"Walka z Przeznaczeniem III"

by The Guardian

Dwaj antyczni, rośli i niebieskoskórzy stali patrząc w zamknięte wrota wehikułu czasu. Dosłownie przed chwilą przeszedł tamtędy Kain. Białowłosy wampir, który nie wiedzieć jak przybył do ich świata i tak wiele zmienił. Wystarczyło bowiem, że otrzymali od niego jeden, jedyny dar, a nic nie było już takie samo. Dał im bowiem nadzieje. Można ją było zobaczyć w oczach tych dwóch, którzy stali, patrząc na drzwi i wcale ich nie widząc. Sięgali bowiem wzrokiem znacznie dalej. Do tego co mogło się wydarzyć. Do tego co mieli nadzieje, że się wydarzy. I gdy już mieli odejść, wrócić do swych domostw by pogrążyć się w marzeniach o zwycięstwie, wrota otworzyły się.

Przez chwilę antyczni myśleli, że białowłosy zawrócił. Przez ich umysły przeleciała straszna myśl - coś nie wyszło. I wtedy zobaczyli coś co rozwiało ich wątpliwości. Kain nie był sam. Obok wampira stał przygarbiony starzec w fioletowej szacie z kapturem. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak wrak człowieka. Wydawało się, że gdyby nie opierał się o laskę w kształcie węża trzymającego w paszczy purpurową kulę, to za chwile by upadł. Jednak gdy przekroczył próg i wszedł do kanionu, obaj uskrzydleni poczuli bijącą od niego energię. Było w nim coś paradoksalnie majestatycznego, coś co sprawiało, że nagle ten wygląd wydał się nie objawem słabości, czy starości lecz genialnym kamuflażem dla potężnej istoty. Tak zresztą było, bowiem stał przed nimi Moebius, władca czasu i jeden z najpotężniejszych magów.

- Już wracasz? - spytał nieśmiało jeden ze strażników, gdy przeminął już pierwszy szok - Dopiero co wyruszyłeś.

- Czas jest względny mój przyjacielu - odpowiedział Kain - Dla ciebie była to chwila, a dla mnie każdy moment spędzony z tym ścierwem był jak lata cierpienia - skrzywił się okropnie patrząc na Moebiusa.

- Wyciągnijcie ręce - polecił jeden z antycznych.

- O co cho... - zaczął mag, lecz reszta słów zmieniła się w krzyk, gdy poleciał w górę złapany przez jednego z uskrzydlonych.

~

Sala narad nie zmieniła się ani trochę, od czasu gdy wybiegł z niej. Wydawało się, że zebrani zastygli w bezruchu czekając na jego powrót. Wszedł szybkim krokiem, a zanim jak ceń wsunął się do pomieszczenia ten, po którego ruszył w przyszłość.

- Przedstawiam wam - zaczął, gdy wszyscy spojrzeli na niego - Moebiusa. Przyszłego strażnika czasu, potężnego maga oraz sługę Eldera i tępiciela wampirów.

- BYŁEGO sługę Eldera, Kain. Byłego -poprawił go Strumieńczasu.

- Wszyscy mamy taką nadzieję - powiedział swym spokojnym głosem, najwyższy - Mam nadzieje, że Kain powiedział ci po co tu przybyłeś.

- Oczywiście, mam za zada...

- Milcz - warknął Kain - Oni to wiedzą, więc po co masz marnować czas? Odpowiedz na pytanie, które postawiłem ci tam, w Twierdzy Sarafan, lecz nie odpowiedziałeś. Gdzie jest serce ośmiornicy?

- W świecie, do którego nie może przejść żaden wampir. Jego centrum, fundamentalny punkt, który stanowi oś jego koła znajduje się w jaskiniach pod Jeziorem Zapomnienia.

- CO? - krzyknął wampir. - Łżesz magu!

- Nie, Kain. Nie miałbym w tym żadnej korzyści - odparł Moebius z uśmiechem.

