Oto przed Kainem rozciągał się widok tak nadzwyczajny, że aż zmrużył oczy. Tysiące wysokich jak rosłe topole budowli, z pniami z czarnego i gładkiego kamienia stały, jedna obok drugiej. Ktoś mógłby pomyśleć, że wszedł w las, gdyby nie to, że zamiast koron, budowle miały domy, miedzy którymi latali Antyczni. I to właśnie oni stanowili piękno tego miejsca. Wysokie postacie z ogromnymi skrzydłami, których było tu tak dużo, wydawały się niemal nieosiągalne. Kain poczuł się nagle mały i słaby stojąc u wrót wehikułu, podczas gdy te wspaniały istoty szybowały nad jego głową. Po chwili opanował się i przypomniał sobie dlaczego tu przybył. Miał powstrzymać te cudowne istoty, przed tym co miało się wkrótce wydarzyć, przed masowym samobójstwem. Nie czekając dłużej wbiegł miedzy ogromne słupy i ruszył zieloną łąką w kierunku Cytadeli. I ona wydawała się teraz zupełnie inna , niż w jego czasach. Czarny kamień z którego ją wykonano nie był popękany, a wierze i mury wznosiły się w pełnym majestacie.
Nagle, gdy pędził poprzez miasto antycznych, poczuł jak coś uderza go w plecy. Siła ciosu była wystarczająca by powalić go na ziemię. Nim zdążył wstać usłyszał cudowny, lecz stanowczy głos:
- Wynoś się stąd ty zwierzaku!
Gdy wstał ujrzał jednego z niebieskoskórch antycznych z czarnymi skrzydłami i ogromnym mieczem w prawej ręce.
- Skąd taka wrogość mój niebieski przyjacielu? - spytał Kain z uśmiechem. - Zawsze atakujesz od tyłu?
- Gdybym cię zaatakował leżałbyś w kałuży własnej posoki, psie. Wynoś się, ludzie nie są tu mile widziani.
- A czy ja ci wyglądam na człowieka? Czy te szpony wyglądają jak ludzkie palce? Czy te kły wyglądają jak ludzkie zęby? Czy ta skóra wygląda jak ludzka? - na chwilę zapadło milczenie, a Antyczny przyglądał się Kainowi, jakby próbując zrozumieć czym on jest - Tak też myślałem! - krzyknął wampir - Więc albo odleć i zostaw mnie w spokoju, albo prowadź mnie do Janosa Audrona.
- Milcz psie! - wrzasnął Antyczny, a jego głos od razu stracił swe piękno - Nie wiem skąd znasz imię jednego z Wyższych i nie obchodzi mnie to. Nie jest również dla mnie ważne czy jesteś człowiekiem , czy jakimś innym bękartem. Dalej nie pójdziesz.
- A jeżeli powiem ci, że ja jestem jedyną i ostatnią szansą na ocalenie twego gatunku? Że przychodzę tu jako ten, który na zawsze ma przywrócić pokój w Nosgoth?
Gdy Antyczny nie odpowiedział, Kain sięgnął po ostatni argument, po Reavera. Uniósł miecz wysoko nad głowę, a ostrze zabłysło niebieskim światłem. Antyczny spojrzał na ostrze, po czym otworzył lekko usta jakby chcąc coś powiedzieć, lecz nie wiedząc co.
- A jeżeli powiem ci, że jestem tym, który dzierży Reaver?
- To... to niemożliwe - wyjąkał strażnik - To nie może być Reaver... przecież go jeszcze nie wykuto! Żaden z nas nie umie wykuć takiego miecza!
- I żaden z was nigdy go nie wykuje. Ale teraz nie czas na wdawanie się w konwersacje! - prowadź mnie do Janosa.
- Nie mogę! Janos, jako jeden z Wyższych jest na radzie. Trwa debata... na której mają zdecydować...
- Co zrobić gdy opuściła was wyrocznia? - przerwał mu wampir - Więc nie widzę przeszkód. Jako posiadacz tego miecza, mam prawo wziąć udział w tej radzie.
Antyczny stał przez chwilę, nie wiedząc co ma zrobić. Patrzył to na Kaina, to na Cytadelę. Po kilku chwilach otworzył lekko usta i już miał coś powiedzieć, gdy spojrzał na Reaver. Niebieski blask na chwilę odbił się w jego żółtych oczach, tak podobnych do oczu Kaina. Nagle złapał wampira w pasie i wzbił się w powietrze.
