę jak przez powietrze a posoka chlapnęła na kamienną posadzkę. Po chwili cała krew jak przez niewidzialną rurkę poleciała prosto do ust Kaina.

Wampir obrócił się. Nie zaskoczył go widok czterech innych łowców. Najbliżej niego stał olbrzymi wojownik, trzymający młot bojowy pokaźnych rozmiarów. Tuż za nim stałą wojowniczka z włócznią i jeszcze jeden mężczyzna wyposażony w wyjątkowo ostre pazury. Najbardziej oddalona była czarodziejka, która nie czekając na ruch wampira rzuciła w niego ognista kulę. Kain odepchnął pocisk telekinezą, a ten trafiła w filar za olbrzymem, który natychmiast się roztrzaskał. Pył i gruz na chwile odwróciły uwagę wielkoluda, dzięki czemu białowłosy podbiegł do ogromnego wojownika i błyskawicznym cięciem odciął mu rękę z młotem na wysokości łokcia. Broń wraz z zaciśniętą na rękojeści dłonią spadła na dół a Gigant złapał się za krwawiący kikut i zaczął wyć. Wtedy na Kaina skoczył drugi mężczyzna. Chciał ciąć w locie oboma rękami. Wampir jednak zrobił unik w bok i napastnik przeleciał obok niego. Gdy wylądował nie zdążył się nawet obrócić. Soul Reaver przeleciał przez jego kręgi szyjne pozostawiając krwawy ślad. Nieruchome ciało po chwili padło na ziemię. Wtedy czarodziejka rzuciła czar wzmocnienia na wojowniczkę a ta skoczyła ku Kainowi. Wampir nie mógł opanować śmiechu gdy zobaczył jak dziwi się gdy siłą umysłu podnosi ją za gardło do góry a potem powoli miażdży jej szyje. Po chwili udusiła się, a białowłosy rzucił jej ciałem prosto w czarodziejkę. Nim magiczka zdążyła się podnieść po upadku stał już nad nią. Jednym celnym pchnięciem wbił jej Reaver prosto w serce.

- Taki duży chłopiec a tak się mazgai - zwrócił się z uśmiechem do olbrzyma nadal łkającego nad kikutem własnej ręki.- To tylko ręka! Zawsze masz drugą!

Podleciał do niego szybko jak wiatr i ciął w pasie rozdzielając jego ciało na dwie części. Po chwili korpus odpadł do tyłu a nogi przewróciły się kawałek obok.

- Ktoś jeszcze? - krzyknął w przestrzeń. - Na pewno?

Gdy nie usłyszał odpowiedzi ruszył dalej. Dobiegł do miejsca w płocie, gdzie krata była jakby mniej spójna. Stanął i skupił siłę woli. Poczuł jak robi się niezwykle lekki i zwiewny. Tam gdzie niedawno stał wampir teraz pojawił się obłoczek mgły, która przeleciała na drugą stronę kraty. Po chwili obłoczek zaczął nabierać kolorów i znów pojawił się Kain. Pobiegł przed siebie i skręcił na prawo, do bramy. Gdy wybiegł poza plac Cytadeli znalazł się na małym skrawku ziemi z jednej strony ograniczonym płotem a z drugiej urwiskiem. Podszedł na samą krawędź i spojrzał w dół. Zobaczył mnóstwo skałek, i głazów cała kraina na dolę wyglądała jak jedno wielkie gruzowisko. Poza jednym fragmentem, wielkim wąwozem całkiem niedaleko. Nie zastanawiając się skoczył. Zaczął spadać z ogromną prędkością. Gdy wyglądało już na to, że uderzy o ziemię, wampir zaczął zwalniać lot. Opadł na podłożę tak delikatnie i cicho, że nawet nie spłoszył pobliskich ptaków.

Kraina, która się przednim rozciągała wyglądała jakby zniszczył ją jakiś kataklizm. Cytadelę otaczały jedynie skały, piaski i spalony grunt. Nie rosły tu żadne rośliny i nie zapuszczały się tu zwierzęta. Jedynie zmęczone lotem ptaki siadały czasem na głazach. Kain nie miał czasu zastanawiać się, co spowodowało ten stan rzeczy. Puścił się biegiem miedzy skałkami w stronę wąwozu. Nim się zorientował znalazł się miedzy dwoma wysokimi urwiskami, a przed sobą ujrzał bramę. Wrota wyglądały jak ściana z wyblakłym malowidłem antycznego. Trzymał on w jednej ręce Soul Reaver, a w drugiej klepsydrę.

- Więc to tu - wyszeptał sam do siebie.