- Dopiero teraz widzę, na jakie cierpienia skazałem Raziela - zaczął wampir, który nagle posmutniał - Przecież to na tym jeziorze powstanie w przyszłości Otchłań. A ja wrzucę do niej mego najpotężniejszego pułkownika. Wrzucę go prostu w macki tego przeklętego potwora.

- Nie wampirze - przerwał Audron - Złam koło, a twój los już nigdy się nie powtórzy.

- TAK! Teraz na tym trzeba się skupić. Jednak nie mam pojęcia jak tego dokonać. Ten człeczyna miał rację. Jestem wampirem i nigdy nie dostanę się na dno jeziora.

- Chyba zapomniałeś co dzierżysz białowłosy - zaprzeczył najstarszy z zebranych - Reaver daje ci moc, o jakiej ci się nie śniło. Dzięki niemu możesz zawładnąć żywiołami. Nie musisz się już obawiać wody.

- Jesteś pewien? W takim razie wyruszę natychmiast. Idziemy! - rozkazał patrząc na Moebiusa.

- MY? - zająkał się mag - Jak to my? Powiedziałem o co prosiłeś. Reszta należy już do ciebie.

- Chyba nie myślisz, że ufam ci magu? Pójdziesz ze mną, a jeżeli okaże się że kłamiesz zabiję cię na miejscu.

- Chyba zapomniałeś, że właśnie ratuję własne życie. Nie kłamię tam właśnie jest jego serce.

- Więc czego się obawiasz? - spytał z przekąsem Kain - Obiecałem ci, że jeżeli mi pomożesz to cię nie skrzywdzę.

- Pójdziecie obaj - odezwał się niespodziewanie przerywając kłótnie najwyższy - Razem z odziałem naszych wojowników.

~

Lot w ramionach antycznego jak zwykle nie należał do przyjemnych. Na szczęście nie trwał długo. Już po chwili zobaczyli jezioro zbliżające się do nich. Ujrzeli też dwie postacie tuż przy brzegu.

- Stać! - krzyknął Kain - Ja się nimi zajmę. Postaw mnie na ziemi.

Gdy tylko stanął na twardym gruncie pobiegł miedzy skałami w stronę jeziora. Obaj ludzie nie zdążyli go nawet zobaczyć, zanim zatopił ostrze lśniącego Reavera w ciele pierwszego z nich. Jednak drugi zanim sam został przebity klingą zadął w róg, a głośny huk przetoczył się po całej dolinie i ruszył dalej w świat.

- Wkrótce będzie ich tu pełno - stwierdził dowódca antycznych gdy po chwili wylądował obok wampira.

- Więc poczekam tu na nich - odpowiedział z mrocznym uśmiechem wampir.

- Nie! Ty masz inne zadanie. Ruszaj po najpotężniejszego z Hyldenów, a ludźmi zajmiemy się my i mag.

- Zgoda.

Kain podszedł na krawędź skarpy i spojrzał w dół. Ciemna woda skrywała to, co było w jej toni, jednak nie to go przerażało. Od tysięcy lat unikał kontaktów z wodą, która paliła go jak kwas. Zawsze gdy choć kropla kapnęła na jego skórę czuł potworny rozrywający ból, a teraz miał wskoczyć do jeziora. I wtedy chwycił za miecz. Nagle jak odpędzone przez jego blask znikły wszelkie obawy. Przypomniało mu się, gdy jako człowiek pływał nawet daleko stąd w morzu. Jak unosił się na falach i nurkował. Woda nie była niczym strasznym.

I wtedy skoczył. Gdy wpadł do jeziora nie poczuł nic poza miłym orzeźwieniem. Przez chwilę chciał wypłynąć by zaczerpnąć powietrza, gdy zdał sobie sprawę, że nie musi oddychać. W dodatku świetnie widział pod wodą. Nie czekając popłynął w kierunku najgłębszego miejsca. Woda stawiała minimalny opór. Nie wiedział dlaczego, ale idealnie umiał się poruszać pod wodą. Jedyne co go zadziwiło, to brak życia w podwodnym świecie. Nie widział żadnych ryb, ani roślin.