- Co robisz? - spytał zdziwiony Kain.
- Tylko tak można się dostać do Cytadeli - odparł Antyczny.
Wampirzy pałac przybliżał się dość szybko. W parę sekund znaleźli się nad dziedzińcem przed wieżą, która teraz wyglądała jednak zupełnie inaczej, niż wtedy, gdy odlatywał do Twierdzy Sarafan. Wylądowali przed wejściem na schody, którego strzegło dwóch strażników z długimi włóczniami.
- Stój Eryton! - krzyknął ten po prawej - Czemu tu przybywasz i czemu niesiesz ze sobą to...coś? - spytał nieco zdziwiony, patrząc na Kaina.
- Bo "to coś" ma Reavera - odpowiedział Eryton, stawiając wampira na ziemię.
- Ile razy mówiłem ci żebyś nie pił nieświeżej krwi? - spytał z drwiącym uśmiechem drugi strażnik - Kiedyś cię za to wywalą. Przypominam ci, że Reaver jeszcze nie istnieje.
- Mylisz się - powiedział spokojnie Kain unosząc miecz nad głowę.
Obaj strażnicy zaczęli wpatrywać się w niego jak zahipnotyzowani. Po chwili nie wiedząc co powiedzieć odsunęli się tak, aby Kain mógł przejść. Białowłosy nie czekając wbiegł po spiralnych schodach. Wnętrze zamku wyglądało teraz inaczej. Ściany zdobiły piękne malunki wielkich bitew z dziwnymi istotami. W zielonych potworach z oczami świecącymi zielonym, nienaturalnym blaskiem Kain rozpoznał Hyldenów. Nim zdążył przyjrzeć się malunkom wbiegł już na szczyt wieży. Zatrzymał się przed samymi drzwiami i powolnym, dostojnym krokiem wszedł do środka.
Na środku sali stał stół, był okrągły i na tyle duży by sięgnąć do każdego z wykutych z kamienia foteli. Wszystkie były takie same, pięknie rzeźbione i jakby posrebrzane, po prawicy Kaina stał większy fotel, w którym zasiadał Antyczny wyglądający na najstarszego ze wszystkich. Miał długą siwą brodę, a pióra na jego skrzydłach były jakby rzadsze. Niebieska skóra, przywódcy Antycznych była poorana zmarszczkami. Jedynie jego żółte oczy, które utkwił w Kainie były pełne życia i gdy wampir w nie spojrzał wydało mu się, że widzi czystą moc.
- Witam - rzekł Kain do wpatrujących się w niego Wyższych - Przybyłem tu, a podróż nie była łatwa, aby zabrać głos w tej debacie.
- A kimże jesteś ?- odezwał się cichym i słabym głosem najstarszy z zebranych - Aby tak zuchwale wkraczać do naszej komnaty obrad?
- Jestem waszym wybawicielem.
Zapadła długa cisza, a każdy wpatrywał się w Kaina z rosnącym zainteresowaniem. Kim jest ten przybysz i co ma namyśli? Te pytania trapiły teraz każdego z nich.
- A kto powiedział, że potrzebujemy wybawienia? - spytał Antyczny siedzący po prawej przywódcy.
- Ty, Janosie, akurat go nie potrzebujesz, bo w przeciwieństwie do reszty nie masz zamiaru przebić się własny mieczem z rozpaczy.
Tym razem reakcja na słowa białowłosego była zupełnie inna. Wszyscy zaczęli szeptać, a Janos wstał patrząc z mieszanką rozgniewania zdziwienia i strachu na twarzy.
- Usiądź Audron - polecił najstarszy - A ty przybyszu powiedz skąd tyle o nas wiesz.
- Od tego który siedzi po twej prawicy. Pochodzę bowiem z przyszłości, z czasów gdy on stanie się ostatnim z was. Z czasów gdy w Nosgoth zapanuje człowiek, a jedyną pamiątką po was będą wampiry takie jak ja. Z czasów gdy nad Filarami kontrolę przejmą ludzie, a to doprowadzi do ich upadku. Z czasów gdy Hyldeni znów będą kroczyć po ziemi. Ja jestem bowiem waszym wybawicielem, zapowiedzianym Odnowicielem Balansu, Wampirzym Bohaterem, Dzierżycielem Reavera.