Podszedł bliżej i ujrzał otwór dokładnie na środku bramy. Położył rękę na rękojeści Reavera i zaczął wyjmować go z mocowania na plecach. Przez chwilę nie rozumiał czemu sprawia mu to tak wiele problemów. Jednak po chwili dotarło do niego co się dzieje.

- Więc znów ze mną walczysz? - krzyknął a jego głos odbił się echem od ścian wąwozu. - Tym razem jestem przygotowany i to ja wygram!

Zacisnął rękę mocniej na rękojeści a miecz błysnął niebieskim światłe lekko i delikatnie wysunął się z mocowania. Kain pchnął go prosto w otwór, lecz w ostatniej chwili jakby niewidzialna siła odbiła ostrze. Wtedy Kain chwycił miecz oburącz, a z ostrza posypały się iskry. Białowłosy skupił całą siłę woli i włożył Reavera do dziury. Nagle na ścianie pojawiła się drobna szpara dokładnie pośrodku malunku, po czym otworzyła się jak dwuskrzydłowa brama.

Korytarz za nią był prosty niby szyb wykuty w skale. Gdzieniegdzie Na wysokości głowy widniały płaskorzeźby z twarzami antycznych lub imitacje Reavera. Kain pobiegł korytarzem, aż dotarł do okrągłego pomieszczenia z dużym portalem pośrodku niskiego uniesienia. Wampir powoli i ostrożnie, jakby nieufnie podszedł do wrót. Dotknął nieaktywnego portalu jakby sprawdzając czy na pewno tam stoi.

- I co teraz? - spytał sam siebie. - Zazwyczaj były jakieś zagadki lub inne sposoby by uruchomić portal, a teraz mam tylko pusty pokój.

Stał przez chwilę rozglądając się po pomieszczeniu.

- Chyba, że wcale nie jest on pusty - wyszeptał po czym wyjął miecz.

Gdy błękitne światło Reavera padło na ściany ukazały się tam popękane malowidła. Kain rozbił jeden z rysunków przy pomocy kuli telekinetycznej. Za ścianą, było małe urządzenie z otworem. Kain podbiegł i w dziurę włożył Soul Reaver. Nagle machina połączyła się z portalem wiązką energii przypominającą wyładowanie elektryczne. Kain powtórzył to przy kolejnych dwóch malowidłach, a gdy ostatni promień dotknęła portalu, wewnątrz bramy pojawił się wir. Białowłosy nie zwlekając wskoczył do środka. Poczuł jakby jakaś moc wciągnęła go w głąb ciemności przed nim.

~

Po chwili stanął na okrągłej platformie otoczonej przez otchłań ciemności. Nim zdążył cokolwiek zrobić miecz uniósł się do góry i zawisł trzy metru nad jego głową. Po chwili trzy wiązki energii poleciały z ostrza do słupów przy brzegach platformy

- Witaj w komnacie czasu Kainie - usłyszał i nie mógł się oprzeć zdziwieniu i szokowi, gdyż usłyszał głos Raziela.

- Raziel? - zapytał. - czy to ty?

- I tak i nie - odpowiedział pełen spokoju i tajemniczości - Jestem głosem miecza, który dzierżysz, a częścią Soul Reavera jest i Raziel. Ale teraz to nie ważne. Teraz powiedz po co przybywasz do tej komnaty.

- Muszę się przenieść w czasie. W przeszłość. Chcę dostać się do czasów gdy na ziemi wciąż żyli antyczni, po tym jak wznieśli filary, lecz zanim zabili się.

- A czemu miałbym cię tam przenieść.

- Bo muszę zmienić historię - krzyknął.

- To za mało.

- Chcę uratować świat który skazałem na zniszczenie.

- Nie obchodzi mnie to.

- Oszalałeś? Chcę uratować tych którzy cię stworzyli!

- Ja jestem tylko mieczem. NIE obchodzi mnie to, wiec czemu mam cię puścić?

- Bo JA jestem tym który cię dzierży- krzyknął wściekły - JA władam tobą, nie ty mną i tak jest MOJA WOLA!

Nagle cała platforma zaczęła wirować a miecz rozbłysnął ostrym światłem. Gdy wszystko się skończyło Reaver opadł na ziemię a przed Kainem pojawiły się drzwi. Szybko podniósł miecz i wybiegł na drugą stronę. Przeleciał pędem przez korytarz, a brama-malowidło sama się otworzyła. Gdy wydostał się z wąwozu ujrzał przed sobą miasto. Piękne domy na wysokich filarach miedzy którymi latali uskrzydleni antyczni. A wysoko ponad nimi widniała Cytadela Wampirów nie naruszona przez ząb czasu.