To wpływ tego potwora - pomyślał - wokół niego zamiera wszelkie życie. Jego istnienie jest nienaturalne i trzeba go zniszczyć.

Po chwili ujrzał to, czego szukał. Na samym dnie jeziora był otwór, a gdy wpłynął do wewnątrz ujrzał podwodną jaskinię. Płynął w dół kilkadziesiąt metrów tunelem z litej skały, aż powoli zaczął się on wyrównywać do poziomu.. W końcu Kain dopłynął do miejsca, gdzie kończyła się woda. Szybko wyszedł na kamienną posadzkę. Ściany, sklepienie i podłoga jaskini pokryte były jakby spiralnymi rzeźbami. Powoli zaczął iść przed siebie ściskają miecz, który oświetlał mu drogę. Nie musiał czekać długo. Wkrótce korytarz się skończył, a przed nim otworzyła się wielka sala.

Sufit i ściany były pokryte mackami, które wchodziły w ściany. Wszystkie łączyły się w jednym punkcie. W gigantycznym oku na środku ściany tuż przed Kainem. I gdy wampir w nie spojrzał poczuł wściekłość i nienawiść do istoty, która zniszczyła jego świat.

~

- Więc oto jesteś - usłyszał głęboki i donośny głos. - Przyznaje, że zaszedłeś dalej niż się spodziewałem. Mimo to nic się nie zmieni.

- Już się zmieniło, kałamarnico - odparł białowłosy. - Dotarłem tu i za chwilę cię zabije.

- Czy naprawdę myślisz, że jestem bezbronny i zdany na twą łaskę? - spytał z tonem drwiny w głosie - to co zobaczyłeś w kuźni ducha to tylko cień mej mocy. Teraz wszedłeś do mego więzienia, do świata który jest pod moja władzą.

- Ale wciąż mam broń której nawet ty nie możesz się przeciwstawić - krzyknął mocniej zaciskając obie dłonie na rękojeści.

- Jesteś żałosny! Podobnie jak całą twoja bezsensowna wyprawa. Narodziłem się, aby zniszczyć ten świat. Jestem bogiem, który przyniesie zagładę i odrodzenie. Nosgoth jakie znasz wampirze przestanie istnieć, a powstanie moje królestwo.

- Jesteś tylko marną imitacją boga. Jesteś wypadkiem, pomyłką Hyldenów. Gdyby wiedzieli co powołują na świat, zabili by cię nim twoja matka wyparła twe ciało z własnego brzucha.

- Milcz! - zagrzmiał głos, a sala zaczęła się trząść. Kilka kamieni odpadło ze sklepienia i rozbiło się o podłogę. - Moi przeklęci rodacy, nie wiedzieli co robią powołując mnie do istnienia, ale tak miało być. Tak chciało przeznaczenie.

- Nie ma przeznaczenia! To tylko twoja chora moc, uwięziła dusze w kole, i przypisała im konkretne role.

- Tak! Bo to ja jestem władcą losu!

- Nie mojego! - krzyknął z oburzeniem Kain - We własnej głupocie i ignorancji stworzyłeś Raziela istotę o niezaprzeczalnie wolnej woli, aby mnie zabił. A teraz ja zabiję ciebie, dzięki mocy, którą sam mu dałeś.

- Dość krzyków głupcze. Spróbuj swoich sił.

Wampirowi nie trzeba było powtarzać. Rzucił się w stronę oka i już miał zadać cios, gdy poczuł jak coś go uderza. Niespodziewana fala energii odrzuciła go, aż do przeciwległej ściany. Wstał i miał powtórzyć atak, gdy zauważył, że nie ma Reavera. Miecz leżał pod samym okiem.