- Udowodnij to -krzyknął Janos.
Kain ponownie sięgnął po swój miecz. Z mrocznym uśmiechem obserwował, jak wszyscy Wyżsi otwierają szeroko oczy i z wyrazem zdumienia na twarzach patrzą na lśniący miecz.
- Więc dlaczego tu przybyłeś? - spytał przywódca, jako jedyny zachowując spokój - Nie takie było twe przeznaczenie! Miałeś pokonać najpotężniejszego z Hyldenów.
- Już to zrobiłem. Choć żałuje, dusza Raziela jest w mieczu, lecz nie on jest waszym wrogiem.
- Wiem - odpowiedział - Gdyż imię twego przeciwnika brzmi Elder.
Kain na chwilę zamarł, nie wiedząc co się dzieje. Jeżeli antyczni wiedzieli, kim jest ich bóg, to czemu oddawali mu cześć?
- Czy dobrze słyszę? - spytał - Wiecie kim jest wasza wyrocznia?
- On od dawna nie jest naszą wyrocznią! - krzyknął Audron - Od czasów, gdy dowiedzieliśmy się kim on jest naprawdę, najpotężniejszym z Hyldenów.
- Co? Walczyłem z tym czymś, i nie wiem co to było, lecz z pewnością nie Hylden!
- Bo Elder już dawno wyrósł ponad swój ród - przemówił spokojnie Najwyższy - Stał się pożeraczem dusz. Jako nekromanta odkrył jak odbierać moc duszom zmarłych , a następnie wysyłać je do nowych ciał. Od tego czasu jest samozwańczym bogiem. Z początku gdy do nas przemówił, zaczęliśmy go czcić, jednak po pewnym czasie zrozumieliśmy swój błąd. Jego lud również go nie akceptuje, więc Elder zaszył się w podziemiach. Choć ma ogromną moc nie musieliśmy się go obawiać, gdyż potrzebował nas aby móc żywić się naszymi duszami. Jednak teraz wszystko się zmieniło!
- Klątwa Hyldenów - dopowiedział Kain - Nieśmiertelność, która stała się dla was przekleństwem i głód krwi, który i ja tak często odczuwam. Skoro jednak wiecie kim jest, to czemu chcecie się zabić? Widziałem obrazy w ruinach, i byłem pewien, że zrobiliście to z rozpaczy po tym jak wasz bóg wykluczył was z koła losu.
- Abyś zrozumiał co się stało - rzekł spokojnym i cichym głosem najstarszy z Antycznych - musisz poznać historię Eldera od samego początku, od czasów gdy jeszcze się nawet nie narodził. My i Hyldeni od mileniów toczyliśmy wojnę. Nikt już nie pamięta, ani kto rozpoczął walkę ,ani o co poszło, z czasem przestało to mieć znacznie. Wysyłano żołnierzy, aby wzięli odwet za poległych, a potem kolejnych, żeby wzięli odwet za nich. Nie było widać końca tej bezsensownej waśni. Pewnego dnia Hyldeni postanowili zmienić oblicze sporu. Przygotowali rytuał Przelania. Dziesięciu najpotężniejszych magów przelało swą moc i energię życiową w nienarodzone dziecię. Oddali życie za sprawę. Niebawem nadszedł czas porodu. Wtedy okazało się, że obdarzono mocą nie jedno, lecz dwoje dzieci. Chłopca nazwano Elder, a dziewczynkę Seer. Wkrótce wyszło na jaw, że więcej mocy spłynęło na niego. Ona się z tym pogodziła. Starała się wieść zwyczajne życie, w przeciwieństwie do brata ,który namiętnie zgłębiał arkana najmroczniejszych sztuk magicznych, zakazanych nawet przez samych Hyldenów, tajniki nekromancji. Gdy jego rodacy dowiedzieli się co odkrył przeklęli go na zawsze. Zrozumieli, że stworzyli monstrum, które w przyszłości może doprowadzić do zguby całe Nosgoth. Elder został na zawsze uwięziony w świece podziemi dzięki zaklęciu Poświecenia. Sześciuset, sześćdziesięciu sześciu Hyldenów oddało życie, by na zawsze uwięzić go poza naszym światem. Seer bojąc się, że zostanie skrzywdzona za przewinienia brata uciekła i skryła się w górach. Lecz Elder nie dał za wygraną. Ściągał do siebie dusze i rozrastał się. Niecałe dwieście lat temu, czyli około dwóch tysięcy lat od jego uwięzienia skontaktował się z nami. Ujawnił nam sposób pozbycia się Hyldenów i tak powstały filary. W ostatnim akcie desperacji, nasi wrogowie rzucili swą klątwę krzycząc, że teraz gdy ich nie będzie, na wolność wyjdzie byt, który zniszczy nas za nieśmiertelność. Wkrótce zrozumieliśmy o co chodziło, gdy nasza "wyrocznia" przeklęła nas. Bariera więżąca Eldera powoli zanika, dlatego dla dobra całego Nosgoth, musimy wykonać rytuał poświecenia, tak samo jak Hyldeni.
- To nic nie da - krzyknął Kain - On i tak was zniszczy, poprzez swego sługę Moebiusa.
- Wiem - przyznał Najwyższy - ale zaklęcie przetrwa podtrzymywane dopóty,dopóki będzie istniał choć jeden wampir. Elder pozostanie uwięziony, aż nie przybędzie nasz wybawiciel, Wampirzy Bohater i nie zabije go raz na zawsze. I dlatego pytam, co robisz tu, skoro twoim przeznaczeniem jest zabić najpotężniejszego z Hyldenów?
- Muszę was uratować! Tu nie chodzi tylko o niego! Jeżeli ci słabi ludzie przejmą władzę nad filarami nie utrzymają bariery. Całe Nosgoth pogrąży się w korupcji! Musicie przetrwać, aby świat mógł przeżyć!
- Trzeba wybrać mniejsze zło Kain. Jeżeli nie poświęcimy się, to Elder i tak zniszczy znany nam świat.
Kain padł na kolana i opuścił głowę. Więc cała ta podróż była na marne? Nie był w stanie nic zrobić by uratować swych przodków.
- NIE! - krzyknął nie wiedzieć czy do siebie, czy do zebranych - Zawsze jest inne wyjście! Jestem Odnowicielem Balansu i mam sprawić by w Nosgoth zapanował pokuj i dokonam tego.
Znów rozległ się szmer szeptów. Janos spojrzał mu prosto w oczy i gdy to zrobił, jego twarz naglę się zmieniła. Kain nagle poczuł, że przekazał mu dar, który otrzymał od Raziela...nadzieję.
- On ma rację - krzyknął Audron - Zawsze jest inne wyjście.
- Ale jakie - spytał siedzący po lewicy Najwyższego Antyczny.
Znów zapadło milczenie. I wtedy Wampir doznał olśnienia.. Przeznaczone było mu zniszczyć Eldera i tej części nie musi zmieniać.
- Więc moim zadaniem jest stoczyć bój z Elderem? - spytał, a Najwyższy potwierdził to kiwnięciem głowy - więc zniszczę go tu i teraz, a wy nigdy nie będziecie musieli się poświęcać.
- To... ale jak? - spytał Janos.
- Już raz z nim walczyłem i wygrałem. Wtedy poznałem go. Wiem, że gdzieś w podziemnym świecie, jest jego część, która odpowiada za całą resztę. To jakby jego serce. Wiem, że wystarczy ją zniszczyć, a raz na zawsze pożegnamy się z tą ośmiornicą.
- Więc gdzie szukać tego miejsca?
- Nie wiem... ale znam kogoś kto wie.
~
Moebius długo siedział w komnacie przy wehikule czasu. Patrzył do wnętrza małej sadzawki, na brzegach której ustawił trzy świece, osadzone w czaszkach. Normalny śmiertelnik w wodzie z kamiennego zbiornika nie zobaczyłby nic nadzwyczajnego, ale on widział, przeszłość i przyszłość. Nagle z zadumy wyrwał go zgrzyt otwieranych drzwi. Odwrócił się i ujrzał jak brama wehikułu otwiera się powoli.
- To... to niemożliwe - wyjąkał Moebius gdy zobaczył masywną postać Kaina
- A jednak... stoję tu przed tobą i twe osądy dotyczące logiczności tego zjawiska raczej niewiele tu zmienią - odparł z nutą sarkazmu w głosie wampir.
- JAK? -spytał zaszokowany Strażnik Czasu.
- Dużo się zmieniło, magu. Radziłbym ci zapytać raczej "po co".