- Przegrałeś wampirze - powiedział Elder, po czym zaśmiał się okrutnie - Ciekawe jak poradzisz sobie bez miecza?

- Zaraz zobaczysz - krzyknął po czym znów ruszył do ataku.

Nie zdążył jednak zrobić dwóch kroków, gdy telekinetyczna fala znów cisnęła nim o ścianę. Poczuł jak z kącików ust wycieka mu krew. Wstał i skoczył na przód. Sekundę później znów leżał na ziemi. Podniósł się tym razem z trudem.

- Poddaj się - krzyknął Elder. - Nie masz szans w walce zemną.

- Nigdy!

- Więc wyrwę twą duszę z tego marnego ciała.

Po chwili wampir poczuł jak coś unosi go do góry. Gdy znalazł się na wysokości oka, kilka wiązek energii uderzyło w jego ciało. Poczuł jakby każda wbijała się w niego i coś wyrywała. Ból był tak okropny, że nie mógł tego znieść. Po raz pierwszy w czasie swego istnienia zaczął krzyczeć. Po chwili poczuł jak słabnie, jak traci władzę w ciele, a zarazem staje się niezwykle lekki. Sekundę później stracił przytomność.

~

Gdy znów otworzył oczy ujrzał zupełnie inny świat. Leżał w korytarzu prowadzącym do komnaty Eldera, jednak wszystko widział, jakby przez zielonkawo niebieską wodę. Wszystko lekko falowało, a ściany i sklepienie powyginały się groteskowo. Wyglądało to jak karykatura prawdziwego świata. Z trudem wstał i spojrzał w stronę komnaty.

- Gdzie ja jestem? - spytał szeptem sam siebie.

- W świecie spektralnym Kain - usłyszał głos za swymi plecami i obrócił się jednym skokiem.

Oto przed nim stał Raziel. Zupełnie taki sam, jak wtedy gdy przebił go Reaverem. Przez chwilę wampir myślał, że to złudzenie .

- Raziel? - spytał nieśmiało. - Jak to możliwe?

- Tak to ja Kain. Przecież ja nigdy nie zginąłem, połączyłem się jedynie z mieczem.

- Czyżby... czyżby ten potwór zniszczył Soul Reaver?

- Nie, nawet on nie dysponuje taką mocą.

- Więc co tu robisz, czemu jesteś wolny?

- Bo miecz jest przywiązany do ciebie, do Wybrańca. Siłą miecza nie jest jego powłoka materialna lecz potęga uwięzionych w nim mocy i dusz. Gdy miecz został od ciebie oddzielony, gdy umarłeś...

- Umarłem - spytał zdziwiony - Wiec czemu nadal tu jestem.

- Elder nie był w stanie cię ostatecznie zniszczyć. Twe prawdziwe przeznaczenie uratowało twą duszę. Lecz gdy odszedłeś do tego świata, siła miecza podążyła za tobą, w mojej postaci.

- To nic nie zmienia - krzyknął Kain i padł na kolana - Przecież będąc w tym świecie nic mu nie zrobię.

- I dlatego musisz jak najszybciej powrócić do świata materialnego.

- Ale... jak?

- Tak jak ja robiłem to tysiące razy. Musisz znaleźć jakieś martwe ciało, a następnie siłą woli wepchnąć w nie swą duszę. Ja mogłem tego dokonać, więc i ty możesz. Po chwili przejdziesz do materialnego świata w ciele które znalazłeś, lecz dopasuje się ono do ciebie.

- A co z tobą? Będziesz mi towarzyszył?

- Nie... i zarazem tak. Jako oddzielny byt mogę istnieć tylko w tym wymiarze. Jednak wejdę w ciebie. Moc moja i Reavera będzie krążyć w twoich żyłach dopóki nie znajdziesz Blood Reavera.

- Blood Reavera?