- To chyba raczej zbyteczne... Możesz mieć mnie za ograniczonego człowieka, ale nawet ja potrafię przewidzieć motywy twego działania - niemal wykrzyknął wyraźnie przestraszony. - Przecież zawsze po to mnie ścigałeś, czyż nie? Aby móc mnie zabić!
- I tu się mylisz ty nikczemny, marny, ograniczony człowieku! - odparł Kain z plugawym uśmiechem - Tym razem przyszedłem zaoferować ci układ.
- Ty mi? Myślisz, że to jest śmieszne? Chcesz zaproponować jakiś chory układ swemu najgorszemu wrogowi? Mało tego, myślisz, ze ja zgodzę się na sojusz z MOIM najgorszym przeciwnikiem?
- Po pierwsze myślę ze nie masz większego wyboru. Po drugie to nie ty jesteś moim wrogiem, tylko ten, któremu służysz.
- To żadna różnica, bo ja wiernie służę memu bogu... jego wrogowie są i moim.
Zimny i mroczny śmiech Kaina odbił się echem od sklepienia.
- Jestem ciekaw czy nadal będziesz służył temu... "bogu" gdy opowiem ci co widziałem.
- CO?
- Twoją przyszłość... i wierz mi, jeżeli mi nie pomożesz to skończysz marnie.
- Śmiesz mówić mi o przyszłości? Czyżbyś zapomniał kim JA jestem? To JA władam czasem! I pomyliłeś się jeżeli myślałeś ze mnie oszukasz.
- Może i jesteś strażnikiem czasu, ale czas już CIEBIE nie strzeże.
Kain nie mógł powstrzymać okrutnego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy gdy ujrzał malowniczy wyraz zdziwienia, który zagościł na twarzy Moebiusa.
- Widzisz, może i znasz przyszłość, ale jedynie jej dawną wersję. Nie dziw się tak. Przyszłość znacznie się zmieniła.
- Przyszłość nie mogła się zmienić. Koło jest niezmienne.
- Czyżby? Czy ty sam przy mojej pomocy nie masz zamiaru zmienić historii? Czy ty sam nie masz zamiaru nasłać mnie na Williama, abym go zabił i zmienił bieg wydarzeń?
- TAK! Mam taki zamiar! Ale ty nie jesteś mną! JA jestem Strumieńczasu, władca historii! W dodatku takie jest me przeznaczenie, napisane mi przez boga. A twoje przeznaczenie znam dobrze... faktycznie zabijesz mnie, ale mój pan mnie wskrzesi i będę mu nadal służył, póki nie zabierze mnie starość.
- Moje przeznaczenie uległo zmianie.
- Przeznaczenia nie da się zmienić, dlatego właśnie niezmienna jest przyszłość! A przynajmniej nie możesz dokonać tego ty!
- Ale Raziel może.
Choć Kain myślał, ze to niemożliwe to Moebius zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę. Tym razem jednak nie wywołało to u wampira śmiechu, lecz chwilę zastanowienia nad plastycznością twarzy tego starca.
- Opowiem ci co się stało. Z początku wszystko szło tak, jak to zaplanowałeś razem ze swym mistrzem, aż do momentu naszej walki... mojej i Raziela.
- W Avernus... podczas pożaru.
- Tak! Raziel odnalazł Mortaniusa ten powiedział mu gdzie szukać Serca Ciemności. Hyldeni wzmocnili jego gniew... i rzucił się na mnie. Wszystko tak, jak to zaaranżowaliście. I zapewne twój pan by zwyciężył gdyby nie drobny błąd. Raziel walczył ze mną nie z tych powodów, z których powinien. Walczył nie aby mnie zabić, lecz aby zdobyć Serce Ciemności. Gdy mnie pokonał wyrwał je z mej piersi i wrzucił me ciało do wymiaru demonów. Jednak mnie nie zabił, bowiem moja rola jako Odnowiciela Balansu utrzymała mnie przy życiu. Więc wydostałem się z Avernus i powróciłem do Cytadeli. Znalazłem cię w kuźni ducha, po tym jak wskrzesił cię twój mistrz i znów zabiłem przed jego obliczem. A w świece spektralnym czekał już na ciebie uwięziony przez twego pana Raziel... lecz ja o tym nie wiedziałem. Raziel skonsumował twą dusze wysyłając cię do twego "boga". Później przejął twe martwe ciało, a ja go zabiłem. Myślałem że to ty znów się podnosisz. I wtedy gdy przebiłem go mieczem... choć oddałbym wszystko żeby skończyło się to inaczej to zrozumiałem, ze tak musiało być. Bo Narodził się wtedy nowy, Czysty Reaver. A teraz gdy go dzierżę mam wolną wolę i z chęcią z niej skorzystam.
- Kłamiesz! Łżesz! - krzyknął Moebius najwyraźniej pełen złości i strachu.
- Więc czemu tu jestem? i Czemu mam to?
W tym momencie Kain wyciągnął Soul Reaver emanujący wprost energią. Gdy wampir uniósł miecz do góry zaświecił on niebieskim światłem, a z ostrza posypały się iskry.
- To nie możliwe! - rozpłakał się Moebius. - Jak mój bóg mógł do tego dopuścić?
- A jeżeli powiem ci, że twój bóg nie miał tu nic do gadania? Jeżeli powiem ci, ze nie jest on żadnym bogiem? A co jeżeli powiem ci, że pokonałem go w kuźni?
- Wtedy uznam ze przesadziłeś! - krzyknął Moebius - W te brednie nigdy ci nie uwierzę.
- Więc skoro twój pan jest naprawdę bogiem i skoro jest potężniejszy to czemu tu stoję?
Zapadło milczenie. I wtedy stało się coś czego Kain się nie spodziewał.
- Nie słuchaj tego głupca Moebiusie - zadudnił głęboki głos nie wiadomo skąd.
- Panie!
- Tak to ja, mój wierny sługo! I nie słuchaj tego podstępnego wampira! Dobrze wiesz że on kłamie!
- TAK! TAK, panie! Wiem to dobrze.
- Skoro kłamie moja mała ośmiorniczko, to może wyjaśnisz nam jak się tu znalazłem?
- To tylko tymczasowy błąd w mojej idealnej maszynie przeznaczenia! Może i chwilowo mnie powstrzymałeś ale to jeszcze nie koniec!
- Słyszysz!? - krzyknął Strumieńczasu -Wiedziałem, że to co mówisz to jedno wielkie kłamstwo!
- Jesteś głupcem, magu skoro tak wierzysz w każde jego słowo. Jednak chyba nawet ty nie zaprzeczysz, że nie zmienia to twego losu. Czeka cię wieczne potępienie po tym jak pochłonie cię Raziel.
Zapadło milczenie, gdy Moebius zastanawiał się nad tym co Kain powiedział. Obaj zarówno wampir, jak i Elder czekali któremu z nich zaufa strażnik czasu.
- Czego oczekujesz?
- MOEBIUSIE - zagrzmiał głęboki głos - Chyba nie zamierzasz mnie zdradzić?
- Czyżbyś ufał temu fałszywemu człowieczynie ośmiornico? On służy tylko tym, których uzna za najsilniejszych. Najwyraźniej zrozumiał, że teraz to ja mam atut, który wywyższa mnie ponad ciebie.
- Więc przejdź na jego stronę niewierny głupcze! Rób co chcesz, wiedz jednak ze od tej pory cię przeklinam! A historia i tak zatoczy koło wampirze! Historia nienawidzi paradoksów i chodź to, czego dokonałeś jest dużą zaporą w strumieniu czasu, to historia znajdzie sposób by go opłynąć! Wkrótce zostaniesz wyeliminowany, a ja się odrodzę!
- Skąd ta pewność kałamarnico? - spytał.
- Bo takie jest prawo Koła Losu! - zagrzmiał Elder.
- Ty chyba nie pojmujesz, że wkrótce nie będzie już żadnego koła!
- Koło jest niezniszczalne! Zresztą nie będę wdawał się z wami w dyskusje! Wiedz Moebiusie, że już więcej nie usłyszysz mego głosu!
Gdy Elder zamilkł zdało się Kainowi i Moebiusowi, że cały świat zaczyna wibrować.
- Co się dzieje? - spytał przerażony strażnik czasu.
- To kolejne przetasowanie. Spowodowałem paradoks, Elder stracił swego sługę. Historia dopasowuje się, być może ktoś inny cię zastąpi i odegra twoją rolę.
- Więc to, że od niego odszedłem nic nie zmieniło? - spytał zdziwiony i zdenerwowany Moebius. - Więc on miał rację? Tak będzie zawsze?
- Nie! Razem sprawimy, że jego koło przestanie istnieć!