- Tak musisz zdobyć Blood Reaver, najlepiej tuż po wykuciu, a gdy go dotkniesz moc Czystego Reavera przejdzie do ostrza. Tylko wtedy będziesz mógł tu powrócić i zmierzyć się ponownie z Elderem. Wiesz gdzie może być jakieś ciało?

- Tak! Na powierzchni zabiłem dwóch ludzi.

- Więc ruszaj.

Nie czekając pobiegł tunelem, a gdy dotarł od miejsca gdzie ten zaczął unosić się pionowo wzwyż, wspiął się po ścianie. Tym razem jezioro nie było puste. Wszędzie unosiły się widma martwych ryb. Świeciły na blado żółto i przenikały się nawzajem. Była to jedna z najdziwniejszych rzeczy jakie Kain kiedykolwiek zobaczył. Jednak nie było czasu na patrzenie. Ruszył w stronę brzegu i po kilku minutach wybiegł na powierzchnie. I tu wszystko było dziwnie zdeformowane. Od razu dostrzegł ciała świecące na fioletowo, tak wyraźne w tym zielono -niebieskim świecie. Jednak nie były to tylko dwa ciała ludzi, lecz pełno zwłok. Leżały tu trupy innych wojowników, oraz antycznych. Wampir podbiegł do najbliższego trupa, do tego co zostało z niegdyś pięknego, czarnowłosego Antycznego i skupił całą siłę woli, aby przenieść swą duszę w te zwłoki. Po chwili zobaczył jak wszystko ciemnieje.

Zaledwie moment później poczuł, że znów ma ciało. Spojrzał w dół i ujrzał jak niebieska skóra zaczyna robić się zielona, jak krótka toga antycznego zmienia się w czarne spodnie. Poczuł, jak skrzydła powoli wrastają mu w łopatki. Już po chwili stał tam, cały taki jak dawniej. Tylko jego oczy się zmieniły. Teraz świeciły niebieskim blaskiem, zupełnie jak te Raziela, tylko że pełne mocy. Wampir nigdy nie czuł się tak potężny jak teraz. Wiedział że to moc miecza tak go zmieniła. Czuł, że może rozszarpać każdego przeciwnika.

A wrogów było wielu. W Dolinie przy jeziorze pomiędzy martwymi ciałami antycznych stali żołnierze. Wszyscy odziani w prymitywne zbroje ze skór i dzierżący miecze z brązu. Tylko jeden się wyróżniał. Stał tam pośród oddziału wojowników odziany w fioletową szatę z kapturem. W rękach trzymał laskę w kształcie węża trzymającego w pysku purpurową kulę. Twarz miał młodą i smukłą, a oczy pełne życia. Oto na wezwanie rogu przybył najpotężniejszy ludzki mag, Moebius. Nagle Kain spostrzegł, że obok niego klęczy druga postać w identycznych szatach.

- Przecież nie możesz zabić samego siebie - wyjąkał - Ja jestem tobą z przyszłości.

- Kłamiesz! - krzyknął młody Moebius, głosem znacznie silniejszym i pewniejszym.

- Nie on nie kłamie - zaprzeczył Kain.

Nagle wszyscy spojrzeli prosto na niego. Z ich min wampir odczytał, jak bardzo są przerażeni tym widokiem. Teraz zrozumiał, jak musiał czuć się Raziel. W tym świecie białowłosy wampir był obcy, był demonem.

- Kain - krzyknął strażnik czasu - To on jest waszym wrogiem, nie ja - zwrócił się do samego siebie z przeszłości.

- Więc najpierw zabijemy jego, a potem ciebie kimkolwiek jesteś!

Wampir wybuchnął ironicznym śmiechem.

- Magu popełniłeś błąd. Stanąłeś po stronie przegranego i zginiesz - powiedział do starego Moebiusa.

- Głupcze! Przecież ty nawet nie masz już swego miecza!

- Potęga miecza jest we mnie!

- Żołnierze - krzyknął młody mag - Zabić ich obu!